W rozmowie z niektórymi
znajomymi, kiedy wspominam o konieczności większych wysiłków edukacyjnych, ale
mądrych, bo propaganda, co do której nie ma wątpliwości, że jest tylko propagandą,
się nie sprawdza i zarówno młodzi, jak i starzy od razu wyczuwają „ściemę”, owi
znajomi mówią mi „Że niby co? Że niby mam takiego łobuza przytulić?” Odpowiedź
nie jest jednak na tyle skomplikowana, żeby jej nie udzielić „TAKIEGO łobuza”
oczywiście nie, ale jego bezmyślnych naśladowców może jednak tak!
Rzecz w tym, że kiedy idzie tłum
kierowany takimi, czy innymi pobudkami, ale przede wszystkim jest pełen
agresji, ponieważ wierzy w słuszność swojego gniewu, trzeba sobie zdać sprawę z
tego, że chyba jednak nie wszyscy w takim tłumie to krwiożercze łobuzy. Poza
tłumem wielu z nich może się okazać całkiem reformowalna. Ba, to w ogóle mogą być
skądinąd ludzie cieszący się sympatią swojego najbliższego otoczenia.
Jest oczywiście druga strona
medalu, a raczej spojrzenie odwrotne na ten sam problem. Otóż ci, powiedzmy, że
skądinąd sympatyczni ludzie w tłumie zaczynają myśleć zupełnie inaczej i
chętnie podporządkują się jednostką najbardziej inicjatywnym, które mają
najmniej skrupułów.
W wyczuciu intencji tłumu również
należy kierować się ostrożnością. Marsze niepodległości z okazji 11 listopada, które
są przez lewicowe media wkładane do jednego worka z przemarszami najbardziej
agresywnych narodowców, niekoniecznie takie są, ponieważ często biorą w nich udział
ludzie zupełnie spokojni, często rodziny z dziećmi. Przedstawianie ich przez
lewicowe media jako faszystów budzi z kolei ich frustrację i w rezultacie gniew
skierowany przede wszystkim wobec tychże lewicowych mediów. Ale znowu,
argument, że takiej czy innej imprezie biorą udział ojcowie rodzin, nie do końca
tłumaczy całą sytuację jako nieporozumienie. Jeżeli na forach internetowych
możemy przeczytać teksty jawnie i agresywnie antysemickie, a potem te same
osoby przedstawiają się jako porządni ojcowie (czasami matki też) rodzin, to pojawia
się pytanie, jaka jest różnica między nimi, a najbardziej agresywnymi kibolami,
którzy otwarcie wykrzykują hasła faszystowskie?
Co z tego, że ten i ów święcie
się oburzy, że się go porównuje do nazisty, podczas gdy on jest po prostu „patriotą”,
skoro od nazistów różni się praktycznie tylko tym, że nie czci Adolfa Hitlera?
Trzeba sobie bowiem uświadomić ten prosty fakt, że NSDAP wygrała wybory
zupełnie legalnie, co znaczy, że większość społeczeństwa niemieckiego oddała na
tę partię swoje głosy. Należy pamiętać, że do partii nazistowskiej oraz do
bojówek SA wstępowali również ojcowie rodzi, którzy się uważali po prostu za
niemieckich patriotów, którzy muszą bronić ojczyzny przed Żydami, komunistami i
międzynarodowym kapitałem. Nie sensu deklaracja „nie jestem faszystą/nazistą”,
jeżeli z nią idzie wyjaśnienie typu „a
tylko polskim patriotą, który musi bronić Polski przed Żydami, komunistami i
międzynarodowym kapitałem”.
Mądra polityka, zarówno ze strony
najwyższych władz, tak ze strony władz lokalnych, policji, szkół i szeregu
innych organizacji, musi polegać na pożytecznym zagospodarowaniu energii
młodych ludzi, których pozytywne uczucia wobec własnego kraju są jak
najbardziej godne pochwały. Jeżeli będą odrzucani przez tych, którzy z góry
nałożą na nich stygmat faszyzmu, niewykluczone, że wpadną w otwarte ramiona
tych, którym taki stygmat wcale nie przeszkadza, a jak się okazuje, takich jest
coraz więcej.
Jeżeli setki młodych ludzi
potrafi pracować po kilkanaście godzin, żeby przygotować „oprawę” meczu w
postaci olbrzymiej tkaniny pokrytej namalowaną kompozycją o agresywnej treści
politycznej, ale którym nie można odmówić walorów profesjonalizmu, to znaczy,
że ktoś gdzieś zaniedbał ważne zadanie. Ci ludzie mogliby robić wspaniałe
rzeczy, bo jak się okazuje, nie są leniami, a ludźmi twórczymi gotowymi do
poświęcenia swojego czasu i wysiłku dla sprawy, która jest dla nich ważna. Po
raz kolejny okazuje się, że „grzech zaniedbania” w polityce społecznej jest
niewybaczalną zbrodnią.
Józef Piłsudski miał cały szereg
wrogów. Śmiem twierdzić, że dla przedwojennych endeków, w tym młodych
narodowych radykałów, uosabiał wcielone zło stojące na przeszkodzie
przeprowadzenie polityki prawdziwie „narodowej”. Józef Piłsudski nie należał do
tych, którzy agresywnych wrogów chcieliby przytulać. Dlatego też w niesławnym obozie
w Berezie Kartuskiej osadzał wszelkich radykałów i wywrotowców – zarówno komunistów
(bo to byli po prostu ludzie Stalina, mimo, że być może niektórzy
nieświadomie), jak i endeków i oenerowców! Nie powiem, żebym był wielkim
zwolennikiem takich miejsc odosobnienia, jak Bereza, ale ta polityka
Piłsudskiego pokazuje przynajmniej jakąś strategię wobec grup o skrajnych i
niebezpiecznych poglądach politycznych. Jak wiemy, Marszałek miał jeden bardzo
silny argument – armię.
Kiedy zaniedbało się sprawę
propagandy i edukacji, lub jeśli prowadziło się ją tak nieudolnie, że doszło do
radykalizacji całych tłumów (obojętnie czy to w kierunku faszyzmu czy
komunizmu), niektórzy przywódcy, zwłaszcza ci o silnej osobowości, stosują
środki siłowe, włącznie z wykorzystaniem wojska. Gdyby w Polsce jakikolwiek
polityk umiał sięgnąć myślą poza horyzont kilku miesięcy, pewnie by zrozumiał,
że albo trzeba zrobić wszystko, żeby nie doszło do radykalizacji nastrojów (i „przytulić”
kilku potencjalnych łobuzów, żeby się nimi faktycznie nie stali), albo i mieć po swojej stronie taką siłę, która w razie ostateczności
byłaby w stanie opanować sytuację. Jak wiemy, nie ma żadnej mądrej polityki
wychowawczej (więc zamiast jakąś zaproponować, pewien profesor proponuje w
ogóle „rozwalić” cały system oświatowy). Same „orliki” to jeszcze za mało.
Potrzebni są m.in. zaangażowani ludzie, którzy na te boiska przyciągną młodzież
i pozytywnie zagospodarują ich energię. Władze nie mogą też liczyć na czynnik,
po który zawsze mógł sięgnąć Piłsudski, czyli armię, bo nasza armia jest
obecnie w Afganistanie, a na dodatek wcale za obecnymi władzami nie przepada –
też przez pewne „inteligentne” posunięcia rządzących.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz