Ponieważ lubię wnikać w klimaty różnych epok i miejsc, co polega na próbie wczucia się w świat, który jest mi tak naprawdę zupełnie obcy, mam spory sentyment do warszawskich piosenek zaliczanych do tzw. folkloru miejskiego. Daleki jestem jednak od fascynacji pana Stanisława Wielanka, który utwory takie odnajduje, zbiera, opracowuje i sam wykonuje ze swoją kapelą. Mimo to, że lubię posłuchać takiej twórczości, z całą pewnością nigdy nie chciałbym powrotu tamtej epoki, ani nie chciałbym żyć w środowisku, w którym tego typu piosenki były śpiewane. Trzeba sobie zdawać sprawę, że owo środowisko było przede wszystkim kryminogenne, a w wielu przypadkach zostałoby dzisiaj określone jako patologia społeczna. Zadziwiająca jest jednak moc oddziaływania twórczości artystycznej, która stwarza pewien klimat, który, kiedy odchodzi, zaczyna być wspominany jako pewna kulturalna całość, w końcu osiągając status jakiejś sentymentalnej wartości.
Wspominam tutaj akurat pewną subkulturę miejską Polski przedwojennej, ale tak naprawdę chcę napisać o pewnym zjawisku, które w jakimś stopniu rozumiem, ale w żadnym razie nie pochwalam. Czasami ironicznie mówi się, że Polacy, których niemały odsetek nienawidzi Rosjan, kiedy wypiją, śpiewają rosyjskie pieśni. Może jest w tym jakaś przesada, ale przyznam szczerze, że sam lubię takie „wschodnie klimaty” i czasami śpiewam z gitarą piosenki rosyjskie i ukraińskie. Od jakiegoś czasu można jednak zaobserwować pewną popularność twórczości tzw. „błatnych”, czyli środowiska rosyjskich kryminalistów. Do wzrostu owej popularności przyczynia się m.in. popularny artysta krakowski pochodzący z Odessy, Alosza Awdiejew, który nawet nagrał płytę z samymi utworami tego typu.
Do tej pory prawie każdy w Polsce znał „Murkę”, czyli opowieść o dziewczynie żyjącej wśród kryminalistów, która ich jednakże zdradziła, za co spotkała ją „kara” z ręki bandytów. Dzięki Aloszy Awdiejewowi Polacy mieli okazję poznać w polskim tłumaczeniu cały szereg innych utworów tego typu. Co jest takiego atrakcyjnego w piosenkach więziennych, w subkulturze kryminalnej? Być może jest to jakaś tęsknota za wyrwaniem się z wszelkich rygorów życia w poszanowaniu prawa i rygorystycznych przepisów obyczajowości, które narzucają nam pewien typ moralności. Jest to całkiem możliwe, a może wręcz naturalne. O ile jednak z tego powodu uwielbiam kozackie dumki, do pieśni „błatnych” mam poważne zastrzeżenia.
Subkultura to nic innego, ale po prostu kultura, w której żyją pewne środowiska. Jeżeli zaczyna nam imponować pewien styl panujący w danym środowisku, w jakimś stopniu je akceptujemy. Śpiewając czy z przyjemnością słuchając pieśni złodziei, morderców i sutenerów, w jakimś stopniu okazujemy temu środowisku podziw, jeśli nie szacunek. Nie jest to zdrowe zjawisko.
Z rosyjską twórczością muzyczną jest taki problem, że owa muzyka sama w sobie jest w jakimś stopniu dla Słowianina bardzo atrakcyjna. Polscy kryminaliści nie wypracowali takiej subkultury w sferze muzyki, która by przyciągała jakieś szersze kręgi odbiorców czy sympatyków. Polskie piosenki więzienne są dość toporne i na szczęście nie wzbudzają większego podziwu środowisk niepatologicznych. A rosyjskie przyciągają i to w dodatku Polaków!
Do końca nie wiem, czy sam bym nie uległ temu trendowi, bo kulturę rosyjską, zwłaszcza muzyczną, lubię. To, co mnie jednak od kryminalnej subkultury odstrasza i do nagrań Aloszy Awdiejewa każe podchodzić z ogromnym dystansem, to sam przymiotnik „błatny”, który poznałem dużo wcześniej z książek Aleksandra Sołżenicyna czy Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. W sowieckich łagrach „błatni”, czyli więźniowie kryminalni, to były najgorsze męty, jakie sobie można wyobrazić. O ile większość osadzonych stanowili „polityczni”, czyli ludzie, którzy albo faktycznie władzy się sprzeciwiali (wcale nie takie częste zjawisko), albo tacy, których owa władza dla własnych potrzeb ogłosiła swoimi wrogami, to kryminaliści byli elementem ściśle z obozowym nadzorem współpracującym w znęcaniu się nad „politycznymi”. Okrucieństwo tych skończonych prymitywów często przewyższało to ze strony obozowych strażników. Prymitywizm „błatnych” polegał przede wszystkim na tym, że obce im były wszelkie reguły ogólnoludzkiej solidarności. Niektórzy z nich wcale nie musieli być prymitywni w sensie niskiego IQ. Ich rozwój emocjonalny czynił z nich jednak egoistycznych troglodytów, którymi władze z łatwością manipulowały napuszczając ich na „frajerów”, czyli ludzi pochodzących ze środowisk niekryminalnych, a więc „politycznych”, których „błatni” uważali za frajerów do wykorzystania i wyładowania swoich najbardziej prymitywnych odruchów.
W „Oddziale chorych na raka” Sołżenicyna, narrator mówi o tym, jak „błatni” w wagonie przewożącym więźniów chcieli się poznęcać nad jeńcami japońskimi. Z wielkim podziwem opowiada o tym, z jaką zręcznością czterech (o ile dobrze pamiętam) Japończyków biło się z napierającymi rosyjskimi bandziorami (z opisu wynika, że po mistrzowsku stosowali jiu-jitsu). W końcu pozostali Rosjanie („polityczni”) pomogli Japończykom! Na pełną zgorszenia uwagę słuchaczki „Jak to? Wystąpiliście w obronie wroga przeciwko Rosjanom?”, odpowiada „Dla nas to nie byli żadni Rosjanie! To najgorsza swołocz, jaką sobie można wyobrazić!” (nie są to dosłowne cytaty, bo nie mam przed sobą książki, ale dość wiernie oddaję przesłanie autora). I ja taką właśnie prawdę o „błatnych” przyjąłem i przy takiej obstaję.
Myślę, że Alosza Awdiejew wziął na warsztat piosenki rosyjskich kryminalistów przede wszystkim z powodów artystycznych, bo ich melodie, jak to melodie rosyjskich pieśni, „mają w sobie to coś”, czyli innymi słowy są takie „duszoszczypatielnyje”. Z pewnością, kiedy się słyszy z odpowiednią intonacją zaśpiewane „Chłopcy źli, bandyckie mordy wy…” to w niejednym facecie odzywa się „ciemna strona mocy”, co pozwala mu przez moment poczuć się „urką” i twardzielem („prawdziwym facetem”), który niczego się nie boi, bo każdego potrafi przy pomocy pięści, noża czy pistoletu zmusić do szacunku dla siebie, a wiadomo, że szacunek nam okazywany, to towar w dzisiejszych czasach wielce deficytowy. Kto by nie chciał być takim „gierojem”? Jeżeli jednak nie nachodzi nas natychmiast refleksja, że przyjemność czerpana z samego wyobrażenia sobie, że się pije wódkę z prymitywnymi bandziorami, to nie najlepiej świadczy o stanie naszej psychiki i w ogóle zdolności odróżniania dobra od zła. Tu nie chodzi o to, żeby się straszyć w stylu księdza Natanka, że oto „jeśli słuchasz z umiłowaniem pieśni ‘błatnych’, to wiedz, że się coś dzieje”, ale żeby samemu sobie zadać proste pytanie „Czy chciałbym być rosyjskim bandziorem, myśleć tylko o sobie i własnych bardzo doraźnie pojętych potrzebach i przyjemnościach, zaś innych ludzi traktować jako obiekty do okradzenia, zgwałcenia, wykorzystania i w końcu zamordowania?” Jeżeli odpowiedź brzmi „tak”, to chyba jednak coś się z takim człowiekiem naprawdę dzieje.
Miłośnicy rosyjskich pieśni „błatnych” zazwyczaj nie są równocześnie koneserami polskiej twórczości więziennej, a stąd wniosek, że to jednak atrakcyjność rosyjskich melodii tworzy ten klimat, który każe niektórym Polakom stawać się ich fanami. W żadnym razie nie twierdzę, że ktoś kto tego typu twórczości słucha, zaraz sam zostanie kryminalistą. Niemniej jej nobilitowanie i propagowanie uważam z objaw kulturalnie niezdrowy, jeśli nie zgoła patologiczny. Wiele subkultur zasiliło w historii kulturę „głównego nurtu”. Ruchy zbuntowanej młodzieży przez kilka ostatnich dekad wpływały na kierunki w muzyce popularnej. Bywało też, że twórczość więzienna przedostawała się do głównego obiegu kultury, ale były to utwory ludzi w więzieniu osadzonych najczęściej niewinnie.
„Błatni” to jednak bandziory najprawdziwsze, zaś dopisywanie im przy pomocy „duszoszczypatielnych” pieśni jakiejś romantycznej legendy, to zwyczajne nadużycie. Nie sądzę więc, że artyści powinni się do tego przyczyniać i wprowadzać tego typu twórczość „na salony”.
Witam.Gdzie mogę kupic lub znaleśc w internecie piosenki więzienne-rosyjskie ??? prosze o porade pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwojtek
Jestem bardzo świeżo po lekturze "Oddziału chorych na raka" A.Sołżenicyna i również zwróciłem uwagę na przytaczaną przez Pana scenę. Interesujący jest również fragment, który poprzedza opowieść o Japończykach gdzie Oleg Kostogłotow rozmawia z lekarką - Zoją, a ta zaczyna nucić jedną z tych "więziennych melodii". Reakcja więźnia jest natychmiastowa, prosi ją o przestanie śpiewania, po czym twierdzi że dla niego "błatni to nie są Rosjanie".
OdpowiedzUsuńZ kontekstu całej sceny wynika, że śpiewana przez Zoję piosenka to "Bradiaga" która jest bardzo dobrze znana w wykonaniu Żanny Biczewskiej i Niemena, utwór sam w sobie (chyba) nie traktuje o kryminalistach, a raczej o zesłańcach politycznych. Dlatego dziwi mnie dlaczego Sołżenicyn tak ostro potępił ten utwór, kategorycznie wyrażając zdanie (ustami Kostogłotowa), iż każdy włóczęga to błatny, urka. W każdym razie, gdy słucham tej melodii to tłumaczę sobie, że dotyczy ona więźniów politycznych, a nie kryminalnych. :)
Wydaje mi się, że Sołżenicyn nie chciał właśnie ulec temu urokowi twórczości więziennej i dlatego jego bohater, który kryminalistów dobrze znał, jest na tym punkcie przewrażliwiony. Natomiast "Bradiaga", którego tak lubimy (mówię też o sobie), może być niestety też jedną ze starszych pieśni tego typu (zanim Władimir Wysocki wylansował kompletne szaleństwo na ich punkcie), to chyba ma Pan rację co do jej związków z zsyłką polityczną, choć samo słowo "Bradiaga" raczej nie kojarzy się z bojownikiem o wolność. Znalazłem bardzo ciekawą stronę nt. tej pieśni: http://www.namyslowianie.pl/blog/entedy/bradiaga_w%C5%82%C3%B3cz%C4%99ga_dziwna_historia_rosyjskiej_pie%C5%9Bni_kator%C5%BCnik%C3%B3w_i_zes%C5%82a%C5%84c%C3%B3w .
OdpowiedzUsuń