Dochodzę wreszcie do pomysłu alternatywnych dziejów
Rusi/Rosji, który mnie skłonił do napisania dwóch poprzednich postów. Otóż
kiedy książęta z rodu Warega (szwedzkiego wikinga) Ruryka kłócili się, walczyli
ze sobą i z okrucieństwem mordowali, najpierw o dość wątpliwe panowanie nad
Kijowem (chodziło raczej o tytuł wielkiego księcia niż o samo podupadle i
wielokrotnie niszczone miasto) a potem po prostu o zdobycze terytorialne i w
końcu o kontrolę nad innymi księstwami ruskimi, na północy wykształcił się system
organizacji państwa nieco inny, niż na ziemiach, które dostały się potem pod
władzę Mongołów.
Nowogród Wielki to stolica legendarnego Ruryka. Dopiero jego
potomkowie zdobyli Kijów i tam ustanowili swoją siedzibę. W czasach, kiedy
książęta kijowscy sprawowali jeszcze jaką taką zwierzchność nad swoimi braćmi i
kuzynami, w Nowogrodzie ta zwierzchność była tym bardziej realna, ponieważ
tamtejszy książę był właściwie tylko namiestnikiem księcia kijowskiego.
Najczęściej był to jakiś zaufany członek bliskiej rodziny tego ostatniego.
Książę-namiestnik był faktycznie tylko urzędnikiem najwyższego władcy Rusi i
nie miał nawet możliwości zbudowania sobie jakiegoś prywatnego zaplecza na
terenie Nowogrodu, podczas gdy książęta w innych rejonach Rusi, pierwotnie też
tylko sprawujący władzę w imieniu Kijowa, zbudowali sobie takie zaplecze w
postaci prywatnych majątków, tudzież w miarę trwałego podporządkowania sobie,
lub związania ze sobą miejscowych bojarów, którzy zaczęli odczuwać większą
lojalność (czasami strach lub respekt) wobec swojego lokalnego księcia, niż
jego kuzyna rządzącego w Kijowie. W Nowogrodzie tak nie było.
Kniaziowi-namiestnikowi nie wolno było posiadać prywatnego majątku na terenie
ziemi nowogrodzkiej, ani nawet domu w centrum miasta. Taka czysto urzędnicza
funkcja przedstawiciela Kijowa sprzyjała rozwojowi samorządności, co w czasach
upadku stolicy nad Dnieprem zaowocowało nie tylko usamodzielnieniem się
Nowogrodu, co miało przecież miejsce również w przypadku innych księstw
ruskich, ale do wykształcenia formy rządów, wśród południowych sąsiadów nie
występującej. Władzę objęła zamożna oligarchia bojarsko-kupiecka tworząc swego
rodzaju feudalną republikę. Dzisiejsi historiografowie mówią o republice
nowogrodzkiej, ale taka nazwa nigdy nie funkcjonowała. Oficjalnie mówiło się
„ziemia nowogrodzka”.
Najbogatsi mieszkańcy tego miasta mieli dobre wyczucie
wspólnego interesu i raczej dość zgodnie zarządzali olbrzymimi posiadłościami
Nowogrodu. Niestety odbiło się to na pogarszaniu się sytuacji chłopów, którzy
co jakiś czas wzniecali, niekiedy naprawdę groźne, bunty. Niemniej Nowogrodowi
udało się opanować ziemie, które dzisiaj stanowią północ Rosji, włącznie z
częścią zachodniej Syberii. Co prawda zwierzchność nad północnymi plemionami
ugrofińskimi sprowadzała się do pobierania daniny w postaci futer, ale też przy
ówczesnym stanie demograficznym nie było ani potrzeby ani możliwości
zasiedlania tych terenów przez nowogrodzkich Rusinów. Miasto sprawujące
kontrolę nad niemałym obszarem, żyło ze swojej kwitnącej gospodarki. Od spraw
bezpieczeństwa byli wybierani urzędnicy – posadnik i tysięcznik. Kiedy uznano,
że ten ostatni, jako dowódca wojskowy, nie da sobie rady z jakimś konkretnym
niebezpieczeństwem, na posadnika wybierano księcia z rodu Rurykowiczów, który
mógł zapewnić zwycięstwo nad wrogiem. Takim władcą był Aleksander Newski, który
obronił Nowogród raz przed Szwedami, a drugi raz przed Zakonem Kawalerów
Mieczowych (w filmie Eisensteina pokazanych wyjątkowo paskudnie). Później
jednak ten święty prawosławny zdobywszy władzę nad księstwem kijowskim i
włodzimiersko-suzdalskim (czyli tym, którego stolicą później stanie się
Moskwa), nie zawahał się najechać na Nowogród korzystając z pomocy oddziałów
tatarskich w celu pobrania zaległych danin.
