Wszyscy tęsknimy za swego rodzaju bezpieczeństwem socjalnym,
czyli tak naprawdę za stabilnym przypływem gotówki i to takiej, która wystarczy
na wydatki i jeszcze na odłożenie „na czarną godzinę”. Gospodarka, jak się daje
zaobserwować rzadko bywa stabilna na dłuższą metę, cyklinie zdarzają się jej
rozmaite zachwiania, załamania i kryzysy. Kiedy na którejś z linii wymiany
dóbr, usług i pieniędzy następuje jakaś nieprawidłowość (np. brak płatności w
terminie), łańcuch konsekwencji może być katastrofalny. Gospodarka gospodarką,
może powiedzieć przeciętny zjadacz chleba, ale przecież żyć trzeba. Przeciętny
zjadacz chleba nie interesuje się ogólnoświatowymi problemami ekonomicznymi.
Ba, nie interesuje się też ogólnokrajowymi. Gdyby jednak nawet się interesował,
na niewiele mu się to zda, jeżeli nie ma realnego wpływu na te procesy.
Generalnie, wg dość uproszczonego, ale jednak dobrze
przemawiającego schematu Abrahama Maslowa, nie skłaniamy się raczej do
filozofowania, jeżeli najpierw nie zaspokoimy podstawowych potrzeb
fizjologicznych. Piramida Maslowa jest uproszczona, ponieważ znamy przecież
ascetów, którzy realizują cele stojące wyżej w hierarchii potrzeb, a przy tym
celowo pozostają głodni. Asceci i święci wszelkich religii to jednak „wyczynowcy”
i trudno wymagać, żeby każdy człowiek kierował się ich sposobem myślenia. Nasza
przeciętna mentalność nie pozwala nam myśleć klarownie, kiedy jesteśmy
niedojedzeni i sfrustrowani brakiem nadziei na zdobycie większej ilości
pożywienia.
Jeżeli sytuacja na rynku jest taka, że nikt nie jest w
stanie zagwarantować nam stabilnej posady, a nie chcemy poddawać się nastrojom
depresyjnym, szukamy źródeł dochodu, gdzie się da. Piszę „źródeł dochodu”, a
nie „pracy”, choć najczęściej jest to równoznaczne, ponieważ nie idąc na
myślowe skróty, tylko trzymając się realiów, pracy jest całe mnóstwo. Jeżeli
rozejrzymy się dookoła, bez trudu dostrzeżemy, że w wielu miejscach na
chodnikach ulic, mimo faktu, że marzec zbliża się ku końcowi, nadal zalega
śnieg i lód. Łopaty i szpadle powinny pójść w ruch. Gdyby więc każdy
poszukujący pracy chwycił jakieś narzędzie i ruszył odśnieżać swoje miasto, być
może nasze przetrwanie tej przedłużającej się przykrej zimy byłoby bardziej
znośne. Tymczasem wszyscy zdajemy sobie sprawę, że władze praktycznie
wszystkich miast, oszczędzają, na czym mogą, więc większej liczby osób
odśnieżających, nie zatrudnią, czyli nie zapłacą.
Za odśnieżenie chodnika przed posesją odpowiada jej
właściciel. Wielu posiadaczy prywatnych domów odśnieża więc swój odcinek
samemu, ale myślę, że niejeden ceduje, lub też chętnie scedowałby ten obowiązek
na kogoś innego. Myślę, że ludzie zamożni chętnie zapłacą za godzinę pracy.
Więcej nie potrzebują, bo też załóżmy, że więcej ta praca nie zajmuje. W zimowe
miesiące czasami trzeba solidnie odśnieżać codziennie, a nawet dwa razy
dziennie, jeśli śniegu napada. Pracy by więc nie brakowało. Jeżeli jakiś
pracowity człowiek biegle posługujący się łopatą uzbierałby sobie np. osiem
zleceń dziennie, po godzinie każde, myślę, że mógłby się utrzymać. Oczywiście
cudów nie można się spodziewać, ponieważ właściciele posesji płacą za tę robotę
tylko dlatego, że sami albo mają mało czasu, albo im się po prostu nie chce
odśnieżać, ale przy odpowiedniej ich liczbie, pracownik tak czy inaczej
zarobiłby więcej niż wynosi zasiłek dla bezrobotnych.
Myślę, że nikomu przy zdrowych zmysłach nie przyszłoby do
głowy, żeby zmuszać tych hipotetycznych właścicieli posesji do zatrudniania
etatowego „odśnieżacza” w pełnym wymiarze godzin i na cały rok. Niemniej
jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia, że jednak po osiągnięciu wieku
emerytalnego (coraz wyższego) dostaniemy jakąś emeryturę i na stare lata
głodować nie będziemy. Rzeczywistość często pokazuje obrazy wręcz przerażające,
jeśli chodzi o poziom życia polskiego emeryta, ale ta wiara w zusowską
emeryturę jest w nas bardzo silna. Człowiek wynajmujący się do odśnieżania
chodników również chciałby mieć poczucie jakiejś perspektywy spokojnej
starości. Niestety tutaj zaczyna się problem, bo właściciele posesji składek
zusowskich mu przecież nie zechcą płacić. Pojawia się więc propozycja, niech
tenże pracowity człowiek zarejestruje działalność gospodarczą. Wtedy jednak
będzie musiał miesiąc w miesiąc płacić za siebie tysiąc złotych miesięcznie, co
przy założeniu, że na tym odśnieżaniu zarobi np. 1600 zł, na pozostałe opłaty i
na jedzenie zostałoby mu złotych sześćset. Kiepski interes. Na etat z 40
godzinami pracy tygodniowo nikt go nie zatrudni, ale on te 40 godzin by sobie
jakoś sam uzbierał u np. 10 różnych osób zatrudniających go na jedną godzinę
dziennie. W związku z tym najlepszym
rozwiązaniem finansowym jest więc rejestracja w urzędzie pracy w celu
pobierania zasiłku dla bezrobotnych i dorabianie przy odśnieżaniu. W tym
momencie kiedy słyszę głosy „praworządnych”, którzy w świętym oburzeniu
wykrzykują „O, w cwaniactwie to jesteśmy mistrzami!”, robi mi się niedobrze, bo
nikt z owych krytyków nie dostrzega zwykłego absurdu w działaniu systemu. Na
dodatek, jeżeli nie będzie można zatrudniać ludzi na umowę cywilno-prawną,
liczba bezrobotnych nie zmaleje, ale wzrośnie. Wtedy tym bardziej jedynym dla
nich wyjściem pozostanie szara strefa.
Często nie mogę się nadziwić, jak to jest, że w takiej
Anglii, czy USA Polacy potrafią całe lata przepracować na zleceniach z różnego
rodzaju agencji pośrednictwa pracy, a u nas nie ma sposobu na wprowadzenie tego
dość prostego, jakby się zdawało, mechanizmu.
Praca za pośrednictwem agencji jest zbawieniem nie tylko dla "stale" bezrobotnych, ale także dla ludzi aktualnie poszukujących posady. Ciekawe jest, że unika się prostego rozwiązania, jakim jest zatrudnienie się na jeden, dwa dni pracy, żeby "przeżyć", a jednocześnie mieć czas na rozglądanie się za czymś na stałe. Ponadto, taka agencja tworzy miejsca pracy sama z siebie. Pamiętam, że odwiedzając właśnie taką placówkę w Londynie, zauważyłam co najmniej 3 stałych pracowników, którzy nie mieli żadnego konkretnego wykształcenia: odbierali telefony, pakowali czeki do kopert, wyszukiwali oferty - jednym słowem rozładowywali bezrobocie w przedziale 20-26 lat.
OdpowiedzUsuńNiestety w Polsce istnieją różne grupy bezrobotnych: 1. zawsze bezrobotni, 2. młode, bezrobotne matki z mężami pracującymi zagranicą, 3. autentyczni bezrobotni. Dwie pierwsze grupy nie zostałaby uratowane nawet przez sprawny system agencji, ponieważ nie pracują z wyboru, a jest to przeważający procent ludzi bez pracy w naszym kraju. Gigantycznym problemem jest natomiast grupa trzecia. Ale czy ktoś będzie się nimi zamartwiał skoro system MOPSów jest tak sprawny? To, że nie mają doświadczenia we wdzieraniu się w kolejkę nie jest problemem państwa. Oczywiście praca dla takich ludzi jest, ale tylko fikcyjnie. Przytoczę przykład prawdziwy: w pewnej jednostce wojewódzkiej, pracuje pewna pani, która dobiega 70-tki. Pobiera sporą część swojej emerytury, wypłatę, dorabia rozliczając PIT-y, jej mąż ma również bardzo wysoką emeryturę, z tytuły wykonywanej wcześnie pracy. Tej Pani przysługują nagrody, trzynastki, płatne urlopy. Z racji wieku, może sobie taki urlop wziąć nawet na miesiąc. Mało tego, wszystkie jej dzieci pracują zagranicą i wspierają ją finansowo. Jako że, pracuje w urzędzie, może również wziąć praktycznie nieoprocentowaną pożyczkę, fundusz remontowy itp. Praca jaką wykonuje nie wymaga wykształcenia, doświadczenia itd. Zajmuje ona miejsce młodemu studentowi lub osobie w sile wieku, która z racji braku wykształcenia i kwalifikacji nie może znaleźć pracy, a jest już w wieku średnio produkcyjnym jak na polskie warunki (50+). Może gdybyśmy "poczyścili" tutaj, przetrwalibyśmy jeszcze parę lat bez agencji?