Częstotliwość moich wpisów na blogu wyraźnie spadła, bo też
konieczność zarobkowania to nie żarty, a przy tym chciałem w sezonie wakacyjnym
napisać coś pozytywnego, na duchu podnoszącego, coś co będzie po prostu
pasowało do radosnych dni lata. Niestety to się nie uda.
Rzeczywistość galopuje w kierunku, który trudno nazwać
pożądanym. Ludzie do siebie strzelają i mordują się w bardziej wyrafinowany
bądź prymitywny sposób.
Pod bokiem rozpada nam się sąsiad, w którego ratowanie się
zaangażowaliśmy jako państwo. Nasze kretyńskie media, odkąd zaczęła się
awantura na Ukrainie, praktycznie zupełnie zapomniały o największym i
najpoważniejszym od lat miejscu zapalnym na świecie, czyli Bliskim Wschodzie.
Podczas gdy my żyjemy podsłuchanymi szemranymi konwersacjami
naszych polityków, w zdezorganizowanym, częściowo dzięki „misji
demokratyzacyjnej” wojsk amerykańskich (z niewielką pomocą innych armii, w tym
polskiej), Iraku tworzy się kalifat, czyli idea jednego ośrodka kontrolującego
całą ummę, czyli wspólnotę muzułmańską. Niektórzy specjaliści (np. dr Katarzyna
Górak-Sosnowska) nieco lekceważy ten twór, twierdząc, że raczej nie rozwinie
się w prawdziwe państwo, ale jeśli nawet faktycznie tak się nie stanie, to czy
umniejsza to zagrożenie ze strony potężnej grupy zjednoczonych i uzbrojonych
fanatyków?
Prezydent Egiptu Abd al-Fattah as-Sisi podobno wprowadza
nowy rodzaj dyktatury, a przynajmniej rządów autorytarnych, co wielce boli
zachodnich komentatorów, którzy nie dostrzegają prostego faktu – w krajach
arabskich demokracja, czyli rządy ludu (większości) oznacza władzę islamistów
sterujących tłumami muzułmanów, którzy może sami nie są zbyt politycznie
uświadomieni, ale za to ufają religijnym przywódcom. Jak napisał pewien Egipcjanin
w komentarzu do satyrycznego rysunku w The Economist, w którym krytykowano
ograniczanie praw obywatelskich przez al-Sisiego, jeżeli nie al-Sisi to ISIS,
więc lepiej niech się zachodnie pięknoduchy zamkną.
Islamskie Państwo w Iraku i Syrii (alternatywnie Islamskie
Państwo w Iraku i Lewancie), czyli wspomniany już współczesny kalifat, to
organizacja, która może i faktycznie nigdy nie zdobędzie uznania
międzynarodowego, ale za to może przejąć kontrolę nad znacznymi obszarami Iraku
i Syrii, a z czasem na zasadzie starożytnych mezopotamskich imperiów może
rozszerzyć swoje wpływy na cały Irak i Syrię, a być może faktycznie również na
inne kraje Lewantu, gdzie ludność jest rozczarowana obecnymi rządami.
Dżihadyści z ISIS (ISIL) na szczęście nie weszli w sojusz z
Iranem, ponieważ szyitów traktują jak niewiernych i ich mordują. Niemniej
wstępne militarne sukcesy w Syrii czy w Iraku mogą sprawić, że i tak staną się
tak potężną siłą, że faktycznie zagrożą „żywotnym interesom Stanów
Zjednoczonych”, w tym egzystencji najpoważniejszych sojuszników Amerykanów,
czyli państwa Izrael i dynastii Saudów.
Tymczasem nienawiść wobec państwa Izrael i żydowskiej
obecności na Bliskim Wschodzie jest nadal jednym z fundamentów islamskiego
fanatyzmu w tym regionie. Ostatnio Izraelczycy żyją porwaniem trzech nastolatków,
których ciała właśnie znaleziono. Hamas nie przyznaje się do tej zbrodni. To są
koszty mieszkania na Bliskim Wschodzie. Nie chcę się tu wdawać w całą złożoność
sytuacji, genezę państwa Izrael i jej skutków na sytuację w całym regionie, ale
faktem pozostaje, że przekazywana już w kolejnym pokoleniu nienawiść nie wróży
w żadnym przypadku trwałego pokoju w tym regionie. Krzywda tych, których się
uznaje za wrogów, sprawia wielką radość. Zero empatii. To na takich nastrojach
dżihadyści i wszelkiej maści fanatycy budują swój mroczny kalifat. Na poczuciu
krzywdy doznawanej z zewnątrz, której należy się przeciwstawić przy pomocy
Allacha i w odwecie zrobić wrogowi większą krzywdę. Tak nakręcona spirala nie
może się łatwo zatrzymać. Tymczasem Amerykanie w Syrii popierają właśnie takich
„demokratów”. Kto stoi za destabilizacją całego regionu, trudno powiedzieć.
Trudno też uwierzyć, że przeciwskuteczne działania Amerykanów są wynikiem
jakiegoś idiotyzmu, który ogarnął Biały Dom, Kongres i Pentagon. Zaczynamy się
doszukiwać spisków, ale jak zwykle szukamy ich pewnie zupełnie nie tam, gdzie
one faktycznie są.
Tymczasem w Polsce jacyś kompletni idioci zbezcześcili zabytkowy
meczet w Kruszynianach. Wiemy, że działają w Polsce grupy, których celem jest
zapobieżenie imigracji muzułmanów, wiemy, że narodowcy różnej maści nieustannie
ostrzegają przed zalewem islamu, ale jak wszyscy oni deklarują, polskich
Tatarów szanują i nigdy by czegoś takiego nie zrobili. Ktoś jednak zrobił i
wcale bym się nie zdziwił, gdyby to były jakieś wyrostki, które nasłuchały się
antymuzułmańskiej propagandy, ale ich możliwości umysłowe nie pozwoliły już na zrozumienie
takiego niuansu, że Tatarów należy szanować. Bo na to, żeby ich w ogóle nauczyć rozróżniać
islamistów od spokojnych ludzi wyznających islam, to raczej w ogóle nie ma co
liczyć.
Nie jest ciekawie. Chrześcijanie (głównie katolicy, ale nie
tylko) w naszym „państwie bez stosów” tłumnie ruszyli w obronie swej wiary
przeciwko teatrom, które z kolei chciały zamanifestować sprzeciw wobec zdjęcia
z programu poznańskiej Malty kontrowersyjnej sztuki „Golgota Picnic”. Nadal nie
wiem, co to za tekst i co to za przedstawienie, ale co by to nie było, reakcja
ludzi religijnych pokazała, że chrześcijanie są jak najbardziej zdolni do
fanatycznej nienawiści, czym pokazali, że niewiele się mentalnie różnią od
dżihadystów. Ale cóż? Efekt jest taki, że cała Polska dowiedziała się o sztuce
Rodrigo Garcii, bo bez akcji przeciwko „Golgocie Picnic”, oprócz wąskiej grupy
intelektualistów, czy też snobów za intelektualistów się uważających, pies z
kulawą nogą by się tym spektaklem nie zainteresował. Tymczasem, jak to ujął
pewien mój znajomy, „muzułmanie pokazują, że nie wolno kpić z ich religii,
dlaczego więc chrześcijanie mieliby być potulni jak baranki?” No i wszystko
jasne. Prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób znosi różnicę
jakościową między fanatykami muzułmańskimi a polskimi chrześcijanami.
Podejrzewam, że zbliżają się raczej nieciekawe czasy, bo
zaufanie do władz, które zamiast przyznać się do draństwa, odwracają kota
ogonem, a przede wszystkim odwracają naszą uwagę od swoich machlojek i próbują
skierować naszą nienawiść ku autorom nagrań. Dziennikarze, którzy zaangażowali
się (hahaha, nagle Monikę Olejnik dotknął swoisty ostracyzm, bo pojawiło się
niemało artykułów, w których jej właśni koledzy potępili jest stwierdzenie, że
premier ma przeciwko sobie wszystkich dziennikarzy) w akcję „Ściema”, szyją
swoje teksty tak grubymi nićmi, że aż mnie rozczulają.
Jest tylko jedno „ale”. Kiedy odsuniemy od władzy szemraną
ekipę Donalda Tuska, alternatywę stworzy PiS i KNP. Rezultat jest dość łatwy do
przewidzenia – jeżeli PiS, to dalszy wielki spektakl smoleński i katolicki Iran,
a jeżeli KNP, który faktycznie zechce zrealizować wszystkie postulaty swojego
mistrza, to powrót do sytuacji z pierwszej połowy XIX wieku – zero opieki
zdrowotnej i oświaty. Jak nie masz kasy a nie masz szans na pracę za godziwą
płacę, to się człowieku powieś. Widocznie jednak rozczarowanie społeczeństwa
wobec rządów Donalda Tuska jest tak wielkie, że ludzie gotowi są do działań autodestrukcyjnych,
byle cokolwiek się zmieniło.
Tak czy inaczej, nie wiem, jaki Chińczyk nas przeklął, ale z
pewnością żyjemy w ciekawych czasach.
Katolicki Iran , spektakl smoleński , chrześcijanie na równi z dzihadystami - doszedłeś człowieku do ściany z tymi intelektualnymi miazmatami.
OdpowiedzUsuńŻal czytać , ty tak na poważnie czy to rodzaj samokrytyki i eleganckiego umiejscowienia w oświeconym otoczeniu ? Powiem Ci bo się znamy tyle lat - żenada i miałkość.
Wojciech Fituch
Dzięki Wojtuś za tę krytykę, ale prawdopodobnie przeczytałeś nie tyle bez zrozumienie, co z góry negatywnym nastawieniem. Tak, Polska okazała się krajem wyznaniowym i już za stary jestem, żeby udawać, że mi się to podoba. Nie stawiam chrześcijan na równi z dżihadystami, ale jest to odniesienie do konkretnej wypowiedzi konkretnego kolegi, który postawiwszy sprawę w taki sposób, niejako wykazał chęć, żeby chrześcijanie byli tak samo nieprzejednani jak islamiści. Możesz sobie myśleć, co chcesz, ale mnie łysi chłopcy straszący artystów w imię obrony religii nie nastrajają optymistycznie.
OdpowiedzUsuń