W tym momencie zatrzymajmy się i się zastanówmy, co by było,
gdyby…. Otóż potomkowie Aleksandra Newskiego to ta linia Rurykowiczów, której
przedstawiciele utrwalili swoją władzę w księstwie włodzimiersko-suzdalskim,
które przekształcili w księstwo moskiewskie. Gdybyśmy założyli, że ktoś taki,
jak Aleksander Newski w ogóle się w historii nie pojawił, można by domniemywać,
że nowogrodzian nikt by nie obronił przed Szwedami w roku 1240, ani przed
Kawalerami Mieczowymi dwa lat później (a właściwie już wtedy od pięciu lat inflanckiej
gałęzi Zakonu Krzyżackiego, bo w 1237 roku inflancki zakon oparty na regule
templariuszy przyłączył się do krzyżaków). O ile trudno przewidzieć, jak długo
panowaliby tam Szwedzi i czy w ogóle chcieliby utrwalać swoją kontrolę nad
ziemią nowogrodzką, to w przypadku niemieckiego zakonu rycerskiego sprawa
mogłaby być poważna i groźna. Celem i racją bytu zakonu było przecież
rozprzestrzenianie katolicyzmu, a w praktyce była to realizacja ambicji
wielkich mistrzów i ich doskonałej jak na tamte czasy organizacji wojskowej.
Być może ich zwycięstwo oznaczałoby po prostu koniec Nowogrodu.
Gdyby do bitwy nad jeziorem Pejpus wszystko przebiegało tak,
jak to znamy z historii, ale potem jakimś trafem Aleksander Newski straciłby
życie, a jego potomkowie okazaliby się słabymi osobowościami niezdolnymi do
objęcia władzy we Włodzimierzu nad Klaźmą (potem w Moskwie), czy Nowogród
Wielki byłby w stanie wybić się na pierwszą potęgę na Rusi ślącej rozkazy innym
republikom miejskim, takim jak wyemancypowana spod władzy Nowogrodu republika
pskowska (1348)?
Gdyby to bogaci oligarchowie nowogrodzcy stopniowo zaczęli
wyrywać spod coraz słabszej zwierzchności tatarskiej kolejne ziemie ruskie, z
których stworzyliby sieć podległych sobie, ale jednak autonomicznych republik
miejskich, czy Rosja wyewoluowałaby w zupełnie inne państwo, niż to stworzone
faktycznie przez Iwana Groźnego, który połączył mongolski sposób bezwzględnego
egzekwowania swojej władzy z bizantyjską legitymacją i etykietą?
Kusząca wizja, ale niestety zupełnie nierealna.
Średniowiecze i wczesny renesans jak najbardziej znały republikańskie formy
rządów. Warto zdać sobie na dodatek sprawę, że miasta w takiej postaci, jakie
je znamy dziś, czyli po prostu skupiska ludzi podlegające władzy centralnej
państwa, to wynik ewolucji od XVIII do XX wieku, bo wcześniej miasto było
jednostką polityczną samą w sobie, które mogło sobie pozwolić na wiele swobody
w budowie własnych stosunków z władzą monarszą. Republikańskie rządy miały więc
miejsce przede wszystkim w miastach. Od razu dodajmy jednak, że były to
republiki, które starożytni określiliby jako oligarchiczne, bo z demokracją nie
miały nic wspólnego. Owszem pewnym zakresem praw demokratycznych cieszyła się
wąska grupa przedstawicieli najbogatszych rodów. Tak było w Wenecji czy
Florencji, tak było w Gdańsku czy Hamburgu, tak też było w Nowogrodzie.
Pospólstwo i plebs miało mało do powiedzenia. Gdy jednak oligarchowie
zapewniali tym ostatnim bezpieczeństwo i możliwość w miarę dostatniego życia,
mogli rządzić bez większych zakłóceń.
Niestety średniowieczne republiki nie żyły w politycznej
próżni. Jej władcy święci nie byli, więc i bunty niższych warstw społecznych
się zdarzały, a pomimo rozmachu, jakie niektóre potrafiły na pewnym etapie
swojego rozwoju pokazać (np. rozwinąć panowanie na morzu, jak Wenecja, czy
swego czasu Genua), pokusa zagarnięcia władzy przez ambitne jednostki nadal
istniała. W ten sposób m.in. Florencja z republiki, która sobie również
wybierała, czy też zapraszała (można powiedzieć „wynajmowała menadżera”),
książąt , w końcu stała się dziedziczną monarchią rodu, którego korzenie nawet
nie były arystokratyczne, a mieszczańskie, a mianowicie Medyceuszy.
Nowogród Wielki flirtował zarówno z Moskwą, jak i z wielkimi
książętami litewskimi (którzy po śmierci Witolda, automatycznie stawali się
królami polskimi, ale niech nas tutaj nasz polonocentryzm nie zwodzi – to była
polityka ruska władców Litwy, w którą Polska została siłą rzeczy wciągnięta). Moskiewski
książę Iwan III Srogi przyłączył Nowogród do swojej dziedziny, a za ten flirt z
Rzeczpospolitą car Iwan IV Groźny okrutnie się z tym miastem rozprawił w 1570
urządzając krwawą masakrę wszystkich mieszkańców (włącznie z kobietami i
dziećmi) i zniszczenie murów. Historycy rosyjski praktycznie nigdy nie
poświęcali republikańskiej tradycji Nowogrodu zbyt wiele miejsca, co w epoce
ideologicznej propagandy samodzierżawia było raczej zrozumiałe. Co ciekawe, w
czasach ZSRR, ustrój nowogrodzki nie był raczej stawiany za prekursora
republikańskiej formy rządów. Za to wojowniczym a przebiegłym kniaziom
historycy radzieccy nieustannie wystawiali laurki. Tak jest zresztą do dziś.
Republiki średniowieczne nie przetrwały zmian, jakie
przyniosły epoki wojen XV, XVII i XVIII wieku. Republikańska Francja zaś,
paradoksalnie, położyła kres starym republikom typu Szwajcaria czy Wenecja, nie
mówiąc już o Napoleonie, który wszędzie zaprowadzał kontrolowane przez siebie
monarchie.
Samorządy miejsce w średniowieczu potrafiły się świetnie
zorganizować. Doskonałym przykładem jest tutaj Związek Hanzeatycki, który
potrafił się złożyć nawet na utrzymanie własnego wojska. Do utraty jej
znaczenia przyczyniły się odkrycia geograficzne i panowanie nad handlem morskim
z zupełnie innym wymiarze niż tylko kontrola Morza Bałtyckiego. Kiedy natomiast
zaczęły się tworzyć absolutystyczne monarchie typu Prusy, samodzielność miast
zaczęła się stawać coraz bardziej iluzoryczna, choć tradycji ich samorządności
nie wolno nam lekceważyć nawet dziś.
Generalny problem polega na tym, że jakiś zespół wartości,
którymi kierowano się tworząc i rządząc republikami miejskimi, dość słabo się
przyjął w tzw. szerokich masach społeczeństwa. Nadal do wielu bardziej
przemawiają historie wojen, podbojów i bohaterskich obron niż opowieści o
dobrze i solidnie prowadzonych interesach zapewniających obywatelom dobrobyt i
bezpieczeństwo. Druga strona medalu to fakt, że ambitny, cyniczny, a dający
złudne poczucie uosobienia tęsknot ludu przywódca, kiedy się pojawi i zdobędzie
władzę, ma niejako automatycznie przewagę nad organami kolektywnymi, których
członkowie niejednokrotnie paraliżują wzajemnie własne decyzje i w obliczu
niebezpieczeństwa nie są w stanie sprawnie podejmować decyzji. Chyba, że pod
płaszczykiem owej kolektywności działa bardzo mądra i przebiegła jednostka
(niczym Perykles w Atenach), która jednak będzie trzymać swoje państwo w
jakiejś organizacyjnej dyscyplinie.
Nie wiem, czy na szczęście, czy niestety, bo stawianie ocen
moralnych pewnym zjawiskom nie ma większego sensu, bez wybitnych jednostek, bez
„pasjonariuszy”, jak to ich nazwał Lew Gumilow, nie powstawałyby nowe państwa.
Kniaziowie z linii Aleksandra Newskiego konsekwentnie stawiali sobie za cel
podporządkowanie sobie ziem całej Rusi, a nowogrodzcy oligarchowie nie,
ponieważ ich myślenie nie było na tyle „imperialne”. Dlatego można powiedzieć,
że historia z Nowogrodem jako jednoczycielem Rusi, jest bardzo mało
prawdopodobna. Republikańska forma rządów nie miałaby przy tym nic do rzeczy,
gdyby nowogrodzcy oligarchowie zapałali chęcią opanowania wszystkich ziem
dawnej Rusi Kijowskiej, bo wtedy przecież i tak weszliby w konflikt z Wielkim
Księstwem Litewskim i Polską. Chyba, że nowogrodzianie w swoim kupieckim
republikanizmie nie kierowaliby się myśleniem etniczno-wyznaniowym.
Można byłoby natomiast pokusić się o wizję Rusi zjednoczonej
przez wielkich książąt litewskich, którzy automatycznie stawali się królami
polskimi. Tutaj jednak łatwo o polonocentryczną pychę i myślenie mocarstwowe,
któremu dość łatwo ulec, a czego chciałbym uniknąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz