Niejednokrotnie krytykowałem bełkot, który sami użytkownicy nazywają językiem naukowym. Ponieważ co jakiś czas tłumaczę pewne teksty, do pasji doprowadzają mnie sformułowania, które są niczym innym jak masłem maślanym. Np. „profesjonalizacja zawodu …” to nic innego jak uzawodowienie zawodu, albo profesjonalizacja profesji, ale jest słowo z „-acja” na końcu? Jest. No i już jest naukowo.
Swego czasu pewna pani z łódzkiej telewizji lokalnej (na samym początku lat 90.) prosiła mnie, żebym tłumaczył jej wywiad z Hannah Tierney, wspaniałą nowojorską artystką, która robiła niesamowite widowisko za pomocą specjalnego rusztowania z żyłkami wędkarskimi, które poruszały zawieszone kostiumy. Te ostatnie robiły wrażenie żywych aktorów. Pani dziennikarka zadała pierwsze pytanie, które zaczynało się od: „Pani Hanno, pani przedstawienie jest typu performance”. „No fajnie”, pomyślałem sobie, „your performance is a performance”. Nie pamiętam już jak z tego wybrnąłem, ale jakoś na szczęście poszło.
Niedawno chciano, żebym przetłumaczył nazwę klubu balonowego, który miał już w nazwie po angielsku „Ballooning team”. Miało wyjść coś mniej więcej jak „Klub balonowy ‘Klub Balonowy’”.
Przeraża mnie bezmyślność ludzi, którzy tworzą tego typu teksty. Ktoś kiedyś zaadoptował słowo z języka obcego i w ten sposób „wzbogacił” polszczyznę, ale potem używa obok siebie po przecinku lub spójniku „i” „socjalny” i „społeczny”.
Śmieszy mnie, kiedy licealiści pytają mnie, jak jest po angielsku „traktor”, bo to po prostu jest angielskie słowo. Ostatnio zaś pewien mój „dowcipny” kolega zapytał mnie jak jest po angielsku „fuck you”. Dowcipas bardzo cienki, ale kontekst przynajmniej od razu kompletnie niepoważny. Tymczasem ludzie piszący teksty, gdzie obok siebie występują wyrazy o identycznym znaczeniu, są śmiertelnie poważni. I to mnie właśnie przeraża.
O ja po prostu uwielbiam tłumaczyć streszczenia referatów na konferencje :) Masło maślane. Słowotok i zero treści :). Chyba stosunkowo najwięcej samodyscypliny mają lekarze, bo są mocno oczytani w literaturze anglojęzycznej :). A najgorszy chyba koszmar jaki tłumaczyłam to była jakaś instrukcja dotycząca postępowania wszelakich służb cywilnych w sytuacjach kryzysowych. No mam nadzieję, że nie dopadnie nas żadne skażenie chemiczne na wielką skalę, bo kto za co jest odpowiedzialny wedlug tej instrukcji chyba nie wie nikt...
OdpowiedzUsuń