Angażując się we wszelkie
działania o charakterze publicznym – czy to społeczne, czy polityczne, czy
choćby towarzyskie – zawsze narażamy się na kontakt z ludźmi, którzy są wobec
nas mili i sympatyczni, ale którzy mogą okazać się mieć zupełnie odmienne od naszych
poglądy. Mogą też okazać się kompletnymi dziwolągami i wręcz szaleńcami, ale my
nie mamy możliwości się o tym przekonać, dopóki ktoś taki nie odkryje swojego
prawdziwego oblicza.
Ponieważ uważam się za
pragmatyka, jestem zdania, że wszyscy w Polsce powinniśmy nauczyć się jednoczyć
wokół załatwienia jednej sprawy, podczas gdy przy załatwianiu innej możemy
przystąpić do zupełnie innej konfiguracji. Sztuka ta jest jednak niezwykle
trudna, ponieważ jeżeli przy załatwianiu jednej sprawy wybijają się jednostki o
poglądach, które nam skrajnie nie odpowiadają, zaczyna być mało ciekawie,
ponieważ jednostki owe co i rusz przemycają, lub wręcz otwartym tekstem głoszą
hasła, z którymi się nie zgadzamy. Trudno jest wytrwać w towarzystwie ludzi o
skrajnie odmiennych poglądach na jakąś sprawę, choć łączy nas poparcie dla tej
jednej.
Mamy w Polsce piękną kartę w
postaci ruchu egzekucyjnego z XVI wieku, kiedy to średnia szlachta wykazywała
się niespotykanym w ówczesnej Europie rozsądkiem politycznym, myśleniem państwotwórczym
i obywatelskim. Oczywiście byłoby wierutnym kłamstwem gloryfikowanie wszystkich
posunięć szlachty zgromadzonej pod jego sztandarem, bo np. utrwalanie
przywilejów szlachty kosztem chłopstwa i mieszczaństwa niestety mądre nie było,
a później fatalnie odbiło się na sytuacji całego kraju. Rozgrywanie kupców
żydowskich przeciwko mieszczanom pochodzenia niemieckiego też nie przyczyniło
się do rozwoju nowoczesnego społeczeństwa. Generalnie jednak myślenie
obywatelskie ruchu egzekucyjnego, obejmujące odebranie nieprawnie zagarniętych
przez magnatów królewszczyzn, zniesienia uprzywilejowania magnaterii i
duchowieństwa, uporządkowanie skarbu, stworzenie stałej armii, zagwarantowanie
wolności wyznania i, bardzo ważne z punktu widzenia rozwoju gospodarki, zniesienia
wewnętrznych ceł i myt.
Przykład ruchu egzekucyjnego
pokazuje, że nasi przodkowie potrafili myśleć po obywatelsku, potrafili się
łączyć w pozytywnym działaniu, i kierować się wspólnym dobrem kraju. Wszystko
to działo się w warunkach szczytu potęgi Rzeczypospolitej, co oznacza, że tej
polskiej szlachty nie zdeterminował do działania jakiś bodziec zewnętrzny.
Pomimo kilku słabych punktów, generalnie ruch egzekucyjny był jedynym na taką
skalę przed drugą końcem XVIII wieku, kiedy to do działań na rzecz wspólnoty
państwowej przymusiły szlachtę bardzo złe okoliczności zewnętrzne.
Później, jeżeli Polacy działali w
większej grupie na rzecz wspólnego dobra, było to zawsze stymulowane czynnikami
zewnętrznymi, czego ostatnim przykładem była „Solidarność”, która m.in
sprzeciwiła się sowieckiej dominacji w Polsce. Jak wszyscy wiemy, po
osiągnięciu zwycięstwa i obaleniu ustroju narzuconego przez wschodnie mocarstwo
(a wszystko wskazuje na to, że już wcześniej), w ruchu tym nastąpiły takie
podziały, że sama myśl o współdziałaniu dawnych kolegów z lat 80. ubiegłego
wieku wydaje się kompletną utopią.
Trudno się ludziom łączyć wokół
jednego celu, ponieważ czasami pomocnicy, jacy się do nas przyłączają, mogą nam
zepsuć pozytywny wizerunek. Metody przez nich proponowane mogą się okazać
lekarstwem gorszym od choroby. Jeżeli natomiast ktoś chciałby ich wykorzystać
instrumentalnie i doraźnie, to może później przeżyć wielkie rozczarowanie, bo
pewne grupy, raz nobilitowane, tak łatwo nie zechcę z powrotem zejść do roli
marginesu.
Wszelkie porównania z Hitlerem i
jego Niemcami są dzisiaj nudne, a nawet mają swoją negatywną nazwę – prawo
Godwina, wg którego uważa się, że jeżeli ktoś w dyskusji użył takiego
porównania, praktycznie już ją przegrał. Dość kontrowersyjna to teza, choć
podejrzewam, że wiem, skąd się bierze. Otóż Hitler i nazizm przestał być już
argumentem ostatecznym i synonimem zła absolutnego. Sprowadzenie bowiem każdej
dyskusji do porównania propozycji czy poglądów przeciwnika do nazistowskich
powinno bowiem całkowicie przeciwnika skompromitować i pogrążyć. Użycie tego
argumentu przez nieuczciwego dyskutanta faktycznie sprowadza całą dyskusję do
absurdu, ale zakaz jego używania z kolei sprawia, że hitlerowskie zbrodnie się
relatywizuje, co może zaowocować wnioskiem, że jednak nie wszystko w tych
działaniach nazistów było takie złe. A skoro nie było, bo budował np.
autostrady, to może i w innych sprawach warto byłoby zrewidować naszą negatywną
ocenę ich polityki. Brniemy w ten sposób w bardzo grząski i niebezpieczny
grunt.
Jeżeli dzisiejsze ruchy
nacjonalistyczne w Polsce, nawet jeśli nie nawiązują do Hitlera (bo są i
takie!), ale do podobnych ruchów w II Rzeczypospolitej, to okazywanie sympatii
czy choćby zrozumienia ich hasłom, staje się bardzo niebezpieczne. To, że np.
rodziny z dziećmi biorą udział w pochodach nacjonalistów, nie tylko nie
świadczy o tym, że ruch ten nie jest niebezpieczny (wydawałoby się, że jest
wręcz sielankowy w takim razie, skoro biorą w nim udział mamusie, tatusiowie i
dzieci), a tylko o braku wyobraźni tych rodziców.
Niewątpliwie w warunkach
frustracji spowodowanej niesprzyjającymi warunkami życia, ruch „dziarskich
chłopców” obiecujących proste rozwiązania na problemy, które wcale proste nie
są, wielu może wydawać się bardzo atrakcyjny. Kiedyś sfrustrowany koniecznością
dania satysfakcji zwykłemu kupcowi (Wokulskiemu), hrabia Krzeszowski wołała „a
niechże już przyjdzie ta rewolucja socjalna”. Obecnie niektórzy sfrustrowani
bezrobociem, niskimi zarobkami, czy kiepską kondycją własnego biznesu, myślą
pewnie sobie „a niech tych zadowolonych z siebie dupków, przez których jest jak
jest, pogonią choćby i faszyści”. Ci sami ludzie, albo inni, którzy się do
takiej manifestacji przyłączyli, mogą się kierować typowo nazistowską wykładnią
dziejów – „wszystkiemu winni są Żydzi, a więc niech żyje Polska dla Polaków”. I
już w głowach swoich rozwiązali cały problem bezrobocia, niskich pensji,
niepewnego zatrudnienia i szeregu innych. Kiedy się dziarsko maszeruje w
tłumie, mózg człowieka odpoczywa, a wszystko nagle wydaje się takie proste.
Przy obalaniu niepopularnych
rządów grupy „dziarskich chłopców” (posługuję się tutaj terminologią z
„Szewców” Witkacego) bywają bardzo przydatne. W ten sposób rozumowali niemieccy
przedsiębiorcy finansując pana Hitlera, którego sami uważali za jakiegoś
ulicznego chłystka. Kiedy już pomogli mu objąć władzę, nie było odwrotu, a
Hitlera nie można się było pozbyć. Stało się wręcz przeciwnie, to Hitler
narzucił im swój sposób myślenia o gospodarce, i to on pozbywał się tych,
którym było z nim nie po drodze. O tym naprawdę warto pamiętać.
Kiedy Rafał Ziemkiewicz, który
odżegnuje się od faszyzmu i antysemityzmu, mówi, że skoro przed lewakami bronią
go skrajni nacjonaliści, to on przecież nie powie im, żeby go nie bronili, to w
jakimś minimalnym stopniu jestem w stanie go zrozumieć, ale jednak brakuje mi
stanowczego odcięcia się od tychże ekstremistów. Kiedy brytyjski działacz
muzułmański mówi, że jego współwyznawcy generalnie są pokój miłujący, że
zabijanie ludzi jest złe itp., a równocześnie niczym piskorz wyślizguje się od
wyraźnego potępienia ataków terrorystycznych, bo to „przecież moi bracia i nie
mogę przeciwko nim występować”, to przekaz wydaje się dość jasny. Są sytuacje,
kiedy trzeba przyjąć jasne stanowisko i stanowczo odciąć się od zła.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz