Wczoraj na jednym z kanałów telewizyjnych poświęconych historii trafiłem na odcinek świetnego serialu fabularnego pt. Impresjoniści, w którym narratorem jest Claude Monet opowiadający o początkach ruchu, o sobie i o swoich kolegach. Całość warta jest obejrzenia ze względu na wartość edukacyjną, natomiast, to co przykuło wczoraj moją uwagę, było wyeksponowanie różnic w stylu pracy Claude’a Moneta i Edgara Degasa.
O ile Monet „chwytał chwilę” niczym współczesny fotograf i kiedy tylko zauważał coś wartego uwiecznienia chwytał za pędzel, bo już pięć minut później obraz mógł mu umknąć, to Degas malował przede wszystkim w pracowni z pamięci, szkiców i notatek. Tak, tak! Notatek zapisywanych słowami. Scenarzysta nawet włożył w jego usta sarkastyczną uwagę o Monecie, który nie potrafi zapamiętać danej chwili i odtworzyć jej w pracowni, zaś sam Monet również wygłasza zdanie, że nie potrafi malować tak jak Degas.
Dlaczego mnie to tak zafascynowało? Mówiąc otwarcie, osobiście uważam, że praca w stylu Degasa byłaby mi chyba bliższa, ale z drugiej strony wydaje się bardziej intelektualna niż artystyczna, ale na szczęście nie jestem malarzem i nie muszę rozstrzygać takich dylematów. Jednakże moim pierwszym skojarzeniem był T.S. Eliot i jego metoda tworzenia wierszy.
Otóż o ile przynajmniej od czasów romantyków nauczyliśmy się, że wiersz jest wynikiem natchnienia i jakichś procesów duchowych w umyśle poety, to T.S.Eliot odarł proces tworzenia wiersza z tych romantycznych założeń. Większości z nas wiersz kojarzy się z mickiewiczowskim przeciwstawieniem się „szkiełku i oku”, a tymczasem anglo-amerykański twórca z XX wieku czarno na białym wykładał, że tworzenie wiersza jest procesem czysto intelektualnym i językowym. Poeta wiersz planuje, dobiera środki, pisze kilka wersji na brudno i w końcu powstaje doskonały tekst mowy wiązanej. Żadne tam impulsy i natchnienia. Żadne wpływy chwili. Zimna kalkulacja i logiczne składanie słów w poetyckie frazy.
Krytycy i sami artyści często wypowiadają się na temat szczerości w sztuce. Kiedy człowiek aspirujący do miana poety tworzy swój tekst nieudolnie bo na pierwszy rzut oka widać, jakie środki stylistyczne i formalne chciał zastosować i że nie zrobił tego najlepiej, albo że treść nie jest wystarczająco ważka, żeby ją wyrażać przy ich pomocy, spotyka się z zarzutem nieszczerości. Gdyby w dzisiejszych czasach ktoś pisał wiersze w stylu oświeceniowym, byłby najwyżej uznany za zręcznego kopistę stylu, ale nikt nie traktowałby go jak poety. Szukamy więc mimo wszystko jakiejś głębszej inspiracji lub czegoś, co nas przynajmniej pozytywnie zaskoczy. Tymczasem sztukę pisania wierszy, idąc tropem rozumowania T.S.Eliota, można opanować przez odpowiednią analizę struktury i trening w jej stosowaniu.
Serialowy Degas w rozmowie z poirytowaną modelką tłumaczy jej, że sztuka z natury swojej jest oszustwem. Wyglądałoby na to, ze poezja również. Nawet jeśli wiemy, że Monet tworzył jednak naprawdę pod wpływem chwili i z natury, to gdybyśmy nie wiedzieli, że Degas tak nie robił, nie bylibyśmy w stanie tego odkryć. Podobnie jest zresztą z wierszami. T.S.Eliota świetnie się czyta. Na mnie Ziemia jałowa czy Prufrock robiły wrażenie na bieżąco notowanego strumienia świadomości ponuro natchnionego poety. Jeśli jednak wierzyć samemu autorowi, efekt ten był od początku do końca zamierzony i wywołany przy pomocy odpowiednich środków stylistycznych.
Ponieważ żyjemy w epoce po artykule Rolanda Barthes'a, Śmierć autora, musimy przyznać, że dla nas jako odbiorców wszelkich rodzajów sztuki, proces ich powstawania nie ma najmniejszego znaczenia. O wiele ważniejsze pozostaje to, co dzieła robią z naszą świadomością i podświadomością.
Zapraszam na mój blog.
OdpowiedzUsuńPatrykBut.pl