Największym wrogiem uważności jest rutyna. Doskonale
wiadomo, że rutyna przyczynia się do wypadków na jezdniach spowodowanych przez
pewnych siebie „starych kierowców”. Rutyna potrafi też zabić pacjenta na stole
operacyjnym, kiedy to pewny siebie chirurg wykonuje operację „na pamięć” bez
uważnego przyjrzenia się konkretnemu przypadkowi. Wychowanie do rutyny też
sprawia, że polscy uczniowie nie są dobrzy w rozwiązywaniu problemów
praktycznych.
Krytyka szkoły jako miejsca, gdzie uczy się młodych ludzi
rzeczy „zupełnie do życia nieprzydatnych” jest tak bogata, że bez trudu
znajdziemy jej przykłady w Internecie. Nie będę jej więc ani przytaczać, ani z nią
polemizować, bo w pewnym (ale tylko w pewnym!) stopniu się z nią nawet zgadzam.
Domorośli reformatorzy oświaty nie biorą jednak pod uwagę jednego czynnika.
Wydaje im się, że jeżeli wprowadzą lekcje obsługi automatów, wypełniania pitów,
sporządzania biznesplanu itp. autentycznie pożytecznych umiejętności, sprawią,
że szkoła stanie się miejscem ciekawym, a uczniowie nie będą się mogli doczekać
pójścia do szkoły. Tym czynnikiem, którego nie rozumieją piewcy praktycznych
umiejętności, jest nastawienie uczniów, którzy, podobnie jak dorośli, przede
wszystkim chcą uniknąć wysiłku, a więc uważności, i oddać się jakiejkolwiek rutynie,
która nie będzie wymagała zbytniego myślenia.
Pamiętam, że wczasach kiedy byłem jeszcze studentem
przedostatniego roku historii, na jakimś spotkaniu towarzyskim u rodziny dyskutowałem
z pewnym panem, przedsiębiorcą (jak to się wtedy mówiło „prywaciarzem”), który
konieczność rozwiązywania praktycznych problemów doskonale rozumiał, ale jako
rodzic jakoś chyba się nie palił do wdrażania w nie własnych dzieci. Ja wtedy z
wielkim entuzjazmem perorowałem, jak to trzeba dzieci uczyć myślenia, że zapamiętywanie
dziesiątek dat i nazwisk nie jest takie istotne, bo te można sobie w razie
potrzeby doczytać, ale wykształcenie procesu myślenia jest bezcenne, itd. itp.
Na to tenże pan, ów prekursor nowego polskiego kapitalizmu, spokojnie pokiwał
głową i równie spokojnym głosem (bo nie, żeby się ze mną kłócił!) powiedział:
„Ech, no dobrze, ale jak komuś nie idzie myślenie? To może już lepiej jak
wykuje te kilka dat i nazwisk i przynajmniej coś będzie wiedział.” Na taki
argument nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, bo choć rozpierał mnie entuzjazm
właściwy młodym ludziom, którzy wierzą, że zmienią świat, to jednak od razu
stanęły mi przed oczami rzesze dzieci może nie zupełnie mało rozgarniętych, ale
takich, których już w młodym wieku myślenie bardzo męczyło, jeśli nie bolało, i
znając rzeczywistość szkolną, w której wiadomo, że nie ma możliwości zmuszenia
wszystkich do robienia tego samego, doszedłem do wniosku, że w pewnych
przypadkach może rzeczywiście bardziej wychowawcze byłoby wyegzekwowanie pewnej
pamięciowej wiedzy, której opanowanie też wymaga pewnego wysiłku umysłowego,
niż na siłę robić filozofów z młodych ludzi, których problemy są jak najdalsze od przyczyn i skutków jakiejś wojny, albo kryzysu
gospodarczego.
Problem jednak w tym, że edukacja jako taka, niemal z
definicji polega na wdrożeniu ludzi w pewną rutynę. Żmudne powtarzanie ma
przecież na celu wyrobienie umiejętności zautomatyzowanej, w której nie
będziemy tracić czasu na zastanawianie się, jak coś zrobić. Chirurg nie może
hamletyzować ze skalpelem w ręku, kierowca nie ma zbyt wiele czasu, by się
zdecydować, czy zmienić pas na jezdni, czy nie. Bokser również czasu ma mało na
decyzję, jak zblokować cios przeciwnika i wyprowadzić kontrę. W wielu
dziedzinach dyletanta poznaje się właśnie po tym, że wykonanie jakiejś
czynności zajmuje mu więcej czasu niż profesjonaliście, choć osiągnięty efekt
może dorównywać efektowi tego ostatniego.
Tutaj dotykamy pewnego bardzo ciekawego zjawiska. Otóż
niejednokrotnie zdarza się, że jakiś amator z wielkim zapałem zabiera się do
wykonania jakiegoś zadania i wychodzi mu to nadzwyczaj dobrze, podczas gdy
profesjonalista robiąc coś rutynowo nie wykaże się zbytnim polotem. (Nie
oszukujmy się jednak, w większości codziennych przypadków to jednak
profesjonalista wykona swoją robotę lepiej, bo się nie miota po omacku, tylko
po prostu wie, co robić). Doskonałym przykładem dyletanta, który prześcignął
profesjonalistów może być generał Ignacy Prądzyński, który zaprojektował Kanał
Augustowski, nie będąc inżynierem wykształconym w tego typu pracach. Jego
ogromny sukces wynikał z faktu, że zabrał się do pracy niezwykle uważnie. W
przyspieszonym tempie „odbył studia inżynierskie”, które polegały na UWAŻNYM
przeczytaniu i zrozumieniu podręczników na temat projektowania kanałów, po czym
zabrał się do pracy uważnie analizując teren i rozrysował bardzo dobre plany,
których wykonanie wzbudziło niekłamany podziw ze strony profesjonalistów.
Uważny amator jest w stanie wykonać swoje pierwsze dzieło
niemal genialnie, ponieważ zabiera się do niego niezwykle pieczołowicie i
poświęca mu więcej uwagi, a właściwie uważności, niż profesjonalista, który
działa rutynowo, a więc w dużej mierze z wyłączeniem uważności (w skrajnych
przypadkach nawet myślenia).
Ciekawe jest też zjawisko pisarzy – mistrzów jednej
powieści. Najczęściej jest to powieść debiutancka, kiedy to autor wkłada całą
swoją twórczą energię i właśnie uważność w dopracowanie każdego elementu i
szczegółu swojego tekstu. Jeżeli przy pisaniu następnej powieści już wpadnie w
rutynę i zacznie powielać własne schematy, krytycy nie zostawią na nim suchej
nitki. Powieściopisarz, który wykonuje swoją pracę naprawdę profesjonalnie i
dlatego zyskuje uznanie czytelników i krytyków (co się rzadko zdarza
równocześnie), to ktoś kto przy każdej zapisywanej stronie poświęca jej całą
swoją uważność.
System szkolny, zarówno ten dawny, jeszcze komunistyczny,
jak i współczesny, który się z tamtego w prostej linii wywodzi, a który mniej lub bardziej słusznie krytykujemy
(w zależności od konkretnego elementu, który poddajemy krytyce) wydaje się
nakierowany na zrutynizowanie sposobu pracy mózgu młodego człowieka. System
standardowych testów, pod które szkoły współcześnie ustawiają swoją pracę to
kolejny gwóźdź do trumny edukacji zindywidualizowanej i bardziej życiowej
(praktycznej). Niestety ludzie po szkołach zarówno za komuny, jak i dziś nie
tylko nie są przygotowani do konkretnych zawodów, co nie jest wielką tragedią,
bo nigdzie nie są, ale nie są przygotowani do uczenia się tychże zawodów.
Niedawno znajomy, który prowadzi własną firmę, opowiedział mi o szeregu przykładów
dwudziestolatków, na których zawodowe umiejętności on nie liczy, bo wie, że
szkoły ich nie uczą, ale liczy na ich gotowość do ich nauczenia się w trakcie
pracy. Tego niestety tym młodym ludziom zupełnie brakuje.
Jeden z przykładów, które mój znajomy mi opowiedział, a
który sam często powtarzam, to przypadek młodego człowieka, który nie sprawdzał
się na żadnym stanowisku pracy, więc znajomy postanowił dać mu zadanie, które,
jak mu się wydawało, trudno zepsuć. Chodziło mianowicie o pakowanie listów do
kopert. Koperty te mają zafoliowane „okienka”, w których powinny się znaleźć
adresy odbiorców. Jakież było zdziwienie mojego znajomego, kiedy dostał zwrot z
poczty całego pokaźnego pliku korespondencji, ponieważ w żadnym okienku koperty
nie było adresu. Po prostu listy zostały włożone do kopert jak popadnie.
Pracownik tłumaczył się, że był zmęczony i że kolega go zagadywał. Gdyby nie
opowiedział mi tego mój dobry znajomy, pomyślałbym, że tę historię wymyślił
jakiś współczesny Gogol albo inny humorysta. Oczami duszy mojej widzę Roberta
Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju, jak opowiada tę historię. Tymczasem
tego nikt nie zmyślił. Problem w tym, że takich przykładów można zebrać dużo
więcej i jako problem masowy takie historyjki przestają być śmieszne. Jeżeli
będziemy żyć w społeczeństwie składającym się w większości z tych rybek z
kreskówki „Gdzie jest Nemo”, która po sekundzie zapominała własnego imienia, to
biada nam wszystkim.
Tak już zupełnie poważnie. Podstawowym elementem
wychowawczym, na który musi postawić każda szkoła na świecie, jest
kształtowanie postawy nakierowania na uważność. Wiąże się to z myśleniem, o
czym jeszcze napiszę, ale nie każdy musi być Sokratesem czy Wittgensteinem. Uważność przy wykonywaniu tego, co się robi,
to klucz do… już chciałem napisać „sukcesu”, ale jest to po prostu klucz do
normalności, w której wszyscy czują, że wiedzą na czym stoją.
Już wcześniej zetknąłem się z biznesmenami, którzy
twierdzili, że oni poszukują młodych ludzi, którzy mają w miarę sensownie
poukładane w głowie, a oni ich już roboty nauczą, bo wcale nie liczą, że
nauczyła ich tego jakakolwiek szkoła czy uczelnia. Często prasa o zabarwieniu
bądź to lewicowym, bądź lewicowym, ale udającym prawicę, pisze o wygórowanych
wymaganiach pracodawców wobec młodych ludzi, którzy przecież nie mieli kiedy
zdobyć kwalifikacji potrzebnych do konkretnych oferowanych przez nich stanowisk
pracy. Myślę, że często to może być oparte na faktach, bo polski pracodawca
niejedno ma oblicze. Niemniej zetknąłem się z taką liczbą naprawdę rozsądnych przedsiębiorców
wykazujących dużo dobrej woli wobec swoich pracowników, że śmiem twierdzić, że
jednostronne narzekanie na cały system niczego nie wyjaśnia, a tym bardziej nie
rozwiązuje. Generalnie operowanie wielkimi kwantyfikatorami, powoływanie się na
jakieś ogólne wrażenie, czy też na to, w co wierzy tzw. większość, to kolejny
wróg uważności. Sam jestem tu nie bez winy, ponieważ niejednokrotnie ulegam „szlachetnemu
oburzeniu” pod wpływem jakiejś wiadomości (na szczęście nie trafiają do mnie
hasła i slogany), podczas gdy uważne przestudiowanie całości zagadnienia
mogłoby pokazać zupełnie inny obraz rzeczywistości. Propagandowa i PRowska działalność
wszelkich partii politycznych, korporacji czy nawet organizacji społecznych nie
sprzyjają uważności. Wręcz przeciwnie, wszystkie te okrągłe slogany, memy,
filmiki propagandowe, mają na celu coś wręcz odwrotnego. Mamy przestać być
uważni, mamy natomiast być skoncentrowani – na tym co nam podają, zaś zamknięci
na to co podają inni. Demokracja m.in. dlatego pozostaje ustrojem
niedoskonałym, bo w większości przypadków bazuje na ludzkiej nieuważności.
CDN
Te kilka humorystycznych przypadków, które Pan podał początkowo rozbawiły mnie ale jakby spojrzeć na to oczami tych młodych ludzi, którzy są tak bardzo nierozgarnięci to włos się na głowie jeży. Nieumiejętność myślenia, czy też wyciągania podstawowych wniosków z pewnych zaistniałych sytuacji już nie jest śmieszna, a dla dzieci (dorosłych) którzy charakteryzują się brakiem tych cech, to jest wręcz życiowa tragedia.
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł. Otworzył mi oczy na pewne sprawy, które już lekko je przymykałem.
Przepraszam za nieuwagę. Ostatnie zdanie w komentarzu miało brzmieć:
OdpowiedzUsuń"Świetny artykuł. Otworzył mi oczy na pewne sprawy, na które już lekko je przymykałem.