poniedziałek, 13 maja 2013

Kiedy tłum czuje swoją siłę (6)



W rozmowie z niektórymi znajomymi, kiedy wspominam o konieczności większych wysiłków edukacyjnych, ale mądrych, bo propaganda, co do której nie ma wątpliwości, że jest tylko propagandą, się nie sprawdza i zarówno młodzi, jak i starzy od razu wyczuwają „ściemę”, owi znajomi mówią mi „Że niby co? Że niby mam takiego łobuza przytulić?” Odpowiedź nie jest jednak na tyle skomplikowana, żeby jej nie udzielić „TAKIEGO łobuza” oczywiście nie, ale jego bezmyślnych naśladowców może jednak tak!

Rzecz w tym, że kiedy idzie tłum kierowany takimi, czy innymi pobudkami, ale przede wszystkim jest pełen agresji, ponieważ wierzy w słuszność swojego gniewu, trzeba sobie zdać sprawę z tego, że chyba jednak nie wszyscy w takim tłumie to krwiożercze łobuzy. Poza tłumem wielu z nich może się okazać całkiem reformowalna. Ba, to w ogóle mogą być skądinąd ludzie cieszący się sympatią swojego najbliższego otoczenia.

Jest oczywiście druga strona medalu, a raczej spojrzenie odwrotne na ten sam problem. Otóż ci, powiedzmy, że skądinąd sympatyczni ludzie w tłumie zaczynają myśleć zupełnie inaczej i chętnie podporządkują się jednostką najbardziej inicjatywnym, które mają najmniej skrupułów.

W wyczuciu intencji tłumu również należy kierować się ostrożnością. Marsze niepodległości z okazji 11 listopada, które są przez lewicowe media wkładane do jednego worka z przemarszami najbardziej agresywnych narodowców, niekoniecznie takie są, ponieważ często biorą w nich udział ludzie zupełnie spokojni, często rodziny z dziećmi. Przedstawianie ich przez lewicowe media jako faszystów budzi z kolei ich frustrację i w rezultacie gniew skierowany przede wszystkim wobec tychże lewicowych mediów. Ale znowu, argument, że takiej czy innej imprezie biorą udział ojcowie rodzin, nie do końca tłumaczy całą sytuację jako nieporozumienie. Jeżeli na forach internetowych możemy przeczytać teksty jawnie i agresywnie antysemickie, a potem te same osoby przedstawiają się jako porządni ojcowie (czasami matki też) rodzin, to pojawia się pytanie, jaka jest różnica między nimi, a najbardziej agresywnymi kibolami, którzy otwarcie wykrzykują hasła faszystowskie?

Co z tego, że ten i ów święcie się oburzy, że się go porównuje do nazisty, podczas gdy on jest po prostu „patriotą”, skoro od nazistów różni się praktycznie tylko tym, że nie czci Adolfa Hitlera? Trzeba sobie bowiem uświadomić ten prosty fakt, że NSDAP wygrała wybory zupełnie legalnie, co znaczy, że większość społeczeństwa niemieckiego oddała na tę partię swoje głosy. Należy pamiętać, że do partii nazistowskiej oraz do bojówek SA wstępowali również ojcowie rodzi, którzy się uważali po prostu za niemieckich patriotów, którzy muszą bronić ojczyzny przed Żydami, komunistami i międzynarodowym kapitałem. Nie sensu deklaracja „nie jestem faszystą/nazistą”, jeżeli  z nią idzie wyjaśnienie typu „a tylko polskim patriotą, który musi bronić Polski przed Żydami, komunistami i międzynarodowym kapitałem”.

Mądra polityka, zarówno ze strony najwyższych władz, tak ze strony władz lokalnych, policji, szkół i szeregu innych organizacji, musi polegać na pożytecznym zagospodarowaniu energii młodych ludzi, których pozytywne uczucia wobec własnego kraju są jak najbardziej godne pochwały. Jeżeli będą odrzucani przez tych, którzy z góry nałożą na nich stygmat faszyzmu, niewykluczone, że wpadną w otwarte ramiona tych, którym taki stygmat wcale nie przeszkadza, a jak się okazuje, takich jest coraz więcej.

Jeżeli setki młodych ludzi potrafi pracować po kilkanaście godzin, żeby przygotować „oprawę” meczu w postaci olbrzymiej tkaniny pokrytej namalowaną kompozycją o agresywnej treści politycznej, ale którym nie można odmówić walorów profesjonalizmu, to znaczy, że ktoś gdzieś zaniedbał ważne zadanie. Ci ludzie mogliby robić wspaniałe rzeczy, bo jak się okazuje, nie są leniami, a ludźmi twórczymi gotowymi do poświęcenia swojego czasu i wysiłku dla sprawy, która jest dla nich ważna. Po raz kolejny okazuje się, że „grzech zaniedbania” w polityce społecznej jest niewybaczalną zbrodnią.

Józef Piłsudski miał cały szereg wrogów. Śmiem twierdzić, że dla przedwojennych endeków, w tym młodych narodowych radykałów, uosabiał wcielone zło stojące na przeszkodzie przeprowadzenie polityki prawdziwie „narodowej”. Józef Piłsudski nie należał do tych, którzy agresywnych wrogów chcieliby przytulać. Dlatego też w niesławnym obozie w Berezie Kartuskiej osadzał wszelkich radykałów i wywrotowców – zarówno komunistów (bo to byli po prostu ludzie Stalina, mimo, że być może niektórzy nieświadomie), jak i endeków i oenerowców! Nie powiem, żebym był wielkim zwolennikiem takich miejsc odosobnienia, jak Bereza, ale ta polityka Piłsudskiego pokazuje przynajmniej jakąś strategię wobec grup o skrajnych i niebezpiecznych poglądach politycznych. Jak wiemy, Marszałek miał jeden bardzo silny argument – armię.

Kiedy zaniedbało się sprawę propagandy i edukacji, lub jeśli prowadziło się ją tak nieudolnie, że doszło do radykalizacji całych tłumów (obojętnie czy to w kierunku faszyzmu czy komunizmu), niektórzy przywódcy, zwłaszcza ci o silnej osobowości, stosują środki siłowe, włącznie z wykorzystaniem wojska. Gdyby w Polsce jakikolwiek polityk umiał sięgnąć myślą poza horyzont kilku miesięcy, pewnie by zrozumiał, że albo trzeba zrobić wszystko, żeby nie doszło do radykalizacji nastrojów (i „przytulić” kilku potencjalnych łobuzów, żeby się nimi faktycznie nie stali), albo i mieć po swojej stronie taką siłę, która w razie ostateczności byłaby w stanie opanować sytuację. Jak wiemy, nie ma żadnej mądrej polityki wychowawczej (więc zamiast jakąś zaproponować, pewien profesor proponuje w ogóle „rozwalić” cały system oświatowy). Same „orliki” to jeszcze za mało. Potrzebni są m.in. zaangażowani ludzie, którzy na te boiska przyciągną młodzież i pozytywnie zagospodarują ich energię. Władze nie mogą też liczyć na czynnik, po który zawsze mógł sięgnąć Piłsudski, czyli armię, bo nasza armia jest obecnie w Afganistanie, a na dodatek wcale za obecnymi władzami nie przepada – też przez pewne „inteligentne” posunięcia rządzących.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz