Dzisiaj Onet podał, że policja nowojorska zaaresztowała ponad 500 z 1500 demonstrantów protestujących przeciwko biedzie. Bieda w USA! Czy to w ogóle możliwe? W Stanach nigdy nie byłem, więc nie mogę się wypowiadać na ten temat, natomiast jako reprezentant pokolenia, które niegdyś tak silnie wierzyło w amerykański dobrobyt i doskonałość systemu politycznego, trudno jest to wszystko ogarnąć.
To co teraz napiszę, nie jest tezą ani oryginalną ani nową. Od dawna bowiem część historyków i politologów uważa, że pojawienie się bolszewickiej Rosji, a zwłaszcza wysunięcie się ZSRR na pozycję jednego z dwóch supermocarstw po II wojnie światowej, niejako wymusiły na władzach państw zachodnich politykę socjalną, która zapewniła ich obywatelom dobrobyt. Czy to, że w zachodnioniemieckiej Ustawie Zasadniczej (odpowiednik konstytucji) od razu zapisano, że Republika Federalna Niemiec jest państwem socjalnym, było wynikiem obawy przed czerwoną rewolucją czy też wynikiem jakiejś szerszej filozofii socjaldemokratów i chadeków niemieckich nie wiem. Jasne natomiast jest, że RFN wypracował w latach 50., 60. i 70. taki system społeczno-gospodarczy, że to tam właśnie najchętniej uciekali spragnieni dobrobytu emigranci z Europy Wschodniej a także Turcji (ci ostatni na zaproszenie do pracy).
Nie bez powodu uważa się, że najwyższy poziom życia obywatele Stanów Zjednoczonych osiągnęli w latach 50. ubiegłego stulecia, świetnie im się żyło jeszcze w latach 60. i 70., a po Reaganie powszechny dostęp do dobrobytu zaczął ulegać ograniczeniu. Tak mówią zaciekli przeciwnicy Reagana i pamięci po nim, przeciwnicy klanu Bushów i w ogóle zajadli krytycy Partii Republikańskiej. Nie tylko oni jednak. Fakty są takie, że wykwalifikowany robotnik w latach 70. faktycznie zaliczał się do klasy średniej. Utrzymanie się w tej klasie w latach 80. zaczęło wymagać większego wysiłku.
Można przewrotnie zapytać, czy Reagan i jego Republikanie swoją twardą polityką wobec Sowietów realizowali jedynie plan zniszczenia „imperium zła”. Wiemy, że tak naprawdę Związek Radziecki upadł, bo okazał się gospodarczo niewydolny w obliczu rywalizacji z USA. Niewykluczone, że amerykańscy Republikanie uważali, że trzeba obalić ZSRR po to, żeby już państwo amerykańskie nie musiało tyle pieniędzy pakować w utrzymanie dobrobytu i bezpieczeństwa socjalnego własnych obywateli. Oczywiście wiem, że taka teoria jest naciągana, ale dość kusząca. Ronald Reagan w USA i Margaret Thatcher w W.Brytanii postawili na prywatyzację i obcięcie socjale we własnych krajach. Przestali się obawiać sowieckiego straszaka, zwłaszcza że Reagan postanowił ten straszak wyeliminować raz na zawsze.
Oczywiście fakty są takie, że laburzyści w latach 70. stracili kontakt z rzeczywistością, zaś związki zawodowe były wówczas wszechwładne, czemu w końcu sprzeciwiła się większość poddanych Jej Królewskiej Mości wybierając konserwatystów, którzy od czasów objęcia przywództwa przez panią Thatcher poszli w kierunku liberalizmu gospodarczego. Czy pani Thatcher przestała się bać zapatrzenia brytyjskiej klasy robotniczej w model sowiecki? Zapewne, zwłaszcza, że co do jego doskonałości mało kto miał już wówczas złudzenia.
Zupełnie inną kwestią jest to, czy ludzie potrafią docenić swój dobrobyt. Żyjemy zawsze w świecie relatywnym. Nie porównujemy swojego stanu ze stanem sprzed wielu lat, ani nie porównujemy swojego stanu ze stanem ludzi nam odległych. W porównaniu z życiem w wielu państwach afrykańskich, w Polsce panuje wręcz dobrobyt, ale nie chcemy tak myśleć, ponieważ co nas tak naprawdę obchodzą Afrykanie, kiedy my chcemy wyższych zarobków.
Chyba na podobnej zasadzie wybuchła lewacka rewolta młodzieżowa 1968 roku. Lata 60. były przecież okresem gospodarczo stabilnym zapewniającym obywatelom Zachodu dobre życie. Oczywiście można zrozumieć młodych Amerykanów, którzy nie chcieli ginąć w Wietnamie, ale skąd taka fascynacja komunizmem i to często w jego maoistycznej wersji, wśród młodzieży europejskiej? Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę działalność sowieckiej agentury w krajach zachodnich, bez której ruchy lewackie byłyby pozbawione finansowego wsparcia, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Być może młodzież, jak to młodzież, chciała zaistnieć, trochę porozrabiać, trochę mocno pożyć, a do tego dorobiła sobie szlachetną w jej mniemaniu filozofię? Być może. W porównaniu z dzisiejszymi dzieciakami z Anglii czy Francji, byli o tyle usprawiedliwieni, że wierzyli (jakkolwiek sztucznie ta wiara do nich przyszła) w jakieś ideały, podczas gdy dzisiaj mamy do czynienia z czystym barbarzyństwem nie szukającym nawet jakiegoś górnolotnego uzasadnienia.
Być może niezadowolenie społeczne w krajach Zachodu brało się też z nudy, jaką wywołuje stabilizacja. Człowiek żyjący w świecie relacji tylko z najbliższym otoczeniem nie znosi dłuższych stanów – jakichkolwiek, nawet stanu dobrobytu. Umysł człowieka musi sobie znaleźć jakąś podnietę, motor do działania. I nagle zachodni dobrobyt wyrosły z obawy przed atrakcyjnością modelu komunistycznego okazał się nudny i niezadowalający.
Wszystko to są oczywiście takie moje spekulacje przy porannej herbacie. Takie próby prostego zrozumienia zjawisk, które z natury swojej są skomplikowane. Złożoność tych problemów natomiast nie jest też wynikiem jakiejś wszechogarniającej logiki, ale splotu dość chaotycznie występujących wydarzeń, myśli i woli bardzo różnych sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz