piątek, 26 kwietnia 2013

Kontrowersje wokół Daniela Cohn-Bendita



Kontestacyjne ruchy młodzieżowe, jakie zaistniały w Europie Zachodniej w latach 60. ubiegłego wieku to temat tyleż fascynujący, co wzbudzający całe mnóstwo kontrowersji. Oczywiście można zrozumieć bunt wobec zakłamanego układu politycznego (bo zawsze jest jakiś układ), który się zakonserwował po II wojnie światowej (we Francji od czasów objęcia władzy przez generała de Gaulle’a), można zrozumieć niechęć do wstępowania w sztywno określone kręgi biznesowo-polityczno-towarzyskie i chęć stworzenia społeczeństwa alternatywnego. Generalnie chodzi o to, że młodzi chcieli zmieniać świat w swoim mniemaniu na lepszy. Niestety, coraz częściej dochodzę do wniosku, że jestem jednak konserwatystą (choć niewierzącym, ale to obecnie na Zachodzie nie jest jakiś wyjątek), ponieważ ruchy, które zaproponowały młodym ludziom narkotyki, wolność obyczajową jako element nie tyle wyboru, co obowiązującego schematu (osobiście jestem pod tym względem bardzo tolerancyjny, o ile ktoś nie próbuje mi narzucić swoich norm), a jako ideologię maoizm, trockizm czy kubański marksizm, uważam za szkodliwe społecznie, nie wspominając już o szkodach w psychice i zdrowiu fizycznym jednostek. Ruchy te komunistyczna telewizja nazywała lewackimi i ja również tak je nazywam.

Eksperymenty wychowawcze wprowadzane przez pokolenie ’68 już w latach 70. przez absolwentów amerykańskich uniwersytetów, którzy zostawali nauczycielami w niektórych regionach (tych bardziej „postępowych”) m.in. doprowadziły amerykańską oświatę do tego stanu, który dzisiaj owocuje pomyleniem Czeczenii z Czechami. Rodzice starający się być dla swoich dzieci kumplami również nie stanęli na wysokości zadania (choć oczywiście mogą tutaj być wyjątki, bo wiele też zależy od osobowości dziecka). W Europie ruchy lewackie przeszły swoistą ewolucję – ci, którzy nie poświęcili się muzyce i narkotykom, zaangażowali się w politykę, z czego część dołączyła do lewicowego establishmentu, zaś część rozpoczęła działalność terrorystyczną (grupa Bader-Meinhoff w Niemczech czy Czerwone Brygady we Włoszech) posuwając się do morderstw politycznych i to nie na jakichś skrajnych faszystach i kanaliach, ale na politykach bardzo umiarkowanych cieszących się dość powszechną sympatią. Doskonale pamiętam ten terroryzm lat 70., ponieważ jako dziecko regularnie oglądałem komunistyczny Dziennik Telewizyjny tudzież słuchałem radia – zarówno tego reżmowego, jak i Głosu Ameryki. Porwaniem Aldo Moro żył cały świat i dosłownie wszyscy w napięciu czekaliśmy, czy policja dogada się z terrorystami i czy tego człowieka wypuszczą na wolność. Niestety nie wypuścili, zaś po kilku dniach odnaleziono jego ciało.

Nie wiem, na ile akurat te włoskie i niemieckie grupy terrorystyczne były finansowane i wspierane technicznie przez Związek Radziecki (bo to, że Sowieci szkolili i finansowali terrorystów na Zachodzie, np. IRA, to pewne), ale oficjalna propaganda komunistyczna ani razu nie wyraziła sympatii wobec porywaczy. Wręcz przeciwnie, sympatię okazywano rodzinie Aldo Moro, zaś lewaccy terroryści byli oficjalnie potępiani.

Piszę o tym, ponieważ próbuję sobie zracjonalizować swoją swego rodzaju niechęć wobec całego ruchu nawiązującego do zachodnich młodzieżowych rebelii z 1968 r.

Postacią, która współtworzyła lewackie eksperymenty „wychowawcze”, a następnie całkiem nieźle się urządziła w świecie politycznego establishmentu, jest Daniel Cohn-Bendit, jeden z przywódców paryskiego Maja 68 („czerwony Dany”). W swoich wspomnieniach z pracy w alternatywnym przedszkolu otwartym tekstem pisał o doświadczeniach pedofilskich (dotykaniu swoich narządów przez dzieci i narządów dzieci przez siebie).[1] W latach 80. XX wieku znalazł swoje miejsce w ruchu niemieckich Zielonych, choć w kolejnych dekadach możemy zauważyć jego kandydaturę do Parlamentu Europejskiego z list Zielonych francuskich. Jako działacz unijny jest wielkim zwolennikiem stworzenia europejskiego państwa federacyjnego.

Tak naprawdę niewiele wiedziałem o tym człowieku do roku 2008, kiedy to Daniel Cohn-Bendit podczas swojej wizyty jako przedstawiciel Parlamentu Europejskiego w Pradze, w sposób wyjątkowo arogancki i butny dyktował prezydentowi Vaclavowi Klausowi, jakie dokumenty głowa Republiki Czeskiej będzie musiała podpisać. Można nie kochać prezydenta Klausa i jego poglądów, bo jest to polityk, który stawia na suwerenność własnego kraju (co ja akurat doskonale rozumiem), ale arogancja Cohn-Bendita przekraczała granice przyjętych w cywilizowanych krajach manier i były czeski przywódca miał prawo odebrać ją jako rażącą bezczelność.

Daniel Cohn-Bendit to człowiek, który jest, niczym wzorzec metra w Sevres pod Paryżem, modelowym obiektem nienawiści wszelkiej maści ugrupowań faszyzujących – z pochodzenia Żyd, na dodatek lewak i na dokładkę pedofil. Brunatni komentatorzy oczywiście na pierwszy plan wysuną jego żydostwo, konserwatyści lewactwo, zaś… No właśnie, kto się przyczepi jego skłonności pedofilskich (być może przejściowych, nie wiem, ale jednak będących faktem przyznanym przez samego zainteresowanego)? Czy tylko katolicy spod znaku Frondy? Wydaje mi się, że pedofilię powinien potępić po prostu każdy! Pojawia się jednak dylemat, bo jeżeli jest się gorącym zwolennikiem stworzenia Unii Europejskiej jako superpaństwa, to jak tu się czepiać czołowego orędownika tej sprawy? Jeżeli jest się zwolennikiem szeroko pojętej lewicowości, to jak tu potępić jednego z własnych liderów? A być może niejeden Żyd może pomyśleć, że tego Daniela Cohn-Bendita czepiają się naziści tylko i wyłącznie przez jego pochodzenie? Pułapka polega więc na tym, że całe grupy ludzi, wśród których z całą pewnością są ludzie dobrej woli, nie potrafi się zdobyć na potępienie wyjątkowo nieciekawej postaci europejskiego życia publicznego tylko dlatego, że potępiają go również ludzie złej woli.

Jeżeli Cohn-Bendit pojawia się gdzieś publicznie, to jest wysoce prawdopodobne, że sama zapowiedź wystąpienia tego kontrowersyjnego unijnego aparatczyka wywoła m.in. negatywną reakcję. Ponieważ praktycznie w każdym społeczeństwie większość pozostaje bierna, inicjatywę przejmują środowiska skrajne.

Trafiam oto, dzięki znajomym z FB, na artykulik na portalu TOKFM (http://www.tokfm.pl/blogi/zielonymokiem/2013/04/zatrzymac_narodowcow_/1), który zaczyna się od następującego akapitu:

„Narodowcy wypędzili Daniela Cohn-Bendita, ikonę Maja 68, z Uniwersytetu Wrocławskiego - polityk francuskich i niemieckich Zielonych zrezygnował z udziału w debacie nie podając przyczyn. Neofaszystowski terror rozprzestrzenia się po Polsce, a reakcja sił progresywnych nie jest wystarczająco zdecydowana.”

Tekst kończy z kolei takie stwierdzenie:

„I choć w/w środowiska używają jako argumentu filmu z wynurzeniami DCB z lat 70, w których opisuje on swoją pracę w przedszkolu, posądzając go o skłonności pedofilskie, to nie Cohn-Bendit jest celem. Chodzi o zawłaszczenie przestrzeni publicznej, zastraszenie przeciwników, przesunięcie debaty publicznej na prawo.”

Żeby było wszystko jasne, mam ogromne obawy przed wszelkimi ruchami, które zawłaszczają sobie monopol na patriotyzm, polskość itd. Jeszcze większy strach mam przed tymi, którzy nie kryją się ze swoją gotowością krzywdzenia ludzi ze względu na ich odmienność etniczną, religijną, seksualną i polityczną. Nie ulega żadnych wątpliwości, że zarówno ci, którzy sami przyznają się do brunatnych sympatii, jak i tych, którzy swoje bandycko-sadystyczne skłonności ukrywają pod ideologią narodową, to zło, którego nie powinno być na polskiej ziemi (na żadnej innej zresztą też).

Autor artykułu ubolewa, że podczas gdy w naszym kraju coraz bardziej aktywna staje się skrajna populistyczna prawica, siły lewicowe zdają się popaść w apatię. Tutaj niestety trudno powstrzymać się od cynicznego komentarza – prawdopodobnie idee lewicowe (czy może bardziej „lewackie” w tym sensie, w jakim jak używam tego terminu) nie są na tyle atrakcyjne, żeby ktoś chciał za nie narażać zdrowie. Jeżeli natomiast nie idee, to może sam Daniel Cohn-Bendit jest postacią zbyt mało charyzmatyczną, żeby w charakterze jego ochroniarzy wystąpili młodzieńcy z komunistycznym zbrodniarzem Che Guevarą na koszulkach.

A już zupełnie poważnie – analiza socjologiczna wydarzeń lat 20. i 30. XX wieku, tudzież historia świata po II wojnie światowej, w tym dramat grecki, który dosłownie rozwija się na naszych oczach, powinien nas już dawno nauczyć, jakie mechanizmy prowadzą do większej aktywizacji środowisk skrajnie nacjonalistycznych i populistycznych. Brunatna zaraza nie wzięła się z niczego. Również nie z powietrza wzięli się greccy nacjonaliści, którzy coraz częściej dają o sobie znać w kraju, gdzie demokraci po prostu wszystko spieprzyli i czego nie da się nijak ukryć, ani za co nie da się zwalić winy na kogokolwiek innego.

Ogoleni lub zakapturzeni (albo jedno i drugie) młodzieńcy, dający upust swojej frustracji w postaci agresji stają się coraz poważniejszym problemem i będą się musieli znaleźć politycy, którzy postawią im zdecydowaną tamę. Nie potrafię jednak ukryć satysfakcji z odwołania wystąpienia Daniela Cohn-Bendita na Uniwersytecie Wrocławskim, choć wolałbym, żeby zniechęciła go zdecydowana postawa wszystkich środowisk, które myślą zdroworozsądkowo i które sprzeciwiają się lansowaniu postaci, która z wyjątkową nonszalancją przyznała się do praktyk pedofilskich.

W szerszym kontekście nastąpiło po prostu rozczarowanie Unią Europejską, która obecnie oprócz dążenia do centralizacji władzy w rękach ludzi przez nikogo nie wybieranych w ramach jakiegoś superpaństwa, zmaga się z poważnymi problemami ekonomicznymi stawiającymi jakąkolwiek ponadnarodową integrację pod znakiem zapytania.



[1] "W 2001 roku niemiecka dziennikarka Bettina Röhl oskarżyła go o pedofilię na podstawie autocytatów z autobiograficznej książki pt. Wielki Bazar (1975). Cohn-Bendit napisał między innymi W 1972 roku złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad 2 lata. Mój ciągły flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały jak mnie podrywać. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem.." (http://pl.wikipedia.org/wiki/Daniel_Cohn-Bendit)

1 komentarz: