Jeżeli w XXI wieku w ogóle mówimy o demokracji, to
oczywiście nie jest to ta sama demokracja, jaką miały starożytne Ateny, gdzie
każdy wolny obywatel (mężczyzna!) mógł przyjść na obrady Zgromadzenia i zabrać
głos w sprawach miasta. System diet za udział w Zgromadzeniu pozwolił
wszystkim, nawet najbiedniejszym brać udział w życiu politycznym.
Jak wiemy, w czasach, kiedy przywództwo należało do mądrych
i światłych obywateli, np. Peryklesa, państwo kwitło. Wiadomo jednak, że przy
rządach głupców państwa idą na zatracenie. W Atenach konieczność „sprawiedliwego”
obsadzenia stanowisk państwowych doprowadziły do takiego absurdu, że zamiast
wyborów wprowadzono losowanie. Po Peryklesie zresztą faktycznie było już tylko
gorzej.
Śmierć Sokratesa w wyniku działania mechanizmów, które jego
uczeń Platon, uznał za typowe dla demokracji, tudzież zapewne jego wcześniejsze
nauki wyrobiły w Platonie bardzo nieprzychylne uczucia wobec demokracji.
Arystoteles, uczeń Platona, choć jego filozoficzny przeciwnik, raczej podzielał
zdanie mistrza na temat niedoskonałości ustroju ateńskiego. Obaj uważali, że
należy dążyć do doskonałej formy rządów, którą nazwali politeją.
Ponieważ uważali, że demokracja łatwo przeradza się w
ochlokrację, czyli rządy motłochu, może wrócić do formy oligarchicznej, a więc
do rządów grup najzamożniejszych i najmożniejszych grup obywateli, uważali, że
rządy powinny należeć do klasy średniej. Wiadomo bowiem, że tam, gdzie istnieje
duże rozwarstwienie społeczne, tam bogaci kupują biednych i zawłaszczają całą
władzę.
Nie można powiedzieć, niestety, że we współczesnym świecie
mamy, czy też mieliśmy gdziekolwiek do czynienia z politeją. Z całą pewnością
nigdzie nie ma też klasycznej demokracji. Jedynie w Szwajcarii mamy do
czynienia z pewną jej formą, choć do końca nie jestem przekonany, czy to dobrze
(to cały rozległy temat).
Tak naprawdę we wszystkich krajach, które dziś nazywają się
demokratycznymi panują takie lub inne oligarchie. Myślę, że tak by te ustroje
określili starożytni. To, co nam się przedstawia jako demokrację, to po prostu
rywalizacja różnych grup oligarchicznych. Kiedy słyszymy słowo „oligarchia”
najczęściej od razu nam się ono kojarzy z Rosją. Faktycznie w Rosji rządy tego
typu przybrały najbardziej wynaturzone formy, ale nie znaczy to, że w Europie
czy w Ameryce Północnej ich nie ma. Każdy zna słowo „establishment” i to jest
po prostu taka „cywilizowana oligarchia”. Owszem, czasami udaje im się zbliżyć
do ideałów politei, ale dzieje się to tylko wtedy, kiedy cały kraj przeżywa
prosperity, ludziom żyje się naprawdę coraz lepiej, co oznacza, że wchodzą na
poziom dobrobytu i samoświadomości klasy średniej.
Kiedy klasa średnia faktycznie stanowi zdecydowaną
większość, być może następuje proces konwergencji w politycznych programach
największych partii politycznych, ale specjalnie nikt z tego powodu nie
narzeka. Przykładem zbliżania się do pewnego rodzaju politei (niestety ograniczonej
tylko do stanu szlacheckiego) był Złoty Wiek w Polsce, czyli czasy ruchu
egzekucyjnego. Wiek XVIII pokazuje z kolei coś zupełnie odmiennego, a
mianowicie samolubną oligarchię magnatów manipulujących szlachecką biedotą. Te
same mechanizmy, które działały bardzo dobrze w wieku XVI w XVIII zawiodły.
W prawdziwej politei powinni rządzić najlepsi obywatele, ale
niekoniecznie arystokraci z urodzenie (skoro „aristoi” to najlepsi), a tych
trzeba jakoś wyłonić. Ponieważ uważamy, że w cywilizowanych krajach jedyną
metodą są wybory powszechne, powinniśmy mieć możliwość wyłaniania naszych przywódców
w taki sposób, żeby faktycznie wybrać najlepszych i najmądrzejszych.
Przy obecnym układzie partyjnym, gdzie pięć największych
oligarchii raz rzuca się sobie do gardeł, a raz po cichu współpracuje, nie ma
praktycznie żadnej szansy na wypracowanie dobrych rozwiązań dla Polski. Od
myślenia są niewielkie sztaby przy partyjnych szefach, doły partyjne są od
głosowania w Sejmie (w obecnym systemie wydają się zbędne, bo wystarczyłoby na
zasadzie zarządu w spółce akcyjnej, przydzielić poszczególnym liderom konkretną
„siłę głosu” odzwierciedlającą wyniki wyborów i już), a obywatele są jedynie do
oddania jednego głosu w okręgu, gdzie wybiera się np. 14 posłów. Całość
pomyślana jest tak, że szef partii nominuje posłów – posłusznych wykonawców
rozkazów. I wcale nie chodzi mi o to, że partie powinny działać jak jakaś grupa
rozwydrzonych przedszkolaków i że każdy poseł powinien głosować jak mu się
podoba, bo skoro decydują się na działanie w jednej partii, to powinni się
faktycznie czegoś trzymać. Rzecz jednak w tym, że wśród dobrze wychowanych
ludzi wypadałoby trochę porozmawiać, dowiedzieć się, jakie są nastroje we
własnej partii i w ramach tejże partii wypracować jakąś wspólną linię.
Tymczasem podziały potrafią wyjść w najmniej oczekiwanym momencie, bo już
podczas głosowania w Sejmie. Wystarczyłoby trochę szacunku i mniej arogancji
wobec własnych ludzi, w takie sytuacje by się nie zdarzały. Jeżeli jednak jest
się pewnym swojej absolutnej kontroli nad wszystkimi posłami swojego klubu i
stawia się ich przed faktem dokonanym, to czasami można się naciąć.
Głęboko wierzę, że potrafilibyśmy wyłonić spośród siebie
ludzi, którzy byliby i kompetentni i wystarczająco silni, żeby dobrze
pokierować naszym państwem. Nie obawiam się, że lokalny biznesman lub wręcz
mafioso „przekupi” wyborców, a człowiek szlachetny odpadnie. Naprawdę nie
wydaje mi się to w Polsce możliwe, zwłaszcza, że do ludzi zamożnych mamy, jako
masa, stosunek raczej nieprzychylny. Przy limicie dozwolonych wydatków na
kampanię wyborczą, nikt zresztą nie mógłby legalnie wydać więcej, niż
pozwalałoby prawo. W sytuacji, w której moglibyśmy wybierać ludzi ze swojego
otoczenia (sąsiedztwa), o których naprawdę coś wiemy, Sejm miernot uczepionych
pańskiej klamki nie mógłby istnieć.
Na drodze do politei, czyli najlepszej formy rządzenia
państwem, jednomandatowe okręgi wyborcze są warunkiem niezbędnym i to można
zrobić na drodze legislacyjnej. Budowa klasy średniej jest nieco bardziej
skomplikowana, bo wymaga rozwoju gospodarczego i mądrego systemu dystrybucji
wypracowanych dóbr. Niemniej wzrost zamożności wszystkich obywateli jest również
konieczny do zbudowania politei, czyli ustroju optymalnego, w którym (prawie)
wszyscy są zadowoleni i szczęśliwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz