czwartek, 3 listopada 2011

Jeszcze trochę refleksji na temat państwa i wolnego rynku

Najczęstszą motywacją wielu polskich biznesmenów, których znałem i znam, jest mieć to co biznesmeni na Zachodzie i oczywiście mieć więcej niż przeciętny Kowalski na etacie. Chodzi tu o wygodne życie w dużym domu lub apartamencie, jazdę świetnym samochodem, drogie wakacje, drogie szkoły dla dzieci, drogie ubrania i kosmetyki dla żony itd. Byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że to nie jest ważne, ale sytuacja, w której kondycja firmy jest opłakana, okazuje się, że boss od roku nie odprowadzał pracownikom składek na ZUS nic im o tym nie mówiąc, a równocześnie tenże boss kupuje sobie i swoim kobietom trzy luksusowe samochody terenowe, jest zwyczajnie chora! Jego pieniądze - jego sprawa, ktoś może odpowiedzieć i będzie miał rację. Rzecz w tym, że jeżeli na wolnym rynku będą się znajdować tylko tacy biznesmeni (a jest ich całe mnóstwo w Polsce), całość gospodarki nigdy nie wzniesie się poza pewien poziom.

Nigdy nie uważałem się za socjalistę, ponieważ uważam, że na podstawowym poziomie ludzkiego działania motywacją jest faktycznie egoizm - każdy chce przetrwać. Przymuszanie ludzi do działań kolektywnych tam, gdzie lepiej radziliby sobie indywidualnie, to wg mnie działanie wbrew naturze. Jestem też wielkim fanem ludzi, którzy swoją pomysłowością, pracowitością i wszechstronnym talentem zbudowali solidnie działające przedsiębiorstwa. Dlatego jeśli nie do końca się zgadzam z ideą absolutnie wolnego rynku, to nie dlatego, że uważam, że urzędnicy państwowi powinni nim sterować, ale uważam, że państwo, jako strażnik interesów nas wszystkich, w tym polskiego biznesu, powinno od czasu do czasu podsunąć jakiś strategiczny pomysł.

Przekształcenie Łodzi z małego zapyziałego miasteczka położonego w niewielkim promieniu wokół dzisiejszego kościoła NMP na rogu Nowomiejskiej i Wojska Polskiego (mam nadzieję, że nie pomyliłem nazw ulic, w końcu one się tak szybko zmieniają) w prężny ośrodek przemysłowy, w "amerykańskie" (ze względu na tempo rozwoju) miasto, to zasługa kilku urzędników państwowych, rzec można carskich kolaborantów, m.in. Józefa Zajączka i Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. To w Warszawie te "urzędasy" kazały zbadać tereny pod ośrodek włókienniczy, ich ludzie stwierdzili, że Łódź i okolice to teren najlepszy i tutaj zaczęto zachęcać "przedsiębiorców" z innych terenów do osiedlania się. Użyłem cudzysłowu celowo, gdyż ci pierwsi łódzcy włókniarze to byli tkacze z Saksonii, zwykli drobni rzemieślnicy, którzy pobudowali sobie drewniane chałupy wzdłuż Piotrkowskiej. Ludwik Geyer był pierwszym biznesmenem w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Chodziły o nim legendy, jaki to cwaniaczek i drań, ale to on zbudował pierwszą potęgę przemysłową Łodzi. Później zbankrutował a jego przedsiębiorstwo przejęła spółka, która w nazwie zachowała jego pełne imię i nazwisko.

Kiedy Karl Scheibler, młody inżynier z Nadrenii przybywał do Łodzi, nie musiał wykonywać roboty pionierskiej, ponieważ było to już miasto przemysłowe. Jego inwestycje są jednak nie do przecenienia. Oprócz pieniędzy wniósł m.in. "know-how", a więc nowoczesne maszyny i technologie. Jak na tamte czasy bardzo dobrze dbał o swoich pracowników. Ceglane łódzkie "famuły" (na Śląsku zwane "familokami") to dzisiaj symbol robotniczej biedy - wszystko przez komunistyczną propagandę - ale w tamtych czasach to były świetne mieszkania, zwłaszcza dla kogoś kto się wyrwał z biednej wiejskiej zagrody.

Pierwsza faza uprzemysłowienia Japonii polegała na tym, że to rząd cesarski (po restauracji władzy tenno w 1868 r.) na własny koszt kazał Niemcom czy Amerykanom budować całe fabryki, a potem je stopniowo przekazywał przedsiębiorcom prywatnym.

Wracając do Polski księcia Druckiego-Lubeckiego - inicjatywą rządkową był Staropolski Okręg Przemysłowy, a przenosząc się do Polski międzywojennej - taką samą inicjatywą był Centralny Okręg Przemysłowy. Całkowicie wolny rynek nigdy nie doprowadziłby do budowy portu w Gdyni.

To wszystko trzeba mieć na względzie obserwując to, co się obecnie u nas dzieje. Nie tylko zresztą u nas. W Wielkiej Brytanii również spotkamy starszych ludzi, którzy będą tak samo jak nasi starsi ludzie, narzekać, że w tym kraju nie ma już przemysłu i że "wszystko" jest w obcych rękach. I w pewnym stopniu jest to prawda.

Póki co, Niemcy są przykładem kraju, którego politycy wydają się najbardziej dbać o rodzimy interes. Niemcy to kraj, który ma w konstytucji napisane, że jest państwem socjalnym. Czy niemieccy przedsiębiorcy skarżą się na ucisk ze strony państwa? Być może, ale o tym się słyszy niewiele. Nieustannie natomiast słyszy się o tym u nas i w Stanach Zjednoczonych. W tym ostatnim przypadku brzmi to co najmniej dziwnie, bo przecież dla wielu z nas to nadal przykład kraju wolnej przedsiębiorczości. Tymczasem republikanie nieustannie podnoszą temat zbyt wysokich podatków. Nie wiem, czy ktoś o tym dyskutuje w Niemczech. Jest to kraj, gdzie ludzie są po prostu świadomi, że mimo interesu własnego, istnieje coś takiego jak interes zbiorowy. Ten ostatni bowiem pozwala lepiej zadbać o ten własny. Polscy liberałowie jakby zapominają o tym ostatnim czynniku. Zapominają o tym, że ludzie stworzyli sobie państwa m.in. po to, żeby chroniły ich interesy, zaś geneza państw to nic innego jak prywatna inicjatywa plemiennych watażków, czyli ludzi jak na tamte czasy najbardziej przedsiębiorczych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz