poniedziałek, 25 marca 2013

O elastycznej pracy



Wszyscy tęsknimy za swego rodzaju bezpieczeństwem socjalnym, czyli tak naprawdę za stabilnym przypływem gotówki i to takiej, która wystarczy na wydatki i jeszcze na odłożenie „na czarną godzinę”. Gospodarka, jak się daje zaobserwować rzadko bywa stabilna na dłuższą metę, cyklinie zdarzają się jej rozmaite zachwiania, załamania i kryzysy. Kiedy na którejś z linii wymiany dóbr, usług i pieniędzy następuje jakaś nieprawidłowość (np. brak płatności w terminie), łańcuch konsekwencji może być katastrofalny. Gospodarka gospodarką, może powiedzieć przeciętny zjadacz chleba, ale przecież żyć trzeba. Przeciętny zjadacz chleba nie interesuje się ogólnoświatowymi problemami ekonomicznymi. Ba, nie interesuje się też ogólnokrajowymi. Gdyby jednak nawet się interesował, na niewiele mu się to zda, jeżeli nie ma realnego wpływu na te procesy. 

Generalnie, wg dość uproszczonego, ale jednak dobrze przemawiającego schematu Abrahama Maslowa, nie skłaniamy się raczej do filozofowania, jeżeli najpierw nie zaspokoimy podstawowych potrzeb fizjologicznych. Piramida Maslowa jest uproszczona, ponieważ znamy przecież ascetów, którzy realizują cele stojące wyżej w hierarchii potrzeb, a przy tym celowo pozostają głodni. Asceci i święci wszelkich religii to jednak „wyczynowcy” i trudno wymagać, żeby każdy człowiek kierował się ich sposobem myślenia. Nasza przeciętna mentalność nie pozwala nam myśleć klarownie, kiedy jesteśmy niedojedzeni i sfrustrowani brakiem nadziei na zdobycie większej ilości pożywienia. 

Jeżeli sytuacja na rynku jest taka, że nikt nie jest w stanie zagwarantować nam stabilnej posady, a nie chcemy poddawać się nastrojom depresyjnym, szukamy źródeł dochodu, gdzie się da. Piszę „źródeł dochodu”, a nie „pracy”, choć najczęściej jest to równoznaczne, ponieważ nie idąc na myślowe skróty, tylko trzymając się realiów, pracy jest całe mnóstwo. Jeżeli rozejrzymy się dookoła, bez trudu dostrzeżemy, że w wielu miejscach na chodnikach ulic, mimo faktu, że marzec zbliża się ku końcowi, nadal zalega śnieg i lód. Łopaty i szpadle powinny pójść w ruch. Gdyby więc każdy poszukujący pracy chwycił jakieś narzędzie i ruszył odśnieżać swoje miasto, być może nasze przetrwanie tej przedłużającej się przykrej zimy byłoby bardziej znośne. Tymczasem wszyscy zdajemy sobie sprawę, że władze praktycznie wszystkich miast, oszczędzają, na czym mogą, więc większej liczby osób odśnieżających, nie zatrudnią, czyli nie zapłacą. 

Za odśnieżenie chodnika przed posesją odpowiada jej właściciel. Wielu posiadaczy prywatnych domów odśnieża więc swój odcinek samemu, ale myślę, że niejeden ceduje, lub też chętnie scedowałby ten obowiązek na kogoś innego. Myślę, że ludzie zamożni chętnie zapłacą za godzinę pracy. Więcej nie potrzebują, bo też załóżmy, że więcej ta praca nie zajmuje. W zimowe miesiące czasami trzeba solidnie odśnieżać codziennie, a nawet dwa razy dziennie, jeśli śniegu napada. Pracy by więc nie brakowało. Jeżeli jakiś pracowity człowiek biegle posługujący się łopatą uzbierałby sobie np. osiem zleceń dziennie, po godzinie każde, myślę, że mógłby się utrzymać. Oczywiście cudów nie można się spodziewać, ponieważ właściciele posesji płacą za tę robotę tylko dlatego, że sami albo mają mało czasu, albo im się po prostu nie chce odśnieżać, ale przy odpowiedniej ich liczbie, pracownik tak czy inaczej zarobiłby więcej niż wynosi zasiłek dla bezrobotnych. 

Myślę, że nikomu przy zdrowych zmysłach nie przyszłoby do głowy, żeby zmuszać tych hipotetycznych właścicieli posesji do zatrudniania etatowego „odśnieżacza” w pełnym wymiarze godzin i na cały rok. Niemniej jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia, że jednak po osiągnięciu wieku emerytalnego (coraz wyższego) dostaniemy jakąś emeryturę i na stare lata głodować nie będziemy. Rzeczywistość często pokazuje obrazy wręcz przerażające, jeśli chodzi o poziom życia polskiego emeryta, ale ta wiara w zusowską emeryturę jest w nas bardzo silna. Człowiek wynajmujący się do odśnieżania chodników również chciałby mieć poczucie jakiejś perspektywy spokojnej starości. Niestety tutaj zaczyna się problem, bo właściciele posesji składek zusowskich mu przecież nie zechcą płacić. Pojawia się więc propozycja, niech tenże pracowity człowiek zarejestruje działalność gospodarczą. Wtedy jednak będzie musiał miesiąc w miesiąc płacić za siebie tysiąc złotych miesięcznie, co przy założeniu, że na tym odśnieżaniu zarobi np. 1600 zł, na pozostałe opłaty i na jedzenie zostałoby mu złotych sześćset. Kiepski interes. Na etat z 40 godzinami pracy tygodniowo nikt go nie zatrudni, ale on te 40 godzin by sobie jakoś sam uzbierał u np. 10 różnych osób zatrudniających go na jedną godzinę dziennie.  W związku z tym najlepszym rozwiązaniem finansowym jest więc rejestracja w urzędzie pracy w celu pobierania zasiłku dla bezrobotnych i dorabianie przy odśnieżaniu. W tym momencie kiedy słyszę głosy „praworządnych”, którzy w świętym oburzeniu wykrzykują „O, w cwaniactwie to jesteśmy mistrzami!”, robi mi się niedobrze, bo nikt z owych krytyków nie dostrzega zwykłego absurdu w działaniu systemu. Na dodatek, jeżeli nie będzie można zatrudniać ludzi na umowę cywilno-prawną, liczba bezrobotnych nie zmaleje, ale wzrośnie. Wtedy tym bardziej jedynym dla nich wyjściem pozostanie szara strefa. 

Często nie mogę się nadziwić, jak to jest, że w takiej Anglii, czy USA Polacy potrafią całe lata przepracować na zleceniach z różnego rodzaju agencji pośrednictwa pracy, a u nas nie ma sposobu na wprowadzenie tego dość prostego, jakby się zdawało, mechanizmu.

1 komentarz:

  1. Praca za pośrednictwem agencji jest zbawieniem nie tylko dla "stale" bezrobotnych, ale także dla ludzi aktualnie poszukujących posady. Ciekawe jest, że unika się prostego rozwiązania, jakim jest zatrudnienie się na jeden, dwa dni pracy, żeby "przeżyć", a jednocześnie mieć czas na rozglądanie się za czymś na stałe. Ponadto, taka agencja tworzy miejsca pracy sama z siebie. Pamiętam, że odwiedzając właśnie taką placówkę w Londynie, zauważyłam co najmniej 3 stałych pracowników, którzy nie mieli żadnego konkretnego wykształcenia: odbierali telefony, pakowali czeki do kopert, wyszukiwali oferty - jednym słowem rozładowywali bezrobocie w przedziale 20-26 lat.
    Niestety w Polsce istnieją różne grupy bezrobotnych: 1. zawsze bezrobotni, 2. młode, bezrobotne matki z mężami pracującymi zagranicą, 3. autentyczni bezrobotni. Dwie pierwsze grupy nie zostałaby uratowane nawet przez sprawny system agencji, ponieważ nie pracują z wyboru, a jest to przeważający procent ludzi bez pracy w naszym kraju. Gigantycznym problemem jest natomiast grupa trzecia. Ale czy ktoś będzie się nimi zamartwiał skoro system MOPSów jest tak sprawny? To, że nie mają doświadczenia we wdzieraniu się w kolejkę nie jest problemem państwa. Oczywiście praca dla takich ludzi jest, ale tylko fikcyjnie. Przytoczę przykład prawdziwy: w pewnej jednostce wojewódzkiej, pracuje pewna pani, która dobiega 70-tki. Pobiera sporą część swojej emerytury, wypłatę, dorabia rozliczając PIT-y, jej mąż ma również bardzo wysoką emeryturę, z tytuły wykonywanej wcześnie pracy. Tej Pani przysługują nagrody, trzynastki, płatne urlopy. Z racji wieku, może sobie taki urlop wziąć nawet na miesiąc. Mało tego, wszystkie jej dzieci pracują zagranicą i wspierają ją finansowo. Jako że, pracuje w urzędzie, może również wziąć praktycznie nieoprocentowaną pożyczkę, fundusz remontowy itp. Praca jaką wykonuje nie wymaga wykształcenia, doświadczenia itd. Zajmuje ona miejsce młodemu studentowi lub osobie w sile wieku, która z racji braku wykształcenia i kwalifikacji nie może znaleźć pracy, a jest już w wieku średnio produkcyjnym jak na polskie warunki (50+). Może gdybyśmy "poczyścili" tutaj, przetrwalibyśmy jeszcze parę lat bez agencji?

    OdpowiedzUsuń