Obejrzałem właśnie w telewizji polsko-niemiecki dokument pt. "Kiniarze z Kalkuty" z 1998 r. O tym, że Indie produkują najwięcej filmów na świecie powszechnie już dzisiaj wiadomo. Faktem jednak pozostaje, że miliony ludzi na wsiach nie stać ani na telewizor ani na bilet do kina w mieście. Ci są klientami kin objazdowych.
Przyjazd kina pana Battu jest w wiosce wielkim świętem. Sam pamiętam jeszcze kina objazdowe w Polsce w latach 70. ubiegłego stulecia. Na pokaz "Płonącego wieżowca" zebrała się pełna sala gimnastyczna w Lasocinie, gdzie akurat byłem na wakacjach. Projekcje pana Battu odbywają się na świeżym powietrzu - wiadomo, klimat na to pozwala, a w dodatku w wioskach nie ma żadnych większych budynków.
Najciekawszy wg mnie fragment dotyczył wizyty w wiosce, której mieszkańcy w ogóle nie wiedzieli, co to jest film, ponieważ nigdy wcześniej żadne kino do nich nie przyjeżdżało . Mieszkańcy tej wioski żyli z łapania małp w sieć i ich konsumpcji. Na surowo.
Wyprawę do tej wioski organizuje Mama, były fryzjer, który twierdzi, że ma 80 lat, i w odróżnieniu od pana Batty ma bardzo rozrywkowe podejście do życia. Tym razem jednak sprawę potraktował bardzo poważnie. Pokazał mieszkańcom jak się kręci film, jak się nagrywa dźwięk i wytłumaczył, co się potem robi z taśmą. Potem pokazał taką taśmę filmową z kadrami, żeby unaocznić wieśniakom techniczne sekrety ruchomych obrazów. Na koniec nastąpiła projekcja filmu z szeregiem brutalnych scen walki, podpaleń, wybuchów i innych atrybutów bollywoodzkiego kina akcji.
I tu następuje najciekawszy moment. O ile w innych wioskach, w których kina już nieraz bywało, ludzie podczas projekcji popadają w stan błogiego otępienia i wielkiego szczęścia (pan Battu zapowiadając projekcję tłumaczy im zresztą, że będą uczestniczyć w świecie piękna, który jest światem prawdziwym), o tyle prymitywni łowcy małp w pewnym momencie zaczęli odchodzić sprzed ekranu. Co wrażliwsi zakrywali oczy i wkrótce też odchodzili.
Właściciel objazdowego kina był bardzo zainteresowany reakcją mieszkańców tej wioski. Okazało się, że jej przedstawiciele uprzejmie podziękowali za przybycie ekipy projekcyjnej, ale równocześnie poprosili, żeby więcej już nie przyjeżdżali. "Nie ma takiej potrzeby. My ciężko pracujemy i dużo myślimy, mamy mnóstwo spraw na głowie"- mówi starszy mężczyzna. "A wasz flim tylko nas rozprasza. Teraz bolą nas brzuchy."
Bardzo mi się ta reakcja spodobała! Ileż życiowej mądrości przebijało ze słów ludzi prowadzących tak proste życie. Świat sztucznie kreowanych emocji do niczego im nie był potrzebny. Obawiam się, że nasze uzależnienie od mediów (wszystkich) sprawia, że wirtualna rzeczywistość wymyślona przez speców o jej stwarzania niejednokrotnie zastępuje nam prawdziwe życie, rozprasza i odrywa od tego, co akurat dla nas byłoby o wiele bardziej istotne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz