niedziela, 25 sierpnia 2013

Refleksja na temat saduceuszy, czyli o religii bez wiary w życie pozagrobowe



Jednym z podstawowych założeń teorii dotyczących genezy myślenia religijnego jest strach przed śmiercią i potrzeba nadziei na jakąś formę pozagrobowego bytu. Nasze czysto ludzkie poczucie sprawiedliwości opartej na systemie kar i nagród z kolei prowadzi do wiary w niebo/raj i piekło. Ponieważ trudno się pogodzić z wiecznym cierpieniem za grzechy popełnione w przeciągu jednego życia, zaproponowano koncepcję czyśćca, skąd po odbyciu przepisanej kary, dusza z czystym kontem udaje się już do nieba. Oczywiście nawet w obrębie chrześcijaństwa nie ma tu jednomyślności, bo np. w prawosławiu nie uznaje się wiary w czyściec. Tak czy inaczej dominujące religie monoteistyczne wywodzące się z mozaizmu zakładają życie pozagrobowe, przy czym ci, którzy na to zasługują mogą liczyć, że będzie to dobre życie.

Można postawić tezę, że wiara w życie pozagrobowe to swoiste zastosowanie zasady „odroczonej nagrody”, bo przecież nie każdemu dane jest osiągnąć godny poziom życia na ziemskim łez padole. Wiara w nagrodę na innym, lepszym, świecie z jednej strony jest siłą motywującą do życia i znoszenia cierpienia, a z drugiej pewnym społecznym „wentylem bezpieczeństwa” – niewolnik nie buntuje się i nie zabiega o lepsze warunki życia, ale posłusznie cierpi, bo wie, że czym więcej cierpi teraz, tym obficiej będzie nagrodzony po śmierci. Nadzieja na lepsze życie po życiu wydaje się więc być jednym z podstawowych czynników religiotwórczych.

Tymczasem koncepcja pośmiertnej kary i nagrody za prowadzenie się podczas bytowania ziemskiego nie jest wcale aż tak stara, jak nam się wydaje. W koncepcjach religijnych ludów starożytnego Bliskiego Wschodu, czy to w Egipcie, czy to w Mezopotamii, czy też na terenie tzw. Syrii (obejmującej również dzisiejszy Liban i Izrael), życie pozagrobowe co prawda występowało, ale była to najczęściej jakaś bardzo mało ciekawa egzystencja w jakimś ciemnym i dusznym miejscu, udanie się do którego każdy chciał odwlec. Co prawda egipskie „księgi umarłych”, w które wyposażano grobowce wskazują, że godziwe życie nie naznaczone krzywdą innych się w jakiś sposób opłacało, ale mimo wszystko nawet sprawiedliwi nie mogli liczyć na jakieś pośmiertne luksusy. No, chyba, że się było władcą i po śmierci dołączało się do bogów. Mieszkańcy Mezopotamii modlili się przede wszystkim o długie życie (to doczesne), ponieważ nie oczekiwali niczego wspaniałego po śmierci. Koncepcje Wysp Szczęśliwych dla tych, którzy nikogo nie skrzywdzili, czy Pól Elizejskich dla herosów, co prawda pojawiają się w greckiej mitologii, ale trudno określić, czy wierzono w nie od najdawniejszych czasów, ponieważ opisy wizyt bohaterów w Hadesie ukazują go jako miejsce mało ciekawe, gdzie duszę pędzą żywot cieni pozbawionych pamięci (po skosztowaniu wody z Lete). Nawet jednak Wyspy Szczęśliwe nie są miejscem, gdzie szlachetni zmarli obcują z bogami.

Niewiele dowiemy się o życiu pozagrobowym z Tory, czyli pierwszych pięciu Ksiąg Biblii Hebrajskiej przez chrześcijan zwanej Starym Testamentem. W późniejszej Księdze Samuela przeczytamy o czarownicy z Endor, która na rozkaz króla Saula wywołała ducha zmarłego sędziego Samuela, który przebywał w Szeolu, miejscu podobnym do greckiego Hadesu, czy świata zmarłych innych ówczesnych ludów semickich. Przy okazji autor podkreśla niedopuszczalność takich praktyk, jak zakłócanie spokoju zmarłych. Prawdopodobnie, bo żadnej pewności co do tego mieć nie możemy, dopiero kontakty Judejczyków z religijnością perską wprowadzają pewne nowe przestrzenie do żydowskich koncepcji religijnych. Prawdopodobnie to wtedy pojawi się wyraźniejsza dychotomia dobra i zła, gdzie Bóg to już mniej skłonny do niepohamowanego gniewu nerwus i zazdrośnik, a raczej władca dobry choć sprawiedliwy (Szatan w Biblii Hebrajskiej nigdy nie uzyska statusu absolutnego zła, jak Aryman w zoroastryzmie). Część uczonych uważa, że nazwa żydowska szkoła religijna faryzeuszy wywodzi się od słowa pharsim, czyli Persowie, jak pierwotnie nazywano jej przedstawicieli. Niewątpliwie Bóg Jezusa i jego uczniów to jest ten sam Bóg, który posyła dobrych „na łono Abrahama”, a złych do piekła. Tak przy okazji – chrześcijańska koncepcja, że Jezus podczas swojego stanu śmierci udał się do „piekieł” i stamtąd uwolnił wszystkich starotestamentowych patriarchów, proroków itd., ponieważ wcześniej niebo było po prostu zamknięte dla wszystkich, kłóci się z przypowieścią o Łazarzu i bogaczu z Ewangelii wg św. Łukasza. Historię Łazarza, który poszedł do nieba i bogacza, który cierpiał katusze w piekle, Jezus opowiedział przecież jeszcze przed swoją śmiercią i zmartwychwstaniem.

Na tym tle fascynuje mnie inna żydowska szkoła religijna i zarazem ugrupowanie polityczne, a mianowicie saduceusze. Dowiadujemy się o nich z Ewangelii św. św. Mateusza i Marka, oraz od Józefa Flawiusza. Prawdopodobnie ich nazwa wywodzi się od Sadoka, pierwszego arcykapłana Pierwszej Świątyni (Salomona), choć wszystko, co jest związane czasami Salomona jest wielce niepewne. Tak czy inaczej saduceusze stanowili swego rodzaju żydowską arystokrację, sprawując kontrolę nad Świątynią (tutaj mowa oczywiście o Świątyni Heroda) jako kapłani i arcykapłani (choć saduceusze nie mieli monopolu na kapłaństwo). Znani byli z ugodowej polityki wobec obcych władców – najpierw hellenistycznych, a później rzymskich, przez co nienawidzili ich zeloci. Co jednak mnie szczególnie wprawia w zdumienie, to fakt, że przedstawiciele tego ugrupowania (często w literaturze nazywanego dość niefortunnie sektą) nie wierzyli w życie pozagrobowe, w zmartwychwstanie czy nadejście Mesjasza (to były koncepcje faryzejskie, później również esseńskie i chrześcijańskie). Kapłani, czyli strażnicy religii, którzy nie wierzą w życie pozagrobowe! Coś niesamowitego! Wierzyli przecież w Jahwe, któremu składali ofiary i kultu którego byli depozytariuszami.

Założenie, że jednym z podstawowych elementów genezy religii jest nadzieja na szczęśliwą egzystencję po śmierci na planie fizycznym, wydaje się w tym świetle raczej wątpliwe. Najstarszym czynnikiem religiotwórczym wydaje się jednak strach – strach przed nieznanymi siłami, których jako ludzie nie jesteśmy w stanie kontrolować. Skoro ich nie znamy, to na wszelki wypadek się pokłońmy. Prawdopodobnie dość szybko pojawiły się jednostki nieco inteligentniejsze, które ten strach i skłonność do ukorzenia się przed nieznanym potrafiły wykorzystać dla własnych korzyści i w ten sposób pojawiła się warstwa kapłańska. Tak czy inaczej, postaci ze Starego Testamentu boją się, „by nie pomarli” i to dosłownie, Śmierć jest największą i ostateczną karą, przed którą odczuwają lęk. Pomoc bogów człowiekowi starożytnemu jest potrzebna w bitwie z wrogiem, w pracy na polu i w szeregu aspektów codziennego życia, ale w sensie bardzo dosłownym, praktycznym i dość przyziemnym.

W religiach „prawniczych”, takich jak judaizm, czy islam, ważne jest wypełnianie nakazów prawa i unikanie jego zakazów. Kwestia wiary jest z całą pewnością ważna, ale dopóki żyje się zgodnie z przepisami, nikt specjalnie nie wnika w wiedzę teologiczną członka wspólnoty (oczywiście istnieją teologowie i pojawiają się dysputy między nimi, ale to jest nieco inne zagadnienie). Być może dlatego pomimo różnic i ostrej wzajemnej krytyki między faryzeuszami, zelotami, esseńczykami, wczesnymi chrześcijanami a saduceuszami, nie obserwujemy zjawisk znanych później z walk między różnymi odłamami chrześcijaństwa. Jezus i jego uczniowie wraz z mistrzami (rabinami) faryzejskimi i ich uczniami udają się do Świątyni na wszystkie święta żydowskie. Uznają przy tym charyzmę kapłanów sprawujących kult świątynny, mimo, że to mogą być saduceusze, którzy wierzą w coś zupełnie innego, niż oni.

Obietnica nagrody po ziemskim żywocie nabiera wyraźnych kształtów w judaizmie faryzejskim (rabinicznym), w chrześcijaństwie, a potem w islamie. W tych dwóch ostatnich ważną rolę zaczyna spełniać kult męczenników poległych za wiarę. Oni mają zapewnioną nagrodę w postaci niebiańskiego raju, przy czym muzułmanie posiadają jego plastyczny opis z winem i hurysami. Skoro pięknie jest zginąć za wiarę, życie doczesne przestaje się tak bardzo liczyć. Całe szczęście, że prawa biologii, w tym instynkt samozachowawczy, często okazują się silniejsze od chęci poświęcenia życia w nadziei na lepszy byt na tamtym świecie, bo inaczej chyba Europa i Bliski Wschód dawno by się wyludniły w wyniku masowego poddawania się męczeństwu.

Wracając do saduceuszy – religia bez wiary w życie pozagrobowe z pewnością nie promowała poświęcenia życia za cokolwiek, w związku z czym całkiem możliwe, że tworzyła postawy dość egoistyczne. Tego jednak wiedzieć nie możemy, ponieważ nasza wiedza o tym ugrupowaniu jest nader skąpa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz