poniedziałek, 6 maja 2013

Kiedy tłum czuje swoją siłę (3)



Kiedy zbiera się tłum porwany jakimś chwytliwym hasłem, tam nie ma już miejsca na dyskusje i cywilizowane spory polityczne czy światopoglądowe. Działanie tłumu doskonale pokazał Henryk Sienkiewicz w „Ogniem i mieczem” opisując natychmiastowy wyrok, jaki na rzekomych zdrajcach wykonali zgromadzeni Kozacy, roznosząc ich na szablach. Ekranizacja tej powieści w reżyserii Jerzego Hoffmana do szczytów sztuki filmowej nie należy, ale akurat ta scena została świetnie oddana. Zgromadzony tłum nie myśli, a tylko podchwytuje hasła ogłaszane przez przywódców, którzy z kolei wynoszą na zewnątrz słowa Chmielnickiego. Jeżeli ten uznaje atamana koszowego za uczciwego Kozaka, wszyscy podchwytują i powtarzają jego słowa „koszowy brat nasz!” Kiedy Chmielnicki arbitralnie uznaje, Tatarczuk i Barabasz to zdrajcy, tłum się nad niczym już nie zastanawia, bo już dyszy nienawiścią do swoich dwóch byłych towarzyszy.

Kiedy zbiera się gromada ludzi i ktoś podrzuci hasło, z którym większość się utożsamia, ludzie ci je podchwytują i stają się podatni na kolejne hasła tego samego człowieka, choć niektórzy, gdyby przysłuchiwali się im gdzieś przed telewizorem, pewnie zechcieliby z nimi polemizować. Kiedy ten, który pierwszy takie hasło rzucił, widzi pozytywną reakcję tłumu, nabiera pewności siebie a później staje się przywódcą owego tłumu. Dzieje się to niemal na zasadzie indukcji hipnotycznej.

Święty Cyryl, ale nie brat świętego Metodego, a żyjący cztery stulecia wcześniej biskup Aleksandrii, znany był jako człowiek bezkompromisowy, a przy tym mówca umiejący trafić do tłumów wiernych. Przy pomocy 500 mnichów i tłumu aleksandryjskich chrześcijan wypędził z miasta Żydów, którzy do tej pory stanowili tam jedną z najliczniejszych diaspor ówczesnego świata. Egipscy Żydzi byli siłą o dużym znaczeniu w Aleksandrii. Ponieważ ze względów doktrynalnych nie byli zadowoleni z rozwoju chrześcijaństwa, dopuszczali się przemocy wobec chrześcijan, a nawet podpalali ich kościoły. Cyryl, zebrawszy tłum, doprowadził do całkowitej zmiany oblicza miasta, stając się faktycznym jego władcą, co doprowadziło do konfliktu z oficjalnym cesarskim prefektem. Przy jego okazji, fanatyczny tłum pod wodzą diakona Piotra zamordował aleksandryjską uczoną, matematyczkę i filozofkę, Hypatię. Wcześniej była ona obiektem ataków z ambon jako czarownica i satanistka. Jakbyśmy to dziś powiedzieli, „mowa nienawiści” zrobiła swoje. Motłoch wywlekł uczoną z powozu, zdarł z niej ubranie, wyłupił oczy i ukamienował. Historycy twierdzą, że za wszystkim stała zazdrość biskupa Cyryla o popularność w mieście. Nie pomogła jej bierność wobec niszczenia pogańskich świątyń (sama nie praktykowała żadnej religii). Odpowiednio skierowany tłum zrobił swoje.

Warto się przy tej okazji zastanowić, dlaczego na początku V wieku n.e. w ogóle było możliwe zorganizowanie takiego fanatycznego tłumu i skierowanie go przeciwko intelektualistce. To ostatnie może aż tak dziwne nie jest, ponieważ mechanizm szczucia jednych ludzi na drugich jest znany od zarania dziejów, ale jak było możliwe przyciągnięcie takich tłumów na stronę chrześcijaństwa? Ten mechanizm chyba nie najgorzej pokazuje Alejandro Amenábar w swoim skądinąd niezbyt porywająco zrealizowanym filmie „Agora” poświęconym właśnie męczeństwu Hypatii. Aleksandria, jak zresztą każde inne miasto czy to w tamtej, czy w wielu innych epokach, pełna była biedoty. Kalectwo z kolei skazywało człowieka na żebranie lub śmierć głodową. Tymi starożytnymi „wykluczonymi” aktywnie zajmuje się Kościół, organizując dla nich rodzaj szpitali lub przytułków oraz karmiąc ich. Za ogromną wdzięcznością wobec dobroczyńców idzie wiara w Ewangelię, czyli optymistyczną „dobrą nowinę”. Kiedy gromady biedaków nauczyły się wierzyć, w to, co im mówią chrześcijańscy duchowni, ci ostatni mogli już nimi dowolnie sterować. Ten mechanizm nazywamy dziś populizmem.

Generalnie słowo „populizm” stało się dzisiaj słowem-pałką, którym bije się po głowie wszelkie argumenty, które trafiają do szerokich mas społeczeństwa. Ludzie, którzy uważają się za przedstawicieli elit, czy to intelektualnych, politycznych czy ekonomicznych, z pogardą odnoszą się do większości obywateli, którzy się „nie znają”, „nie rozumieją złożoności sytuacji” itd. itp. Oczywiście to wszystko może być prawda, ale bardzo często za przypięciem komuś łatki „populisty” stoi egoizm własnej grupy, albo wręcz zła wola. Nie mówię tutaj o rzeszach tzw. „młodych wykształconych z wielkich miast”, bo ci tak samo nic nie rozumieją, tylko wierzą, że powtarzając za swoimi „guru” krytykę „populistów” sami stają się członkami „wtajemniczonej elity”.

Przykład bestialskiego morderstwa dokonanego przez  rozfanatyzowany tłum podpuszczony przez biskupa, pokazuje, jak fatalne skutki może mieć zaniedbanie. Aleksandryjska społeczność żydowska nie interesowała się miejską biedotą, uczeni z Serapejonu i Biblioteki Aleksandryjskiej również nie wykazywali się jakąś wrażliwością społeczną. A tymczasem wystarczyło zagospodarować te doły społeczne, żeby stać się polityczną potęgą. Zadziałał więc prosty mechanizm, który w okresie Hellady klasycznej oddawał władzę tyranom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz