Mantra o „wyprzedaży majątku narodowego” stała się tak nierozerwalnie związana z pewnymi prawicowymi kołami, które wówczas zresztą pozostawały poza Sejmem (choć oczywiście w Sejmie też od czasu do czasu ktoś o tym mówił), że w odbiorze zwykłych zjadaczy papki medialnej fraza ta stała się czymś z góry skompromitowanym i automatycznie przypisanym do oszołomstwa. Oto jak działa siła zręcznej manipulacji. Normalny człowiek wie, że lepiej mieć niż nie mieć, ale ówcześni młodzi wykształceni z wielkich miast, w tym ja, byliśmy przecież „mądrzejsi” od przeciętnego sprzedawcy pietruszki.
Logika przecież kazała wierzyć, że prywatne jest lepsze od państwowego, bo na państwowym wszystko jest niczyje, nikt o nic nie dba, a na dodatek stanowiska prezesów i wiceprezesów są obsadzane z klucza partyjnego (tym razem chodziło już nie o PZPR, ale wiele partii, w tym wypadku o przedstawiciele aktualnie rządzącej koalicji), podczas gdy prywatny właściciel przede wszystkim dba o własny interes, a więc i o to, żeby firma działała sprawnie i efektywnie.
W jakimś stopniu jest to z pewnością prawda. Logika tego rozumowania zasadza się na pewnym modelu symulacyjnym opartym na logicznych przesłankach. Rzecz w tym, że w rzeczywistości przesłanki mogą opierać się na nieco innej logice. Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że generalnie istniej coś takiego jak logika alternatywna. Chodzi tylko o to, że do naszego modelu wprowadziliśmy zbyt mało danych z życia wziętych i stąd nasze przesłanki były niepełne i dlatego niedoskonałe.
Wszystkie przykłady niegospodarności w przedsiębiorstwach państwowych za PRL były niestety prawdziwe i w sposób oczywisty przemawiały przeciwko własności państwowej przedsiębiorstw. Rzadkie bo rzadkie, ale były jednak przypadki firm, czy Państwowych Gospodarstw Rolnych, które były świetnie zarządzane, ponieważ miały to szczęście, że trafił im się dyrektor, który był menadżerem z prawdziwego zdarzenia – jak to się wtedy mówiło, był „dobrym gospodarzem”. Być może było to zjawisko zbyt rzadkie, żeby przemawiać na korzyść całego systemu, ale karygodne byłoby zaprzeczanie jego istnieniu. Jeżeli dobry menadżer (oczywiście, że z komunistycznego nadania, bo bez tego nikt nie mógłby zostać dyrektorem) mądrze zarządzał przedsiębiorstwem, to było ono i nowoczesne i wydajne, a w dodatku załoga też była zadowolona.
Które firmy zostały najprędzej sprywatyzowane, co najczęściej oznaczało „sprzedane podmiotom zagranicznym”? Czy te podupadające, którym zagraniczny kapitał miał przyjść na ratunek i wydobyć z nędzy? Ależ skąd? Kto normalny był chciał kupować jakąś ruinę? Znowu pytanie retoryczne. Myśmy wówczas wierzyli, że takie zuchy i mózgi z Zachodu to potrafią czynić cuda. Nic z tego, pierwsze zostały sprzedane firmy o najlepszej kondycji finansowej, zmodernizowane i świetnie zarządzane. Ile z nich działa do dziś? Ile z nich zostało sprzedanych i ostatecznie zamkniętych przez nowych właścicieli? Załóżmy, że ci nowi właściciele nie mieli złej woli (niektórzy niestety mieli i od razu likwidowali polską konkurencję na polskim rynku). Niedawny przykład Nokii zamykającej swoje zakłady na Węgrzech pokazuje bardzo prosty i logiczny mechanizm. Kiedy firma zaczyna odczuwać problemy finansowe, pierwsze co robi to pozbywa się swoich filii zagranicznych, a w ten sposób po pierwsze oszczędza pieniądze, a po drugie ratuje przed upadkiem swoje zakłady we własnym kraju, gdzie zależy jej na wizerunku wśród społeczeństwa i gdzie, w przypadku kraju normalnie myślących ludzi, może na to społeczeństwo liczyć.
Gdzie są wielkie zakłady włókiennicze i tkackie Łodzi? Wszystkie skończyły nędznie. Czy oznacza to, że ludzie w Rosji lub Kazachstanie nagle przestali nosić ubrania z tkanin? Oczywiście, że nie. Rynek nie znosi pustki i ktoś tym ludziom tkaniny na ubrania nadal sprzedaje. Nie robią tego już zakłady z Łodzi, bo ich już po prostu nie ma. Nie ma też rodzimych firm produkujących wysokiej klasy sprzęt elektroniczny.
Od czasu do czasu natomiast zdarzają się historyjki jak z Dellem w Łodzi. Wchodzi sobie firma do miasta. Miasto się cholernie z tego cieszy. Oto jest! Oto doczekaliśmy się wreszcie tego słynnego kapitału z Zachodu. Ludzie będą mieli pracę! Same sukcesy. Żeby jednak Dell chciał tam działać, wziął od miasta niemałe pieniądze (chyba pośrednio były to też pieniądze z Unii Europejskiej). Wkrótce swoje łódzkie zakłady sprzedał Chińczykom i koniec bajki. Nie śledzę sytuacji na bieżąco, ale mam nadzieję, że Chińczycy przynajmniej utrzymają tę firmę przy życiu i ludzie nie stracą miejsc pracy. Tak czy inaczej, przykład Della pokazuje jasno, na czym polega biznes – wyłącznie na zarabianiu pieniędzy. Nie wiem, za ile sprzedali łódzki zakład firmie chińskiej, ale te pieniądze które wzięli od miasta jako zachętę do inwestycji, zupełnie pokryły ewentualne straty przy sprzedaży. Nie tylko pokryły, ale zapewniły zysk.
Długo się uczymy, a przede wszystkim uczymy się boleśnie, bo na własnych błędach. W to, że firmy zachodnie kierują się misję budowania pozytywnego wizerunku „kapitalizmu z ludzką twarzą”, chyba już mało kto wierzy. Zresztą nie ma już żadnej potrzeby budowania takiego wizerunku, ponieważ nie ma już socjalizmu i Związku Sowieckiego, więc nie ma się co bać propagandy przeciwnej. Różnego rodzaju grupy lewackie oprócz destrukcji nie są zdolne do zaproponowania jakiejkolwiek alternatywy.
C.D.N.
Jedną z konsekwencji sytacji opisanej na początku jest to że nie dorobiliśmy się żadnej (ŻADNEJ!) globalnej marki, produkujemy jak pół niewolnicy rzeczy które potem są sprzedawane pod marką cudzą ... a marki to było dziedzictwo i wartość ogromna większa nawet niż mury i parcele ...
OdpowiedzUsuńkto dziś pamięta markę np. DIORA (nie DIOR), co to było i co mogło być FSO ? dlaczego niema polskich produktów globalnych ? dlatego że nikt nie jest tym zainteresowany ... nawet my pogrążający się quasi feudaliźmie ... gdy słyszę że musimy być tańsi być konkurencyjni, proacować więcej za mniej to staje mi przed oczami MIESZKO I i jego państwo oparte na ... exporcie niewolników, 1000 lat minęło , tak ? pamiętam początek lat 90'tych (jestem rocznik'75)gdy wówczas największym szczęściem moich koleżanek z mego rocznika było wyjść za Niemca, za Włocha, to dawało prestiż, nadzieję itp. i wyjeżdżały całe autokary (samoloty wówczas były nie popularne) polek, to wówczas był nasz jedyny i najlepszy towar eksportowy ... miałem wyjechać z polski w 1991 roku na stałe, nie chciałem, wierzyłem że coś tu mogę zrobić, zbudować,zmienić ten kraj, ten który kocham, nic z tych rzeczy mi się nie udało ... kiedy wiele lat potem byłem w tych Londynach , Rzymach, Sienach i innych zadupiach ale na zachodzie widziałem te piękne kobiety, co wyjeżadzały jako w swym mniemaniu księżniczki, a w najlepszym razie kończyły w piekarni, a najczęściej o wiele gorzej ... to wszystko i jeszcze wiele więcej jest rachunkiem który powinien być wystawiony tym co rządzili polską ...
Przepraszam wpis maił być tylko o markach ale się rozpisałem.
aha a bardzo pdobnych sytuacji do della w Łodzi jest wiele, wystarczy np. wpisać w goga zdanie Lenovo Legnica
OdpowiedzUsuńCałkowicie się zgadzam. Częściowo zniszczono te firmy, które miały szansę wypracować polską markę, a po drugie, może na dłuższą metę gorsze, wyrobiono w młodych ambitnych biznesmenach przeświadczenie, że podstawą biznesu jest bierz kasę i nogi za pas. Osobiście znam zdolnych i energicznych facetów, którzy prowadzą swój biznes i mają kilka ciekawych pomysłów, ale ich głównym celem jest po rozkręceniu tych pomysłów sprzedać je jakimś gigantom. To kto niby ma stworzyć tę polską markę, skoro mamy biznesmenów o takim podejściu?
OdpowiedzUsuńSwego czasu lubiłem poobserwować różne portale, gdzie doświadczeni biznesmeni dawali rady początkującym jak sobie radzić w biznesie, jak przetrwać w gąszczu idiotycznych przepisów, wśród nieprzyjaznych urzędników, a przede wszystkim jakie zastosować techniki sprzedaży. Nikt, ale to nikt nie daje rad, jak opracować wysokiej jakości produkt, jak zorganizować lojalny i pełen zapału zespół, który pomoże zbudować biznes. Wszyscy "doradcy" zakładają, że młodzi już mają jakiś świetny towar do sprzedania, tylko nie wiedzą jak go sprzedać. Wielu młodym robi się wodę z mózgu wmawiając im, że szybko staną się milionerami działając w różnego rodzaju sieciach sprzedaży. Mamy więc masę sprzedawców (choć czy tak pierwszorzędnych to też nadal pytanie), natomiast mało kto chce cokolwiek produkować. I nie ma się co dziwić, że produkują Chińczycy.