Kiedy Kościół mówi o "prawach naturalnych", uśmiecham się pod nosem, bo prawa panujące w naturze dalekie są wzajemnej miłości. Naturalny jest pęd do przekazania genów, obrony ich i zapewnienie sobie i swoim genom pożywienia. Tylko to się liczy i nie ma tu miejsca na żadną etykę. Czasami jednak przyroda potrafi nas zaskoczyć.
W przyrodzie nie ma "zmiłuj się", ale zdarzają się "cuda". Przygoda małego bawoła, który przetrwał atak gromady lwów i krokodyla, żeby w końcu zostać odbitym przez własne stado daje do myślenia. Uważam, że to wręcz metafora stosunków międzyludzkich, choć w rzeczywistości jest odwrotnie - stosunki międzyludzkie pojawiły się dużo później niż takie sytuacje. Nie to jest ważne. Wniosek jest jeden - solidarność wobec agresywnego wroga i przełamanie strachu daje efekty. Z drugiej strony widać jasno na jakiej zasadzie działają lwy - czyhają na najsłabszego osobnika w stadzie. Jeśli w stadzie zabraknie solidarności, garstka kotów może zrobić z bawołami wszystko. Do tego jeszcze, jak to w życiu, rywal naszego wroga, ale niestety również nasz wróg (w tym wypadku krokodyl), może cię zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Czasami "oczy dookoła głowy" nie wystarczą, ale trzeba umieć się postawić, a w ten sposób zmobilizować innych do właściwej postawy i obrony swojego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz