Mimo, że niektórzy „intelektualiści” okrzyknęło historię
jako dziedzinę wiedzy, od której niczego nie można się nauczyć, na najprostszym
poziomie rozumowania pozostanie ona nauczycielką życia. Historia jest bowiem
kopalnią przykładów często dość prostych mechanizmów, w których jak na dłoni
widać błędy w postępowaniu jednych i ich wykorzystanie przez innych.
Wszystkie sposoby politycznego rozumowania jednostek i
tłumów znane już były w starożytności. Miasta greckie powinny być przez nas
traktowane jak minilaboratoria polityki. Ich dzieje pokazują np., że tam, gdzie
ludzie, nazwijmy ich „dobrej woli”, popełniają błędy, w tym dopuszczają się
zaniedbań, o co jest dość łatwo, bo nie wszystko człowiek jest w stanie ogarnąć
(że posłużę się tym modnym dziś słowem), tam często władzę przejmują ludzie,
których starożytni nazywali tyranami.
Pizystrat, który przejął władzę w Atenach po Solonie, oparł
się na attyckiej biedocie, choć sam akurat był właścicielem kopalń złota.
Solon, postać stawiana za przykład reformatora wprowadzającego zmiany w ustroju
państwa, które później przyjęło formę demokratyczną (ustrojowi Solona do
demokracji było jeszcze daleko), nie wziął pod uwagę sytuacji niezadowolonych
warstw społecznych, co skrzętnie wykorzystał żądny władzy Pizystrat. Ten
ostatni urządził fałszywy zamach na swoją osobę, po czym poprosił o przyznanie
mu gromady ochroniarzy. Kiedy pozwolono mu ją zorganizować, przejął w 561 r.
władzę w Atenach i nawet udało ją mu się przekazać swoim synom.
Tyrani generalnie tym się różnili od greckich monarchii i
oligarchii, że o ile te ostatnie opierały się na arystokracji, ci byli typowymi
przywódcami niezadowolonego tłumu. Dzisiaj nazwalibyśmy ich populistami, choć
oczywiście w żadnym wypadku nie byli to demokraci. Przy pomocy uzbrojonych
gromad niezadowolonego tłumu zdobywali władzę dyktatorską. Niektórzy tyrani
mieli pewna wizję rządzenia państwem, jak wspomniany Pizystrat, wprowadzali
reformy pozwalające budować lepsze zaplecze dla swojej władzy niż tylko gromada
pałkarzy. I tak np. wprowadził system państwowych pożyczek dla ubogich
rolników, czy też ulgi podatkowe. Na dodatek był wielkim mecenasem kultury!
Niemniej swoją władzę opierał na sile, jaką mu dawała grupa początkowo
niezadowolonych ze swojego losu obywateli, których reformy wielkiego Solona
jakoś nie uszczęśliwiły.
Starożytny Rzym to z kolei przykład utrzymywania się u
władzy polityków, którzy sprytnie umieli manipulować tłumem plebsu. Ponieważ
państwo to nie posiadało konstytucji, która wyraźnie określałaby zakres praw i
obowiązków poszczególnych urzędników państwowych, praktycznie każdy z nich mógł
wystąpić z inicjatywą ustawodawczą. Dawało to szerokie pole do popisu dla
trybunów ludowych, którzy, jeżeli byli dobrymi mówcami, porywali za sobą tłumy
plebsu obietnicami dostaw taniego zboża i oliwy. Można zaryzykować tezę, że
podlizywanie się proletariuszom rzymskim stało się, paradoksalnie w mieście
rządzonym jednak przez arystokratów, podstawą działania warstw rządzących. Pod
koniec ustroju republikańskiego miasto terroryzowały agresywne gromady młodych
ludzi kierowanych przez pozbawionych skrupułów politycznych awanturników typu
Klodiusz czy Milon. Republikę obalono przy pomocy wojska i to wojsko pozostanie
już do końca istnienia tego państwa ostatecznym czynnikiem władzy, ale nadal
nawet najpotężniejsi cesarze podlizywali się rzymskiemu tłumowi. Trzeba przy
tym zaznaczyć, że rzymscy proletariusze wcale nie byli po prostu ubogimi ciężko
pracującymi ludźmi wyzyskiwanymi przez bogaczy. Były to raczej biedne nieroby
przyzwyczajone do życia na koszt państwa.
Nie znaczy to, że nie było w starożytnym Rzymie ludzi,
którzy nie myśleliby o mądrych rozwiązaniach kwestii miejskiej biedoty. M.in.
próbowano rozdać im ziemię publiczną na wsi, której Rzym miał bardzo dużo po
swoich podbojach, żeby z miejskich nierobów uczynić pracowitych rolników.
Zamysł szlachetny, ale wielce utopijny. Na domiar złego, tę ziemię publiczną
często już zagarnęli bogacze, którym teraz trzeba było odebrać. Trybun
Tyberiusz Grakchus przypłacił to życiem, zaś młodszy brat, który dekadę później
również objął władzę trybuńską, tak się zapędził w zwalczaniu arystokratów, że
doprowadził m.in. do patologicznego wyzysku prowincji przez pozbawionych
skrupułów przedstawicieli warstwy bankierów i biznesmenów. Niedobrze jest,
kiedy motywacją polityka jest zemsta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz