Antona Czechowa uważa się za jednego z największych geniuszy literatury światowej. Doskonale jednak wiadomo, że sposobu, w jaki pisał, nie da się już naśladować, jeżeli ma się jakieś literackie ambicje. Jego opowiadania np. to krótkie moralitety, napisane w stylu felietonu prasowego. Czyta się świetnie, przesłanie odczytuje bez trudu, treść zapada w pamięć, ale dzisiaj tak już się nie da, ponieważ moralizowanie przy pomocy tekstu, który wprost mówi o problemie, jest dla nas dzisiaj oznaką literatury pośledniej kategorii.
Film jeszcze może sobie pozwolić na prostą opowieść o draństwie, które należałoby ukarać, ale i tutaj gromada intelektualistów wdarła się na łamy prasy i na fora internetowe poświęcone sztuce filmowej, żeby domagać się czegoś ambitniejszego, bardziej zawoalowanego, a przy tym opowiedzianego przy pomocy coraz to nowszych środków filmowej narracji.
Tak czy inaczej, intelektualni masochiści potrafią każdą dobrą opowieść skrytykować za niezbyt ambitne czy nowatorskie środki przekazu, ale wiedząc o tym możemy sobie pozwolić na to, żeby się specjalnie tym nie przejmować.
Oglądając chińsko-amerykański melodramat „Malowany welon” Johna Currana z Edwardem Nortonem i Naomi Watts nie mogłem się oprzeć skojarzeniu z opowiadaniem Antona Czechowa pod tytułem „Trzpiotka” (Попрыгунья), w którym to prawdziwy lekarz z powołania, Osip Stiepanycz Dymow (31) żeni się z dwudziestodwuletnią Olgą Iwanowną. Obie historie są bardzo różne, ale łączy je kilka elementów. Obaj mężowie to lekarze całkowicie oddani swojej pracy. Obie żony zdradzają swoich mężów. Obaj mężowie na końcu umierają, zaś żony mają wyrzuty sumienia.
O ile jednak Olga Iwanowna czuje się znudzona życiem z zapracowanym mężem i szuka wrażeń, które prawdopodobnie uważa za doznania wyższej natury w świecie artystycznym. Mąż jest niezwykle tolerancyjny i wyrozumiały, zaś Olga przeżywa romans z chimerycznym i egoistycznym malarzem. Moralizatorstwo Czechowa wychodzi w każdym zdaniu, zaś postaci narysowane są bardzo wyraźną kreską. Riabow to nic nie warty egoista, Olga Iwanowna to głupia gęś goniąca za złudzeniami i nie potrafiąca docenić mężczyzny, który ją naprawdę kocha, zaś „szary i nudny” Osip Stiepanycz to tak naprawdę postać pomnikowa, tytan pracy, geniusz w swoim fachu ceniony przez przełożonych i cieszący się szacunkiem i autorytetem wśród kolegów. Przed pogrzebem ci ostatni nie odmówią sobie gorzkich komentarzy wobec „trzpiotki”, bo to na jej modne ubrania Osip Stiepanycz tak bardzo się zaharowywał, nie tylko pracując w szpitalu, ale również dodatkowo tłumacząc artykuły medyczne z obcych języków.
W „Malowanym welonie” młody ale już ambitny i całkowicie oddany swojej pracy lekarz, Walter Fane (Edward Norton) poślubia z wielkiej miłości Kitty, dziewczynę z angielskiej klasy średniej, której rodzice, których podstawowym zmartwieniem jest wydanie córek za mąż, są zachwyceni przyszłym zięciem. On jest w niej bez pamięci zakochany, ale ma ogromny problem z okazaniem swoich uczuć. Owszem, wyznaje Kitty miłość, oświadcza się jej i zostaje przyjęty, ale nadal jest zdystansowany a przede wszystkim jest pochłonięty swoją pracą. Walter i Kitty przeprowadzają się do Szanghaju, gdzie przy pierwszej okazji zaniedbana „trzpiotka” wdaje się w romans z żonatym uwodzicielem. Początkowo nie ma złudzeń co do charakteru swojego związku z Charliem Townsendem (Liev Schreiber), ale kiedy ten zapewnia, że się w niej zakochał, ulega temu złudzeniu.
Walter praktycznie przyłapuje kochanków in flagranti, ale nie otwiera drzwi za którymi odbywa się akt zdrady. Stawia żonie wyraźne ultimatum – albo pojedzie z nim do rejonu opanowanego przez cholerę, albo on wnosi o rozwód. Są lata dwudzieste XX wieku, rozwody są oczywiście już znane, ale dla angielskiej klasy średniej zawsze wiążą się ze skandalem, a wszak skandal to coś, czego należy za wszelką cenę uniknąć. Przy okazji wychodzi na jaw beznadziejna postawa Charliego, który twierdzi, że nie może się rozwieść z żoną i oczywiście naiwność Kitty, która liczyła na jego pomoc i opiekę. Wyjeżdża z mężem do prowincji rządzonej przez miejscowego watażkę, gdzie ludzie masowo umierają na cholerę. Tam poznaje zakonnice, a przez pracę z nimi wydaje się, że zaczyna dostrzegać świat poza swoim własnym i wartości wyższe niż zaspokajanie jedynie własnych potrzeb w zakresie życia emocjonalnego i seksualnego. Ostateczną nauczką jest dla niej jednak śmierć męża, który się zaraził chorobą, którą przyjechał leczyć.
W obydwu historiach wszystko wydaje się jasne, zaś surowa acz piękna w swojej straszliwej wymowie nauka moralna wydaje się nie pozostawiać żadnych wątpliwości co do tego, kogo należy podziwiać, a kogo potępiać. Tutaj jednak między opowiadaniem Czechowa a filmem Johna Currana pojawiają się różnice. O ile bowiem Osip Stiepanycz do końca pozostaje biednym safandułą w sprawach małżeńskich, pozostając gigantem w swojej profesji, to Walter Fane nie jest postacią tak pomnikowo jednoznaczną. W chwili pewnego zbliżenia małżonków Kitty pyta go, dlaczego nie wszedł do tego pokoju, w którym zdradzała go z Charliem, dlaczego o nią nie walczył. Zamiast prostych rozwiązań, ułożył cały plan w celu ukarania niewiernej żony, ponieważ prawdopodobnie obserwowanie jej cierpienia i upokorzenia miało mu dać jakąś perwersyjną satysfakcję.
W obydwu historiach jednak mamy do czynienia z ogromnym problemem z komunikacją międzyludzką. „Pomnikowi” lekarze, oddani bez reszty ratowaniu ludzkiego zdrowia i życia, niezbyt się interesują emocjonalnymi potrzebami swoich kobiet. Prawdopodobnie wychodzą z założenia, że ich uczucie wobec nich jest tak wszechpotężne, zaś oni sami są postaciami tak szlachetnymi, że ono samo wystarczy do podtrzymania więzi małżeńskich. Praktycznie obydwu lekarzom nie bardzo nawet zależy na kontakcie ze swoimi żonami. One zaś czują się osamotnione, a ponieważ inteligencja nie jest ich najmocniejszą stroną, popełniają beznadziejne błędy.
Żyjemy w czasach, w których prosty podział na dobro i zło przestał być już taki zrozumiały. Owszem, nadal lubimy mieć do czynienia z jasnymi sytuacjami, bo wtedy wiemy jaką postawę przyjąć i jak się zachować. Wiemy jednak, że od zarania ludzkiej kultury musimy się zmagać ze zjawiskami, w których nie ma ani jasnych wytłumaczeń, ani prostych rozwiązań. Greckie tragedie, o ile były dobrze napisane, pokazywały właśnie takie sytuacje, gdzie nie tyle dobro walczyło ze złem, ale następował konflikt pomiędzy równorzędnymi racjami, które widz doskonale rozumiał, a między którymi nie było możliwości dojścia do kompromisu czy porozumienia.
Trudno pochwalać zdradę kogoś, kto już przyjął pewne zobowiązania. Z drugiej strony jednak postawa „pomnikowa” bohaterów, którzy nie potrafią rozmawiać i okazywać uczuć oczekiwanych przez partnerki, wcale nie jest godna podziwu. Miłość w przypadku obu lekarzy doprawiona była olbrzymią dozą poczucia protekcjonalnej wyższości, zaś potrzeba porozumienia z kobietą nie wydawała się priorytetem. Żony obu doktorów były niewątpliwie kobietami z temperamentem, ale przede wszystkim z własnymi oczekiwaniami wobec życia emocjonalnego, którymi ich mężowie zdawali się nie interesować, przez co one miały prawo czuć się samotne. Zupełnie innym zagadnieniem są ich próby znalezienia własnego miejsca u boku kochanków, z których każdy był po prostu nędzną kreaturą.
Zarówno „Trzpiotka” jak i „Malowany welon” mogą nadal być materiałem do przemyśleń na tematy etyki i relacji międzyludzkich, szczególnie męsko-damskich. Warto jednak oderwać się od schematu „głupia dziwka zdradziła porządnego faceta”, bo choć i takie przypadki się zdarzają, może się okazać, że pomnikowa postawa „szlachetnego” mężczyzny w równym stopniu staje się przyczyną tragedii, co zagubienie i głupota (w tym wypadku) kobiety.
Dążenie do porozumienia nie musi przynieść dobrych rezultatów, jeżeli się okaże, że partnerzy do siebie mimo wszystko nie pasują. Niemniej, brak tego dążenia, brak prostego przekazu we wzajemnych relacjach, prowadzi do dwóch osobnych gier, jakie oboje prowadzą, co musi się skończyć katastrofą związku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz