piątek, 3 sierpnia 2012

Ściana wschodnia, dzień drugi

Dziś wybraliśmy się do kilku miejsc, o których wiedzieliśmy, że są godne zwiedzenia. Zaczęliśmy od Hanny, która to miejscowość bierze swoją nazwę od królowej Anny Jagiellonki, która to królowa odwiedziła swego czasu tę miejscowość. W Hannie znajduje się drewniany kościół, który pochodzi z XVIII wieku, kiedy powstał jako cerkiew unicka.

Z Hanny ruszyliśmy do Romanowa, gdzie zwiedziliśmy muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego. W domu tym swego czasu mieszkał sam pisarz, jak i jego brat z rodziną. Pałacyk jest większy od domu Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku. Gorąco polecam muzeum w Romanowie, gdzie bardzo miła pani wpuściła nas do środka, a na koniec powiedziała kilka słów na temat urządzenia muzeum w domu pisarza. Kupiłem egzemplarz powieści "Krzyżacy 1410", której nigdy nie czytałem. Trzeba sobie powiedzieć otwarcie - Kraszewskiego ciężko się dzisiaj czyta ze względu na archaiczny styl. Niemniej warto przypomnieć, że jego powieści historyczne były oparte o wówczas najnowszy stan badań historycznych.
Dowiedzieliśmy się przy okazji, że Kraszewski nie cierpiał matematyki i za szczęście sobie poczytywał zakończenie cyklu edukacji z tego przedmiotu.

Z Romanowa pojechaliśmy do Jabłoni, gdzie znajduje się neogotycki pałac Augusta Zamoyskiego - obecnie własność prywatna i nieudostępniona. Muzeum imienia tegoż również było zamknięte.

W drodze do Jabłecznej minęliśmy miejscowość Horodyszcze, gdzie w ostatniej chwili dostrzegłem tabliczkę informującą o pałacu. Skręciliśmy i dotarliśmy od neoklasycystycznego budynku, przed którym siedział sobie przy stole jakiś pan sącząc przy stole piwko. Serdecznie zaprosił nas do kompanii, moją żonę poczęstował piwem i zaczęliśmy ciekawą pogawędkę. Okazało się, że to pan Adam Osipiuk, właściciel obiektu. Pan Adam kupił pałacyk w 1983 roku. Chwalił się osobistą znajomością z Lechem Wałęsą i przyjaźnią nieżyjącego prałata Jankowskiego. Pogawędziliśmy nieco o historii i nieco mniej o polityce, ponieważ w tego typu rozmowach łatwo o obrazę, a przecież nie chciałem się kłócić z sympatycznym gospodarzem. Nie poddałem więc w wątpliwość legendy rodzinnej pana Adama (zdaje się że rodu Czajkowieckich, chyba po kądzieli jego przodków), która podaje, że książę Adam Czartoryski, urzędujący już w hotelu Lambert wysłał swoją młodą kuzynkę na wyspę św. Heleny w celu pozyskania genów zdetronizowanego cesarza Francuzów. Kiedy uwięziony francuski gigant spełnił swoją rolę reproduktora, dziewczynę szybko z wyspy zabrano (całość przedsięwzięcia zawierała również łapówki dla angielskich oficerów) i w ten sposób wzięła się linia Czajkowieckich, z których pochodzi również pan Adam, ergo jest on w prostej linii potomkiem samego Napoleona Bonapartego. Fajnie wymyślone, a jeżeli ktoś w to wierzy, to mnie to nie przeszkadza. Generalnie wiara ludzka mi nie przeszkadza o ile nikt mnie nie zmusza do jej przyjęcia. 

Pożegnawszy miłego gospodarza - biznesmena, sponsora podziemnej "Solidarności" i potomka zarówno polskiej arystokracji jak i samego cesarza Napoleona, ruszyliśmy do Jabłecznej. Moje panie niestety nie weszły na teren klasztoru, ponieważ miały zbyt krótkie spodnie. Co głównej cerkwi udałem się więc sam. Szkoda, że prawdopodobnie większość mnichów zajęta była jakimiś pracami budowlanymi na odgrodzonym podwórku, ponieważ chętnie bym posłuchał historii tego monastyru od jednego z nich. Z tego, co wiem, to Jabłeczna stanowi niejako odwrotną stronę medalu historii opowiedzianej nam przez księdza z Kostomłotów. Otóż kiedy Polacy i dawni hierarchowie prawosławni, którzy przystąpili do unii brzeskiej nakłaniali, a czasami przymuszali poszczególne parafie do przyjęcia unii i, jak wiemy, większość tej presji uległa, monastyr w Jabłecznej przez cały okres I Rzeczypospolitej pozostał wierny prawosławiu. 

Z Jabłecznej ruszyliśmy do Sławatycz, gdzie neorenesansowy kościół stoi dosłownie vis-a-vis cerkwi, a następnie wróciliśmy na kwaterę z Kuzawce. Tak przy okazji. Miejscowość, w której nocujemy, jest związana z Tadeuszem Kościuszką, który w Kuzawce miał dziewczynę i stąd podobno ruszył do Ameryki. 

Jutro zmieniamy kwaterę - przenosimy się do Woli Uhruskiej. Nie wiem, czy będę miał tam dostęp do internetu. Jeśli tak, postaram się jutro wieczorem zdać sprawozdanie z kolejnego dnia naszej wyprawy. Jeśli nie, zrobię to dopiero po powrocie do domu. W każdym razie pozdrawiam wszystkich Czytelników i zachęcam do zwiedzania Polski wschodniej.

1 komentarz:

  1. Poznałem osobiście Adama Osipiuka- przeagent i większość to prawda, zna Lecha Wałęsę, innych takich, zrobił niezłą akcję w zielonej górze. Poczytajcie.:):):)

    OdpowiedzUsuń