piątek, 24 sierpnia 2012

Przez Mazowsze do Białegostoku


We wtorek (21 sierpnia) rano z żalem pożegnaliśmy naszych przyjaciół z Płocka, u których gościliśmy od soboty i wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Tym razem już bez planów kolejnych wyjazdów. Tak samo jednak jak po drodze do Łodzi, postanowiliśmy jeszcze coś ciekawego zobaczyć. Nasz wybór padł na zamek w Ciechanowie i Muzeum Romantyzmu w Opinogórze (Górnej). Z Muzeum Pozytywizmu w Gołotczyźnie tym razem zrezygnowaliśmy, ponieważ wyjechaliśmy z Płocka dość późno (około południa), a poza tym musielibyśmy jednak nieco zboczyć z trasy.

Ciechanowa nie znamy, mimo, że kiedyś kilkakrotnie przezeń przejeżdżaliśmy, więc przejechaliśmy obok rynku, za którym znajduje się zamek książąt mazowieckich i zatrzymaliśmy się przy grupie sklepów, przed którymi znajdował się parking, a na nim jedno wolne miejsce. Skorzystaliśmy więc z okazji i z owego miejsca. Chcieliśmy kupić w kiosku plan miasta, ale sympatyczna pani nie miała go wśród sprzedawanych towarów. Służyła za to wskazówkami dotyczącymi dojścia do interesującego nas obiektu.

Przespacerowaliśmy się więc do Rynku. Ponieważ była to już pora obiadu (ok. 14.00) i wszyscy zaczęliśmy odczuwać pierwsze objawy głodu, przy okazji rozglądaliśmy się za jakąś restauracją. Owszem, lokali gastronomicznych znaleźliśmy po drodze i na Rynku całkiem sporo (jakieś 3-5), ale przy okazji odkryliśmy co jest regionalną specjalnością tego mazowieckiego miasta. Jest to ni mniej ni więcej tylko kebab! Wszystkie lokale, obok których przechodziliśmy, lub których szyldy dostrzegliśmy z daleka być może miały nawet jakieś nazwy, ale jeśli tak było, to litery, którymi je napisano, były zbyt małe, żeby je odczytać. A może to było tylko złudzenie optyczne, ponieważ napisy z nazwami owych barów niknęły obok (pod? nad?) ogromnych kapitalików KEBAB. Być może zresztą wszystkie się tak właśnie nazywały. Tak sobie tylko spekuluję.

Ponieważ mieliśmy ochotę na jedzenie nieco innego typu, w tym na zupę, ominęliśmy wszystkie kebaby i uliczką znajdującą się za Rynkiem doszliśmy do innej, po skręceniu w którą (w prawo) znaleźliśmy się nad rzeką Łydynią. Zanim do niej doszliśmy (jakieś 10 m) zaczęliśmy się niepokoić, czy aby na Zamek nie powinniśmy iść w zupełnie innym kierunku, ale w miarę naszego zbliżania się do rzeczki, oczom naszym ukazała się bryła zamku (plan kwadratu z basztami na rogach). Niestety nie mieliśmy szczęścia wejść na jego dziedziniec, ponieważ z powodu prac remontowych muzeum jest zamknięte. Przespacerowawszy się dookoła warowni książąt mazowieckich, wróciliśmy na Rynek, gdzie zrobiłem zdjęcie ratuszowi (znowu angielski neogotyk, ale jak się okaże, nie będzie to ostatnie spotkanie z tym stylem!) projektu Henryka Marconiego z 1844 roku.

Następnie skierowaliśmy się na deptak, przy którym znaleźliśmy restaurację serwującą dania włoskie. Straciwszy nadzieję na skosztowanie czegoś typowo ciechanowskiego, a przynajmniej mazowieckiego, zamówiłem zupę z borowików (jak na mój gust zbyt mocno przyprawioną czarnym pieprzem, ale poza tym całkiem smaczną) i penne all’arrabbiata, które z definicji miały być bardzo pikantne i takie też i były. Jako kierowca nie mogłem skosztować wyrobu miejscowego browaru, czyli słynnego „Ciechana”, ale zrobiła to moja żona i syn. Posileni, raźno pomaszerowaliśmy w stronę parkingu, skąd odjechaliśmy, kierując się na Opinogórę.

Dojechawszy do rodzinnej miejscowości trzeciego z „wieszczów”, czyli poetów romantycznych pretendujących do roli proroków narodowych, Zygmunta Krasińskiego (jak doczytałem już w Muzeum, Zygmunt było ostatnim z kilku jego imion), zaparkowaliśmy obok innych samochodów na niewielkim placu przed jego ogrodzeniem i weszliśmy na teren uroczego parku, skąd, kierując się napisem i strzałką wskazującą drogę do kasy, podeszliśmy pod neogotycką wieżę (znaną z wielu zdjęć i reprodukcji w podręcznikach traktujących o romantyzmie), gdzie znajduje się sklepik z pamiątkami i równocześnie kasa z biletami do Muzeum. ( http://www.muzeumromantyzmu.pl/pl/wirtualna-wycieczka/ )

Jakoś tak utarło się w tym roku, że zwiedzanie muzeów rozpoczynamy od zupełnie innej strony niż ta sugerowana przez organizatorów. Tak się stało i tym razem. Zamiast najpierw wejść do zameczku, poszliśmy w kierunku bardzo świeżo wyglądającego dworku z ekspozycją obrazów Januarego Suchodolskiego. Jak się okazuje, dworek ten został zaprojektowany w roku 1908, natomiast według tegoż projektu wybudowano go dopiero w 2008. Przy dworku znajduje się ponadnaturalnych rozmiarów rzeźba siedzącego Zygmunta Krasińskiego.

Następnie weszliśmy (przed wejściem należy zadzwonić do drzwi, które otworzy strażnik i sprawdzi bilety) do drugiego pomieszczenia Muzeum, a mianowicie oficyny dworskiej, w której znajdują się duże portrety olejne członków rodziny Krasińskich herbu Ślepowron, którzy odznaczyli się w historii Pierwszej Rzeczypospolitej i w czasach napoleońskich. Możemy tam również podziwiać meble, sprzęty domowe i grzbiety starych książek. Ciekawa jest też wystawa prac współczesnych uczniów szkół plastycznych na temat Opinogóry, Zygmunta Krasińskiego, czy też romantyzmu w ogóle.

„Perełkę” muzeum, czyli Zamek, zostawiliśmy sobie na koniec. Dzwonienie do jego drzwi nic nie dało, ale na szczęście dostrzegł nas strażnik, który nadszedł z zewnątrz i otworzył nam wejście do Zamku. On też poinformował nas, że zwiedzaliśmy całość w „nietypowej” kolejności. Słowo „zamek” jest użyte nieco na wyrost, gdyż jest to pałacyk stylizowany (angielski neogotyk) na zamek. W jego wnętrzu znajdują się meble, obrazy, rzeźby i książki robiące wrażenie urządzenia arystokratycznego domu z XIX wieku. W jednym z pomieszczeń na biurku leży autograf Nie-boskiej komedii. Oczywiście jest to fotokopia,, a nie oryginał rękopisu o czym świadczy informacja na dole strony podana całkiem współczesnym drukiem. Ciekawym eksponatem jest też niewielki fortepian-żyrafa, przypominający nieco harfę z domontowaną klawiaturą.

Na koniec wspięliśmy się na szczyt wieży Zamku. Widok z tego miejsca nie był niestety zbyt imponujący, ponieważ panorama składała się z gęstej zieleni koron drzew parkowych.

Zakupiwszy pamiątki w tym samym sklepiku, gdzie nabyliśmy bilety, wsiedliśmy do samochodu i ruszyli w kierunku Przasnysza. Przez miasto to przejeżdżaliśmy już trzeci raz w te wakacje i za każdym razem przyciągał mnie widok gotyckiego kościoła. Za każdym razem jednak stwierdzaliśmy, że przyjrzymy mu się z bliska innym razem. Przejeżdżając przez Nową Wieś Zachodnią (tuż przed Ostrołęką), też po raz trzeci w to lato wstąpiliśmy na kawę do naszych przyjaciół, którzy tam mieszkają, po czym ruszyliśmy już prosto do domu, przejeżdżając przez całą długą Ostrołękę, następnie przez Łomżę, Piątnicę, Wiznę i Strękową Górę (gdzie w rzeczywistości toczyła się bitwa znana jako „pod Wizną”), dojechaliśmy do Jeżewa Starego, gdzie włączyliśmy się do ruchu na trasie Warszawa-Białystok. Niestety nowa droga szybkiego ruchu chyba od razu wymagała remontu, ponieważ zamiast jechać szeroką dwupasmową (po jednej stronie ruchu) szosą, ciągnęliśmy się jedną jej nitką w sznurze samochodów. Na szczęście cała kolumna poruszała się całkiem przyzwoicie, więc w miarę szybko dotarliśmy do domu.

Nasze wakacyjne wycieczki po Polsce dobiegły końca, więc zrobiło nam się nieco smutno. Na pocieszenie żona, syn i siostrzenica, którą zabraliśmy z Łodzi, wypiliśmy po kieliszku macedońskiego wina, które syn przywiózł z Czarnogóry.

Przestawienie się z trybu nomadycznego na osiadły nie jest wcale taki łatwy. Codziennie budzę się z silnym przeświadczeniem, że zaraz muszę usiąść za kierownicą i jechać zobaczyć jakąś kolejną „perełkę” polskiej historii i kultury. Potem świadomość rzeczywistości oblewa mnie zimną wodą i dociera do mnie, że nadchodzi czas pracy i gromadzenia zapasów ;) :D

1 komentarz:

  1. Bardzo ładny opis wakacyjnej wycieczki krajozanawczej:)

    OdpowiedzUsuń