Dzisiaj tylko krótka notka na temat bezczelności (arogancja to zbyt eleganckie słowo) rządzących. Chodzi mi o retorykę używaną przy przesunięciu wieku emerytalnego. (http://wiadomosci.onet.pl/kraj/komorowski-ktos-bedzie-musial-dwa-razy-wiecej-prac,1,5036104,wiadomosc.html)
Gdybym ciężko pracował fizycznie, a wiadomo, że biologia jest nieubłagana i człowiek z wiekiem opada z sił, na pewno byłbym przeciwko wydłużeniu wieku pracy. Gdybym był fizycznie pracującą kobietą, perspektywa pracy o 7 lat dłużej, pewnie też bym mnie przerażała. Fizycznie jednak nie pracuję, a chciałbym być aktywny jak najdłużej. Przedłużenie więc wieku emerytalnego o 2 lata w moim przypadku nie stanowiłoby jakiegoś większego problemu.
Problem jednak jest i to bardzo poważny. Żyjemy w kraju, gdzie jest bezrobocie. Doskonale wiadomo, że brakuje pracy dla ludzi młodych, zaś jeżeli pracę stracił ktoś w okolicach pięćdziesiątki, szanse na znalezienie jakiejś są znikome.
Wszyscy doskonale wiemy, że pieniędzmi na nasze emerytury gospodarowano źle, a w dodatku rząd nimi manipuluje w celu rozpaczliwego załatania dziur spowodowanych również jego niegospodarnością. Przesunięcie wieku emerytalnego polega więc na tym, że o te 2/7 lat(a) przedłuży się okres, kiedy naszych pieniędzy się nam nie wypłaci. I to wszystko, ni mniej ni więcej. Zarządzający nimi złapią być może oddech, choć jestem tu bardzo sceptyczny, bo przez dłuższy okres nie będą zobowiązani wypłacać nam naszych pieniędzy i już. Cała tajemnica.
W tym kontekście jak płachta na byka działa na mnie retoryka, w której się mówi, że "trzeba będzie dłużej pracować", bo to tak jakby człowiekowi umierającemu z głodu z powodu braku pieniędzy tłumaczyć, że musi się dobrze odżywiać, jeść dużo warzyw i owoców oraz białe mięso. Nieustanne publiczne powtarzanie, że "trzeba dłużej pracować" jest jak nieustanne publiczne plucie ludziom w twarz.
Cześć Stefan ,
OdpowiedzUsuńa tutaj proszę wyjaśnienie pana ministra pracy:
Dziennikarz:
To rozszerzmy tę możliwość wyboru na wszystkich. Reforma z 1999 r. spowodowała, że państwo do emerytów z ZUS dopłacać nie będzie. Dostaniemy tylko tyle, ile wcześniej odłożymy. Minister Rostowski, gdy ograniczał składkę na OFE, zapewniał, że system się bilansuje. Głodowe emerytury to nasz problem, nie budżetu. Jeśli ktoś woli mieć małe świadczenie, ale pracować krócej, jego sprawa.
Władysław Kosiniak-Kamysz, nowy minister pracy:
Niezupełnie.[..] problem polega na tym, że system się wprawdzie bilansuje, ale tylko teoretycznie. Nasze składki nie są odkładane w banku, ale od razu przeznaczane na wypłatę świadczeń dla tych, którzy już są emerytami. Tych pieniędzy, które odłożyliśmy, fizycznie nie ma.Nasze świadczenia będą więc finansowane ze składek i podatków następnych pokoleń. To jest właśnie ta międzypokoleniowa solidarność.
To było w "Polityce" panie dzieju, i tak to bezczelnie się nas okłamuje już od lat kilkudziesięciu chyba ? Ja już wiem,że tego rozkładu upudrować się nie da, tylko jak mam odzyskać ukradzione w majestacie prawa pieniądze? Bo jak inaczej nazwać ten proceder jak nie złodziejstwem ?
Pozdrawiam serdecznie , WF