1 lipca 1569 roku podpisano akt unii między Koroną Polską a Wielkim Księstwem Litewskim. Do tej pory były to odrębne państwa, których łączyła osoba władcy. Wybór władcy nie sprawiał Polakom problemu, bo był to po prostu Wielki Książę Litewski, po śmierci Zygmunta Augusta, który na potomstwo liczyć już nie mógł, drogi obydwu krajów mogłyby się rozejść. Gdybanie w historii było kiedyś niedopuszczalne, później jednak tak popuszczono wodze fantazji, że prawie każdy wypowiadający się na tematy przeszłości uczony, pozwala sobie na rozmaite przypuszczenia i spekulacje, które często wodzą go na manowce albo wręcz kompromitują.
Czy Litwa wpadłaby w orbitę wpływów umacniającej się Moskwy (ale jeszcze bardzo słabej)? Całkiem możliwe, dlatego pewną konsekwencją była politycznie inspirowana unia Kościołów w Brześciu w 1596 roku (dlatego łatwo te dwie daty zapamiętać ;)) .
Jakie konsekwencje miało trwałe zjednoczenie dwóch odrębnych organizmów politycznych i etnicznych w jakąś jedność? Jasienica, który wg mnie przesadzał z laurką dla Piastów, uważał, że związanie się z Litwą oznaczało początek późniejszych kłopotów „zwieńczonych” rozbiorami. Nie posuwałbym się tak daleko, ponieważ uważam, że bez małżeństwa Jogajły z węgierską księżniczką, a naszym królem (sic!) Jadwigą, być może spotkałby nas los podobny do Czech – kulturalnie zostalibyśmy zniemczeni, a najprawdopodobniej politycznie rozebrani między Zakon Krzyżacki a inne niemieckojęzyczne państwa. Zastrzegam, to tylko takie dywagacje. Stało się bowiem, tak jak się stało, bo po prostu tak się tylko stać mogło!
Oczywiście, że Polska została wciągnięta w orbitę polityki wschodniej, co nieuniknienie zantagonizowało nas z Moskwą, która wówczas po trzechsetletniej tatarskiej niewoli próbowała odbudować znaczenie Rusi. Cały skomplikowany splot okoliczności był jednak taki, jaki był i dyskusja na tematy alternatywne, jakkolwiek kusząca i być może twórcza, na zawsze pozostanie jałowa.
W praktyce region, w którym obecnie mieszkam, czyli Podlasie, został po unii lubelskiej wyłączony z Wielkiego Księstwa Litewskiego i włączony do Korony. Podobnie stało się z całą Ukrainą. Po unii WKL zostało ograniczone do Litwy właściwej, czyli Auksztoty i Żmudzi oraz ziem, które dziś nazywamy Białorusią. Ówcześni Rusini (Starobiałorusini), jako element wyższy cywilizacyjnie od Litwinów (wiem, wiem, to dziś strasznie niepoprawne mówić o wyższości cywilizacyjnej), z narodu podbitego stali się tymi, którzy narzucili swoją kulturę i język barbarzyńcom, którzy ich podbili. Sam Jogajła, nawet kiedy był już Władysławem Jagiełłą, mówił tylko po litewsku i po rusku (czyli starobiałorusku), zaś jego syn Kazimierz Jagiellończyk, znał tylko ruski i polski.
III Statut Litewski z 1588 roku (czyli już po unii lubelskiej) w rozdziale czwartym nakazywał, co następuje ”A pisar ziemskij maiet po-rusku literami i slowy ruskimi vsi listy, vypisy i pozvy pisati, a nie inszim jezykom i slovy”.
W przeciągu nieco ponad jednego stulecia sytuacja zmieniła się diametralnie. Bez żadnej sugestii z „centrali”, czyli z Warszawy, czy w ogóle z Korony, szlachta Wielkiego Księstwa Litewskiego zdecydowała, że język ruski jako urzędowy w tymże państwie, ma być zastąpiony polskim, co świadczy po prostu o spolonizowaniu warstw rządzących. Podczas bezkrólewia po śmierci Jana III Sobieskiego w 1696 roku sąd kapturowy (specjalne sądy na czas bezkrólewia właśnie) województwa nowogródzkiego zdecydował, żeby język ruski zastąpić polskim. Ekonom księstwa słuckiego Stanisław Niezabitowski tak to zanotował w swojim dzienniku: ”Stanęło decisum, aby pozwy i dekreta polskim, nie ruskim pismem pisane były”.
W 1738 roku odprawiono w Wilnie ostatnią mszę po litewsku, a to z tego względu, że nie było na takowe zapotrzebowania – miasto było już spolonizowane. Oczywiście współcześni litewscy historycy mogą wysnuwać różne teorie. Prawda jest taka, że proces polonizacji nie był rezultatem narzucania języka polskiego siłą, ale raczej jego atrakcyjności jako języka „centrali”, „władzy” czy, jakkolwiek komuś może być to słowo niemiłe „wyższej cywilizacji”. To samo działo się przecież w Szkocji, która nigdy czysto gaelicka nie była, bo od samego początku tego państwa istniał w niej pierwiastek angielski.
Oprócz języka istnieje jednak poczucie „narodowe” albo „etniczne” i tutaj trzeba wyraźnie stwierdzić, że antagonizmy nigdy nie znikły. Dobrze wiemy, że Wytautas, znany nam lepiej jako Witold, jest przez Litwinów uważany za przywódcę tych, którzy z unii z Polską nie byli zbyt zadowoleni. Jest to prawda tylko do pewnego stopnia. Owszem, nikt nie lubi kiedy mu się sąsiad szarogęsi w jego domu, ale z drugiej strony, to sami bojarzy litewscy dążyli do unii z Polską, ponieważ kusiły ich przywileje polskiej szlachty. W Wielkim Księstwie Litewskim władza księcia była absolutna, a nawet najbogatszy bojar bardzo łatwo mógł zostać stracony. W Polsce już wtedy znaczenie polityczne szlachty było dużo większe.
Warstwa możnowładcza WKL w czasach Jagiełły była bardzo często już ochrzczona w obrządku prawosławnym. Jak pamiętamy wpływy kultury ruskiej były na Litwie ogromne, zwłaszcza, że olbrzymia większość ziem tego państwa to tereny dawnych księstw ruskich, które dostały się w ręce Litwinów po osłabnięciu kontroli tatarskiej nad nimi. A jednak po pojawieniu się większych możliwości awansu, wiele rodów porzucało prawosławie dla katolicyzmu, i jako wyznawców tego ostatniego najlepiej się ich pamięta. Chodkiewicze, Sapiehowie czy Wiśniowieccy to potomkowie ruskich/litewskich kniaziów. Czy była prowadzona jakaś świadoma polonizacja? Nie można na 100% stwierdzić, że nie było jakichś polskich doktrynerów, którym na tym zależało. Wydaje się jednak, że tego typu myślenie to kwestia panowania Zygmunta III Wazy, fanatycznego katolika, który doprowadził m.in. do narzucenia ziemiom ruskim unii brzeskiej.
Często historycy lub politolodzy podkreślają anachroniczność naszego współczesnego myślenia, kiedy przerzucamy naszą siatkę pojęciową na czasy historyczne. Podkreślają, że nikt w czasach średniowiecza czy renesansu nie myślał o sobie w kategoriach przynależności państwowej, bo państwa narodowe nie istniały. Mają oczywiście rację, ale równocześnie „udają głupiego”, ponieważ od zarania ludzkiej cywilizacji istniały podziały plemienne i to wg nich ludzie się organizowali. Śmieszne jest, kiedy jakiś historyk tłumaczy, że w średniowieczu nie mogło być nacjonalizmu niemieckiego, bo przecież nie istniało państwo niemieckie, tylko Święte Cesarstwo Rzymskie. Z kronik wynika jednak niezbicie, że ludzie ówcześni stosowali bardzo wyraźne kryteria podziałów i zawsze umieli odróżnić „swojaka” od „obcego”. Mogą mieć rację ci, którzy twierdzą, że wójt Albert z Krakowa, czy Przemko z Poznania nie lubili Łokietka, bo po prostu chcieli innego księcia, zaś ich przynależność do etnosu (że posłużę się terminem wymyślonym przez uczonych sowieckich) niemieckiego nie ma tu nic do rzeczy. A zarządzenia arcybiskupów gnieźnieńskich nakazujących nauczenie się przez księży (przeważnie Niemców) języka polskiego, to że uważano Niemców za zarozumialców, którzy wszędzie się pchają do władzy to już dla tych historyków nie ma znaczenia.
Stosunek Litwy do Polski porównuje się często do stosunku Szkocji do Anglii, natomiast Ukraina w tym układzie jest jak Irlandia. Coś w tym pewnie jest, choć być może zabrakło jakichś dwustu lat unowocześnionych rządów polskich, żeby się przekonać, czy sprawy poszłyby w takim samym kierunku (tzn. do praktycznego zaniku rodzimych języków na tych terenach). Nigdy się o tym nie przekonamy. Antagonizmy regionalne między Litwą a Koroną natomiast istniały przez cały okres I Rzeczypospolitej, w ciągu XIX wieku, a w wieku XX przybrały postać otwartego konfliktu narodowościowego. Pamiętamy z Pamiętników Jana Chryzostoma Paska, że ich autor za Litwinami nie przepadał, o czym świadczyć może wierszyk, który napisał na ścianie jednej z karczm, a za co oddział litewski chciał go rozsiekać. Wierszyk cytuję z pamięci, bo tak się składa, że różne głupstwa jakoś łatwiej zapadają w pamięć:
Za coś mię, s…..synu, kukuć, napastował
Przeciem w Wilnie boćwiny nic nie zakosztował
Bo to świńska potrawa, jeść się jej nie godzi
Widać Litwin a świnia w jednej sforze chodzi
Przyznać należy, że Pasek dobrymi manierami się nie popisał wobec braci-żołnierzy z WKL.
Dwudziestolecie międzywojenne to czasy niezwykle trudnych stosunków polsko-litewskich, kiedy to Polska w swoich rękach trzymała Wilno, a przy tym odgrażała się najazdem na Kowno. Nacjonalizm litewski natomiast przybrał w tym czasie swoje wzorcowe formy.
Tymczasem pojawiła się świadomość własnej odrębności przez grupę etniczną, która w XIX wieku zaczęła się nazywać Białorusinami. Po przelotnej Republice Białoruskiej w 1918 roku, Białorusini znaleźli się albo w granicach II Rzeczypospolitej, albo w Związku Sowieckim. Po raz kolejny jako państwo Białoruś pojawia się w 1990 roku i w swojej warstwie ideologiczno-propagandowej nawiązuje do… Wielkiego Księstwa Litewskiego. Godłem narodowym Białorusi stała się (litewska) Pogoń, jako historycznych władców tego państwa (kompletny anachronizm) wymieniało się m.in. Jagiełłę i Witolda, jak i kolejnych wielkich książąt. Ten tok rozumowania i rozwijania dumy narodowej został jednak przerwany przez wyborców Aleksandra Łukaszenki, który postawił na tradycję sowiecką, a nie żadną tam starszą. Pogoń zastąpił godłem do złudzenia przypominającym to z czasów Białoruskiej Republiki Sowieckiej, a przy tym przystąpił do ograniczania roli…języka białoruskiego na rzecz rosyjskiego, ponieważ Białorusini są tuż przed wschodnimi Ukraińcami, najbardziej zrusyfikowanym narodem byłego Związku Sowieckiego.
Jak się okazało, nie ma takiego stopnia uległości i służalczości wobec Moskwy, który pozwalałby czuć się bezpiecznie, bo tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, sentymenty idą na bok. Łukaszenka, traktowany przez Moskwę jak niezbyt rozgarnięty pachołek, lekko się zbiesił i to tylko dzięki temu zastopował politykę zmierzającą do faktycznego „zlania się” Białorusi z Rosją. Można powiedzieć, że Moskwa przez swoją arogancką politykę wobec najwierniejszego swego sługi, pchnęła go na drogę myślenia w kategoriach białoruskiej odrębności. Nie oszukujmy się jednak, jeśli ta odrębność się utrzyma, będzie ona rosyjskojęzyczna, a nie białoruska.
Piękna rocznica politycznego związku Polski i Litwy naszpikowana jest dzisiaj antagonizmami i uprzedzeniami narosłymi w przeciągu tych minionych wieków od czasów jego zawarcia. Przelano krew (co rzutuje na stosunki polsko-ukraińskie), napsuto sobie nerwów co niemiara i tylko bardzo wytrwała i konsekwentna polityka dobrej woli ze strony wszystkich zainteresowanych mogłaby przywrócić prawdziwą dumę z porozumienia z 1 lipca 1569 roku.
Józef Piłsudski wg kryteriów zachodnich byłby nazywany zapewne nacjonalistą, ponieważ w językach angielskim, niemieckim czy francuskim, „nation” to synonim słowa „państwo”. W polskiej nomenklaturze historyczno-politycznej nazwę „nacjonalista” rezerwujemy dla Romana Dmowskiego, który nie myślał (w wielkim uproszczeniu oczywiście, bo musiał z pewnością myśleć) w kategoriach państwowych ale etnicznych, czyli plemiennych. W dzisiejszym powszechnym myśleniu „narodowym” mimo wielkich deklaracji podziwu wobec Józefa Piłsudskiego, zwycięża koncepcja jego rywala. To stąd się biorą wszyscy „prawdziwi Polacy” i ich przeciwnicy, którzy chcą być postrzegani jako Polacy „jeszcze prawdziwsi”. To stąd kretyńska analiza nazwisk i wyciąganie z niej daleko idących wniosków, typu „jak masz niemieckie nazwisko, to działasz w interesie Niemiec”. Koncepcja państwa federacyjnego z poszanowaniem odrębności etnicznych nigdy nie miała się spełnić. Inna sprawa, że do końca nigdy się nie dowiemy, na ile była ze strony Józefa Piłsudskiego szczera. Po wojnie bolszewickiej jakoś do tego pomysłu nie wracał i go nie forsował.
Na Litwie żyją Polacy, i w Polsce Litwini. Do tego w obu państwach żyją Białorusini, jak też na terenie Białorusi mieszkają zarówno Polacy, jak i Litwini. Bywało między nami bardzo różnie, a przez to i dziś nie jest łatwo. Proponowałbym, żeby wrócić myślą do czasów, kiedy jeszcze „wszystko było dobrze”, a unia dwóch wielkich państw przynosiła im obu nadzieję na bezpieczną i dobrą przyszłość. Nie chodzi o to, żeby się znowu jednoczyć, ale żeby się przynajmniej postarać nawzajem się poznać i szanować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz