Miałem diabelski plan w liceum, żeby nie przeczytać "Nad Niemnem" po wstępnym rekonesansie i stwierdzeniu, że za dużo w tej książce opisów przyrody. Na szczęście moja polonistka przyłapała mnie na nieznajomości treści i odpytując mnie codziennie do przeczytania jej zmusiła. Prawdziwą jednak wartość dzieła Elizy Orzeszkowej odkryłem dopiero dzięki filmowi i serialowi telewizyjnemu. Wiernie oddano treść powieści, natomiast Janusz Zakrzeński jako Benedykt Korczyński był po prostu genialny.
Kiedy zaraz po studiach zacząłem pracować w Białymstoku jako nauczyciel historii, Janusz Zakrzeński wraz z innymi aktorami przybył do ówczesnego kina "Ton" z programem artystyczno-dydaktycznym dla młodzieży szkolnej. Sceptycznie szedłem na to wydarzenie uważając, że oto aktorzy robią chałturę, żeby na młodzieży zarobić. Jakże się myliłem. Pan Janusz był bezapelacyjnie postacią centralną. Opowiadał o marszałku Piłsudskim, mówił o kręceniu "Nad Niemnem" i o konieczności szanowania języka ojczystego. Mówił o tym, że trzeba czytać książki, perły polszczyzny. Zwrócił też uwagę pewnemu łobuzowi. Wszystko, co robił wówczas na scenie wypływało ze szlachetnego poczucia misji i oczywiście z doskonałego warsztatu aktorskiego. Był wielkim propagatorem języka polskiego i kultury polskiej wśród ludzi młodych. Wielkim Polakiem był po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz