czwartek, 16 kwietnia 2009

Nisze i "mainstream"




 Swego czasu dyskutowałem ze znajomymi o tym, jak w świecie muzycznym lansuje się miernoty, podczas gdy ludzie utalentowani nie mogą się przebić. Wyraziłem zdanie, że taka artystka bluesowa jak Magda Piskorczyk potrzebuje dobrego agenta, który dzięki swoim znajomościom w świecie przemysłu rozrywkowego, wepchnąłby ją na ekrany telewizorów, skąd bez skrupułów wyrugowałbym kilka innych „gwiazd”. Jeden ze znajomych, sam muzyk wyrosły z piosenki studenckiej (niegdyś laureat, a teraz jeden z jurorów łódzkiej Japy) uprawiający poezję śpiewaną i piosenkę turystyczną, naprowadził mnie na właściwe tory myślenia, twierdząc, że wpakowanie Magdy Piskorczyk w świat muzycznego establishmentu, świat gwiazd, gwiazdeczek i „celebrytów” (brr, co za słowo!) byłoby zniszczeniem jej jako artystki. O wiele lepiej jest, kiedy pozostaje w swojej niszy, bluesie, i to w tym dość hermetycznym środowisku fanów tego typu muzyki święci triumfy. Tak jest z wieloma innymi gatunkami muzycznymi i wykonawcami osiągającymi w nich artystyczne wyżyny.

 

Wszystko wskazuje na to, że powoli będzie zanikać coś, co nazywamy głównym nurtem (mainstream) w wielu dziedzinach. Po pierwsze, nikt nie jest w stanie obserwować wszystkiego, co się dzieje nawet we własnej wąskiej specjalności.  W związku z tym tworzą się szkoły, których przedstawiciele nie tylko wyważają otwarte drzwi, bo ktoś inny robił to co one wcześniej, ale również tworzą hermetyczne języki, które być może mówią o tym samym, ale używają innej nomenklatury.  To się może zdarzyć z literaturą i jej krytyką, tak już się dzieje w wielu dziedzinach nauki i sztuki wizualnej. Z muzyką jest podobnie. Fani jazzu nie słuchają bluesa, a słuchacze hip-hopu nie gustują w poezji śpiewanej (choć ja akurat widzę między tymi dwoma gatunkami wiele wspólnego).

 

Internet wbrew pozorom nie stał się i prawdopodobnie nigdy się nie stanie nowoczesną wieżą Babel, dzięki której cały świat stanie się faktycznie „globalną wioską”, a wszyscy będą mieć te same gusta we wszystkich dziedzinach. Ktoś, kto tak uważa, nie bierze pod uwagę faktu, że ludzie różnicują się, kiedy tylko mogą. Tworzą grupy i całe konstelacje wzajemnych powiązań, jak i całe skomplikowane systemy wzajemnej niechęci czy wrogości.  Jeśli zasypiemy rowy tworzące dzisiejsze podziały (rasa, narodowość, klasa społeczna), ludzie nie omieszkają zorganizować „nowego świata” wg nowych kryteriów podziałów, systemów afiliacji i odrzucenia. To leży w naszej naturze. Nie wyobrażam sobie zresztą, żeby mogło być inaczej. Gdybyśmy przestali różnicować, osiągnęlibyśmy najwyższy stan zjednoczenia ze Uniwersum, a na to się raczej nie zanosi. Internet z jednej strony tworzy nową platformę łączącą ludzi, ale daje kolejną okazję do tworzenia mniej lub bardziej zamkniętych „środowisk”. Platforma porozumienia nie gwarantuje porozumienia, to pewne. W Internecie grupują się więc fani heavy metalu czy muzyki klasycznej, którzy nie wchodzą na strony tej drugiej grupy, bo nie czują, żeby mieli tam czego szukać.  

 

Przy większym dostępie do Internetu, który mógłby zastąpić, albo raczej wchłonąć tradycyjne media (radio i telewizję), tzw. główny nurt mógłby zaniknąć całkowicie, natomiast ludzie koncentrowaliby się tylko na tym, co ich interesuje. Czy to dobrze? W pewnych dziedzinach myślę, że tak. Fani bluesa mogą się integrować wokół stron mu poświęconych (tak samo jak miłośnicy innych gatunków muzyki), natomiast ludzie, którzy się interesują wszystkim po trochu (jak ja np.), mogą sobie wędrować od strony do strony. Jest to o tyle dobre, że uniezależniamy się od narzuconej przez telewizję i radio komercyjnej papki, od której użytkownik tych tradycyjnych mediów nie ma praktycznie ucieczki.

 

Są też słabe strony tego zjawiska. Ludzie, którzy będą się organizować wokół konkretnych stron WWW, mogą ulec pokusie eskapizmu, natomiast w stosunkach międzyludzkich może nastąpić daleko posunięty relatywizm moralny, gdzie etyki poszczególnych grup przestaną w ogóle do siebie przystawać. Tak się może stać. Osobiście mam jednak nadzieję, że ludzie pozostaną ludźmi, a zdrowy rozsądek nie pozwoli na traktowanie Internetu jak coś więcej, niż tylko kolejnego narzędzia w ich rękach.

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz