piątek, 21 marca 2014

Na marginesie wypowiedzi Verheugena



Na naszych oczach Putin robi spektakl godny najlepszych lat ZSRR, anektuje ziemię innego państwa, a ludzie dywagują nt. banderowców w parlamencie kijowskim. Inni mówią "nie ma wojny, więc nie panikujmy". A któreż imperium nie chciałoby zdobywać nowych terytoriów bez wojny czyli bez strat, tak jak się to udało Rosji? Putin odbudowuje imperium, a ktoś mówi o rusofobii, albo o groźbie nowej zimnej wojny. Zimna wojna już się toczy - odkąd w Moskwie zaczął rządzić Władimir Putin. 


Jak zwykle w sytuacjach groźnych i trudnych, pojawia się szereg opinii, w tym niemało teorii spiskowych.  Oczywiście czyjeś knowania muszą stać za każdym działaniem, ale problem polega na tym, że większość domysłów dotyczących spiskowców jest kompletnie pozbawiona logiki.

Można założyć, że jakieś bogactwa, np. ropa naftowa u wybrzeży Krymu, o których się mówi w plotkach, skusiły Amerykanów (za którymi stoją Żydzi, a jakże), którzy postanowili wyrwać Ukrainę spod wpływów Rosji i przejąć kontrolę nad tym krajem. Jeżeli za Majdanem od początku stali Amerykanie, to doprawdy nie wiem na co liczyli. Że Putin tak po prostu odda swoją strefę wpływów, bo się przestraszy? Ale niby czego, skoro Amerykanie musieliby zachować własny udział w całej sprawie w tajemnicy? Tłumu Ukraińców? Ukraińskiej armii? Jak to niby miałoby wyglądać? Majdan obala prorosyjskiego Janukowycza, a następnie oddaje swoją gospodarkę w ręce zachodniego kapitału? No, z drugiej strony to jest jedyna alternatywa w dzisiejszym świecie, dlatego kilka wpisów wcześniej, kiedy protesty na Majdanie dopiero się zaczęły wyraziłem swój daleko idący sceptycyzm wobec ich sensu. Reformy, jakie narzuca Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unia Europejska, z pewnością nie mogą się spodobać ludności Ukrainy, jak zresztą żadnej ludności w jakimkolwiek innym kraju. Obawiałem się wtedy, że tak samo, jak już w historii Ukrainy bywało, antyrosyjska postawa nie jest wcale w tym kraju powszechna, a Majdan tylko do czasu będzie mówił jednym głosem. Do tego przed banderowskim nacjonalizmem ostrzegali już inni, choćby tacy politycy, jak Jacek Kurski z Solidarnej Polski. Myślę, że nie byłem jedyny, który miał i nadal ma wątpliwości wobec stabilności i jedności samych Ukraińców.

Dawno też sceptycznie podchodziłem do wiary działaczy Prawa i Sprawiedliwości w romantyczną wizję pięknej federacji państw leżących na ziemiach Pierwszej Rzeczypospolitej. Niektórym dobrym znajomym naraziłem się wykazując bezzasadność tej wiary wyrosłej z myślenia dziewiętnastowiecznego, ale dzisiaj niezbyt mającej szanse na powodzenie ze względu na inne zapatrywania ludności samej Ukrainy, Białorusi czy Litwy. Przypomnijmy sobie, że Ukraińcy na Majdanie chcieli do Unii Europejskiej, a nie do Federacji Międzymorza.

Kiedy snajperzy zaczęli zabijać ludzi, sprawy nabrały nowej dynamiki i nowego sensu. Prorosyjski prezydent Wiktor Janukowycz, który okazał się typowym dla systemów postsowieckich oligarchicznym dorobkiewiczem, zbiegł pod skrzydła swojego protektora,. Ten natomiast zaczyna operację przeciwko Ukrainie nie od próby reinstalacji Janukowycza na kijowskim tronie, ale od Krymu, bo tam rzekomo miejscowa ludność cierpi prześladowania z rąk ukraińskich faszystów. Putin zajmuje Krym, szybko robi referendum, co jest kpiną z elementarnych zasad stosunków międzynarodowych, które, jak łatwo przewidzieć, przynosi wynik pozytywny dla aneksji tej ziemi do Rosji, co właśnie dzisiaj mogliśmy zobaczyć w telewizji. Nie wiem, czy to jest ostatnie słowo Władimira Putina, bo przecież o podobną akcję proszą go rzesze rosyjskojęzycznych mieszkańców Charkowa.

Trzeba przyznać, że w historii takie przypadki nieraz już się wydarzały, ale ostatnio przyzwyczailiśmy się, że w Europie granic się nie zmienia, a przynajmniej nie tak bezczelnie.
Niejednokrotnie daje się usłyszeć głos, że politycy kierują się „mentalnością Kalego”, bo kiedy Amerykanie robią podobne rzeczy, to siedzą cicho, albo im jeszcze pomagają. To wszystko prawda, a polityka Amerykanów jest daleka od szlachetnych ideałów, które głoszą, ale trzeba na sprawy spojrzeć trzeźwo. Ci,  którzy chcieliby się kierować zasadami obiektywizmu w stosunkach międzynarodowych, musieliby umieć wskazać instancję władną ocenić właściwość postępowania tego czy innego państwa. Ponieważ w dzisiejszych czasach religia i boskie sankcje nie wchodzą w grę, pozostaje tylko jakaś umowa społeczna. Problem w tym, że jeżeli ktoś się nie chce umawiać, to go nikt do tego nie zmusi. Kiedy Hitler postanowił się z nikim nie umawiać co do swojej polityki, wystąpił z Ligi Narodów. Zresztą nie musiał. I tak w rzeczywistości nie ma innej reguły niż ta, że silniejszy robi to co chce, a słabszy wiąże się wątpliwymi umowami i z nich czerpie wiarę we własne bezpieczeństwo – kosztem swojej suwerenności.

Cały świat od ponad dekady obserwuje politykę Władimira Putina, której cel jest jasno widoczny, a wyniki pozytywne. Ponieważ Rosja gazem i ropą stoi, najpierw zdobyła kontrolę nad zasobami byłych republik sowieckich. M.in. było to potrzebne dlatego, że Rosja ze swoich własnych zasobów nie nadążyłaby z dostawami eksportowymi surowców energetycznych. Putin prowadzi też konsekwentną politykę wewnętrzną polegającą na utrzymywaniu własnego narodu w przekonaniu, że oto znowu jesteśmy potęgą, taką jak ZSRR, co też przynosi skutki. Ludzie mogą nie dojeść, ale rozpiera ich duma z Rosji i jej cara. To daje potężny efekt psychologiczny. Wystarczy przyjrzeć się kremlowskiej ceremonii wychodzenia prezydenta Federacji zza olbrzymich złoconych drzwi otwieranych przez żołnierzy w historycznych mundurach, żeby się zorientować o co chodzi. Imperium to konieczność ekspansji i pokazywania innym, że się jest imperium. Dlatego Putin musi być stroną aktywną, a Rosja nigdy nie może się stać takim samym krajem jak Niemcy czy Francja. Nastąpiłaby implozja i wielka smuta, taka jak za Jelcyna. Putin o tym wie i wie też doskonale, że Rosjanie by tego nie chcieli. Stąd np. w prywatnych rozmowach z niektórymi Rosjanami da się usłyszeć „Po co wam, Polakom, ten Zachód? Gdybyśmy my, Słowianie, trzymali się razem, bylibyśmy potęgą”. Bycie potęgą bowiem jest w myśleniu imperialnym priorytetem. Nie szczęście, czy choćby godziwe życie ludzi, ale rozpłynięcie się w jakiejś „potędze”.

Wszyscy doskonale widzą, jak Rosja opanowała europejski rynek gazu ziemnego, co stało się przy walnej współpracy Niemiec. Były kanclerz tego kraju, Gerhard Schröder, po skończeniu urzędowania został nawet etatowym członkiem Rady Dyrektorów rosyjsko-niemieckiego konsorcjum North European Gas Pipeline Company (NEGPC), do której zaprosił go Gazprom.

Widzimy, jako Unia Europejska, bezprzykładny triumfalny pochód Władimira Putina odbudowującego potęgę Związku Sowieckiego, do którego oficjalnie i bez żadnego zażenowania nawiązuje i kiedy w końcu otwarcie anektuje kawałek terytorium Ukrainy, pojawiają się głosy, że oto Ukraina nie powinna była drażnić Rosji, że na Ukrainie faktycznie do władzy dochodzi partia „Swoboda” nawiązująca do tradycji UPA. Komisarz Günter Verheugen nagle zaczyna się bać ukraińskich faszystów, przy których Austriak Jörg Haider to był harcerzyk, a przez którego przecież Unia Europejska zastosowała wobec Austrii sankcje (to jest cały osobny temat, bo niby dlaczego zastosowano sankcje wobec demokratycznego wyboru suwerennego państwa dotyczącego legalnie działającej partii – jakkolwiek bym nie lubił nazistów/faszystów czy innych nacjonalistów). I ani słowa o tym, że Rosja przy cienkiej fasadzie demokratycznych instytucji (wybory, partie opozycyjne) jest dyktaturą jednego człowieka, a prawa obywatelskie są nieustannie łamane.

W rzeczywistości „dużych chłopców” polityki istnieje tylko i wyłącznie mentalność Kalego. Putin o tym dobrze wie i wie również, że na Zachodzie nie ma ani jednej osobowości, która by mu dorównywała. Dlatego to on będzie kradł krowy, a jego naród będzie wierzył, że tak jest dobrze.

Wróćmy do Polski i Polaków, czyli naszej roli w całej sprawie. Uważam, choć pewnie narażę się wielu, że plusem jest pewna jedność całego obozu politycznego. Natomiast co do motywów poszczególnych entuzjastów pomocy Ukrainie i powstrzymania Putina, można oczywiście dyskutować. Jeżeli ktoś się kieruje sentymentem wobec „zielonej Ukrainy”, nad którą dzielnie unoszą się „sokoły”, to oczywiście ma do tego prawo, skoro się wychował na Sienkiewiczu, Mickiewiczu i tego typu legendach, albo kto się nasłuchał opowieści drużynowego ze starej harcerskiej piosenki, to faktycznie może go spotkać bolesne rozczarowanie. Nie sądzę, żeby było co marzyć o wskrzeszeniu idei Federacji Międzymorza, zwłaszcza, że Marszałkowi Piłsudskiemu chyba na pewnym etapie przestało na niej zależeć, bo nie upierał się, by z ziem ukraińskich, białoruskich i litewskich tworzyć autonomiczne rzeczypospolite w ramach federacji z Polską, które mogłyby się stać potencjalnymi ośrodkami irredenty wobec reszty tych ziem pozostających pod władzą sowiecką. Wręcz przeciwnie – nastąpiło bezpośrednie wcielenie tych ziem do Polski, a z niepodległą Litwą mieliśmy jedne z najgorszych stosunków w historii. Koncepcję jagiellońską, choć kuszącą i atrakcyjną (dla mnie osobiście też!) należy sobie darować, bo oprócz pewnej grupy Polaków, nikt do niej nie tęskni.

Być może prozachodnia młodzież i średnie pokolenie będzie z wdzięcznością pamiętać pomoc Polaków – moralne wsparcie i wysyłane dary, ale tego typu wdzięczność rzadko kiedy trwa długo, a już nigdy nie przekłada się na konkrety polityczne. Kto dzisiaj pamięta o pomocy związków zawodowych z Włoch czy Francji dla podziemnej „Solidarności”? Jeśli ktokolwiek coś chce pamiętać, to prezydenta Reagana i CIA. Czy to znaczy, że nie powinniśmy pomagać? Uważam, że wręcz przeciwnie. Powinniśmy, ponieważ chcemy pokazać naprawdę cywilizowane standardy i powinno nam zależeć na przyciąganiu kolejnych narodów do demokracji i wolności. Poza to jednak trudno, żebyśmy się w cokolwiek angażowali, bo nie mamy ani pieniędzy, ani możliwości.

Niemniej, jeśli chodzi o działania dyplomatyczne, sprzeciw wobec ekspansji Rosji, która okazała się jak na razie jedynym wygranym – zajęła Krym i upokorzyła cały Zachód pokazując mu jego niemoc – powinien być kontynuowany przez cały Zachód. Nie chodzi tu żadną kretyńską rusofobię opartą o „wiekach historycznych doświadczeń”, bo trendy historii można i należy zmieniać, ale z tego prostego względu, że inicjatywy Władimira Putina są niebezpieczne dla Europy i świata, ponieważ zmierzają do uzyskania kontroli nad Europą. Władimir Putin to nie jest jakiś pajac kierujący się historycznymi sentymentami czy zemstą. On prowadzi swoją własną, całkowicie współczesną, politykę, która jest dla reszty Europy niebezpieczna i to tyle. W tej sytuacji przestaje być istotne kto zainicjował Majdan. Osobiście wcale bym się nie zdziwił, gdyby za „spiskiem” kryli się sami Rosjanie, skoro to oni wygrywają na całej linii. Nie jest to istotne. Istotne jest raczej po stronie którego Kalego się opowiedzieć, żeby stracić jak najmniej krów. U Putina już i tak mamy przegrane, więc chyba jednak trzymajmy się Amerykanów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz