piątek, 28 października 2011

O obcym kapitale i prywatyzacji oczami ekonomicznego ignoranta (2)


Wszystko wydawało się takie proste w 1989. Właściwie jeszcze nie było demokracji, ale pierwsze zwiastuny wolnego rynku zainaugurowali sami komuniści już w 1988 r. Pamiętny minister-biznesmen Wilczek, pod kierownictwem komunistycznego premiera Mieczysława Rakowskiego, dali zielone światło prywatnej inicjatywie (która zresztą mimo szykan, a w latach 40. i 50. wręcz prześladowań, nigdy w Polsce nie przestała istnieć), uwolnił dolara od sztywnego kursu i generalnie dał sygnał, że oto zbliża się kapitalizm. Dzisiaj się mówi, że za Wilczka po prostu różnego rodzaju cwaniacy i bonzowie partyjni (tzn. z PZPR) przekształcili się nagle w kapitalistów i przedsiębiorców, zawłaszczając państwowy majątek. Pewnie i tak było, ale dla nas, młodych entuzjastów dorabiania się milionów własną pomysłowością i przedsiębiorczością, były to piękne nowiny. To, że w ogóle pojawiają się rodzimi przedsiębiorcy, właściciele dobrze prosperujących firm, dawało nadzieję, że i my tak możemy i że oto otwiera się przed nami świat nieograniczonych możliwości – jak w Ameryce. I nieważne było to, kim owi pierwsi biznesmeni się wzięli, ani skąd nagle u państwowego dyrektora tyle pieniędzy, żeby startować z własnym interesem.

Na kapitał zagraniczny też czekaliśmy. Grupa moich kolegów z roku (z historii) już na ostatnim roku studiów założyła firmę pod wodzą dwóch z nich, najbardziej wówczas pomysłowych i zdeterminowanych, którzy w pierwszym okresie swojej działalności pracowali jako przedstawiciele Siemensa. Później ta współpraca z jakichś powodów się skończyła, a chłopaki zajęli się pośrednictwem kredytowym. Co się z tą firmą stało potem, nie wiem, ponieważ kontakt z wieloma kolegami się urwał, a i mnie wówczas absorbowały inne sprawy, związane z życiem w Białymstoku.

Oprócz tego, że czekaliśmy na ten kapitał zagraniczny, który miał ożywić komunistyczne zakłady, zapewnić załodze pakiet socjalny taki sam jak w Niemczech Zachodnich, nauczyć naszą kadrę menadżerską ale i techniczną zachodniego know-how i technologii, to jeszcze z jakąś perfidną złośliwością czekaliśmy też na upadek starych komunistycznych molochów, które, jak powszechnie wierzyliśmy, są nierentowne, produkują coś, czego nie mogą sprzedać i tylko zdrowa tkanka prywatnej przedsiębiorczości musi je ze swoich podatków utrzymywać.

Tak wielu z nas rozumowało, łącznie ze mną! Nawet wtedy, kiedy pierwsze państwowe firmy zaczęły upadać, a pamiętajmy, że mieszkałem wówczas w Łodzi, gdzie ówczesne bogobojne władze miasta spokojnie się temu przyglądały, bo o kapitalizmie wiedziały dokładnie tyle samo, co i my, przemądrzali smarkacze. Wystarczyło, że ktoś im i nam powiedział, że tak po prostu trzeba, bo myśmy w to święcie wierzyli, zaś władze nie tylko wierzyły, ale angażowały się w przekonywanie społeczeństwa, że tak jest właśnie najlepiej.

Nie można oczywiście powiedzieć, że w tamtych czasach nie było ludzi, którzy by nie ostrzegali przed tą sytuacją. W prywatnych rozmowach często słyszało się głosy potępienia dla „wyprzedaży majątku narodowego”, albo ostrzeżenia, że jeżeli obca firma kupi naszą, to tylko po to, żeby ją zaraz zamknąć, bo przecież po co im konkurencja w Polsce, skoro oni chcą przede wszystkim sprzedawać to, co produkują u siebie (w Niemczech, Francji, USA). Jakby na potwierdzenie tych słów pewien amerykański senator (wielka szkoda, że wówczas sobie tego nie notowałem, bo mógłbym podać konkretne nazwisko) twierdził, że po co w Polsce przemysł, skoro my (tzn. Amerykanie) im sprzedamy wszystko, czego potrzebują.

Jak się później okazało, oprócz udanych prywatyzacji, bo byłoby nieprzyzwoitością nie przyznać, że i takie były, były i te „wrogie przejęcia”, przed którymi ostrzegali wujkowie na imieninach, a także wąska grupa polityków. Tych ostatnich jednak od początku zaczęto nazywać „oszołomami” i kiedy tylko ktoś zaczynał mówić o wyprzedaży majątku narodowego, od razu dostawał łatkę oszołoma, co go praktycznie skreślało w oczach młodych mądrali, wielkich entuzjastów kapitalizmu i przede wszystkim wrogów wszelkich przejawów socjalizmu i etatyzmu.

C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz