W sobotę wziąłem udział w Zjeździe Absolwentów IV LO im. Emilii Sczanieckiej w Łodzi. Od dawna zastanawiałem się, co ta Szkoła ma w sobie, że zarówno jej absolwenci, jak i obecni uczniowie odczuwają dumę z chodzenia do budynku przy Pomorskiej 16.
To, co za chwilę napiszę, może się wydać kontrowersyjne, ale gdyby ktoś miał wątpliwości co do moich intencji, to od razu zaznaczam, że jestem dumnym absolwentem IV LO i moje podejście do tej Szkoły jest jak najbardziej pozytywne.
Uważam, że popularność IV LO, mimo tego, że np. I LO (Kopernik) zawsze nas wyprzedzał w liczbie laureatów olimpiad przedmiotowych, brała się z bardzo dobrej atmosfery w samej szkole i w niespotykanej gdzie indziej samonakręcającej się autopropagandzie. Pod tym względem IV LO przypomina nieco Stany Zjednoczone Ameryki. Nauczyciele nie musieli nam wbijać do głów, że jest to świetna Szkoła. Pozytywna propaganda działała na poziomie samych uczniów. Czy to oznacza, że proces dydaktyczny nie był najważniejszy? Oczywiście tak tego ująć nie można. Absolwentów Czwórki można spotkać na wielu odpowiedzialnych stanowiskach. Są wybitnymi lekarzami, muzykami, dziennikarzami. Są też wśród nas ekonomiści i politycy.
Atmosfera Szkoły oczywiście zmieniała się w zależności od aktualnej dyrekcji, grona pedagogicznego czy też samych uczniów. Starsze od mojego roczniki wspominają Panią Dyrektor Albinę Krucińską jako rygorystycznie przestrzegającą „dress code” Szkoły, która potrafiła z linijką sprawdzać przy wejściu do Szkoły długość spódnic uczennic, oraz kompletność mundurków (koszula, marynarka) uczniów. Co ciekawe, dzisiaj wspominają to raczej z sentymentem. Ja zacząłem chodzić do Sczanieckiej w czasach Pani Dyrektor Bożeny Zaorskiej, która już wcześniej obowiązek noszenia mundurków zniosła.
To, za co ja osobiście uwielbiam Czwórkę, to fakt, że Szkoła nie prześladowała indywidualistów. Może się to wydać niezbyt istotnym faktem, ale osobiście uważam, że jest to czynnik podstawowy w kształtowaniu postaw młodych ludzi. Jeżeli ktoś miał talent w jakimś kierunku, jeżeli był inteligentny i dowcipny, to mógł sobie pozwolić na swobodną dyskusję z nauczycielem. Oczywiście nie należy tego mylić z pospolitym chamstwem tak dobrze znanym tym, którzy się parają zawodem nauczycielskim. Uczeń Czwórki wiedział, że pewnych granic kindersztuby przekroczyć nie wolno, ale też przed nauczycielem nie musiał drżeć ani padać na kolana. Oczywiście nauczyciele bywali różni, a i różni uczniowie mieli swoje subiektywne do nich podejścia. Byli nauczyciele, których niektórzy się bali, ale myślę, że nie było takich, których bali się wszyscy bo wzbudzali jakiś paniczny strach (piszę o moich czasach oczywiście). Kiedy po podstawówce znalazłem się w Czwórce, zachwycił mnie fakt, że żaden nauczyciel nie krzyczy na uczniów. Uwagi (nieraz kąśliwe) były zwracane kulturalnie i spokojnie. Traktowanie ucznia po trosze jak dorosłego, sprawiało, że człowiek faktycznie wchodził w rolę dorosłego. Robienie z siebie złośliwej małpy wobec ludzi, którzy traktowali cię poważnie, byłoby czymś kompletnie głupim.
Świadomość chodzenia do prestiżowej Szkoły być może sama w sobie nie musi być gwarantem sukcesu. Tak naprawdę można dość prosto wywieść, że taka autoreklama w stylu amerykańskim (gdzie społeczeństwo samo się „nakręca” bez konieczności istnienia jakiegoś ministerstwa propagandy), prowadzi do produkcji próżnych a zarozumiałych bufonów, którzy oprócz niczym nie uzasadnionej pychy nie mają nic do zaoferowania. Takie przypadki oczywiście tez mogły i nadal mogą się zdarzyć. Myślę, że w przypadku Czwórkowiczów takie myślenie miało jednak efekt pozytywny. To, że byliśmy nieco „posh”, jak to mówią Anglicy, sprawiało, że chcieliśmy jednak sami się podciągnąć w wielu dziedzinach. Chcieliśmy dorównać wizerunkowi, który sami sobie stworzyliśmy, a w związku z tym nasze wyobrażenie o sobie nie kończyło się na pustej dumie, ale na pracy w celu wypełnienia jej treścią.
Zjazd, na którym pojawił się prezes Narodowego Banku Polskiego, Kolega Marek Belka czy minister infrastruktury obecnego rządu, Kolega Cezary Grabarczyk, tudzież szereg profesorów, lekarzy czy artystów, z pewnością sprawi, że obecna młodzież od Sczanieckiej jeszcze bardziej umocni się w dumie z przynależności do tak zacnego grona i zechce mu dorównać w wynikach w nauce i pracy. To jest właśnie siła Czwórki, która polega, jak wierzę, na budowaniu zdrowej i pozytywnej samooceny ucznia.
Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że istnieli i nadal istnieją tacy, którzy może nie do końca lubili/lubią samą Szkołę i jej nauczycieli. Cóż, tego nie da się uniknąć. Nie da się dogodzić wszystkim. Myślę jednak, że znajdę całkiem pokaźną liczbę Absolwentów i Uczniów IV LO im. E.Sczanieckiej w Łodzi, którzy moje subiektywne zdanie podzielają.
Jestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuńMoże i nie byliśmy najlepszą szkoła w Łodzi ale mieliśmy swoje poczucie wartości i później sentyment do Czwórki co pewno jest zasługa nauczycieli , którzy uczyli w IV LO jak choćby legendarny prof Frankowski zwany Nikusiem a w późniejszym czasie prof Lazari , który założył zespól balałajek .
Usuń