W niedzielę, 14 lipca, mieliśmy zarezerwowaną kilka tygodni
wcześniej wycieczkę do Reichstagu, a tak naprawdę to do Bundestagu, bo
Reichstag to tylko nazwa historyczna samego budynku, w którym obraduje zupełnie
współczesny parlament niemiecki. Sam budynek również jest tylko w części
historyczny. Tak naprawdę tylko fasada jest stara i pochodzi z
dziewiętnastowiecznego gmachu częściowo spalonego przez nazistów w ramach
antylewicowej prowokacji. Całe wnętrze, to konstrukcja całkowicie nowoczesna,
nie mająca nic wspólnego z tradycją kajzerowską, weimarską czy hitlerowską.
Nowoczesna jest też wieńcząca budynek szklana kopuła.
Nasza grupa była umówiona na konkretną godzinę, więc
mieliśmy trochę czasu by podejść do Bramy Brandenburskiej. Weszliśmy na moment
na Pariser Platz, gdzie akurat spora grupa turystów z Indii robiła sobie
pamiątkowe zdjęcia z „przebierańcami” w srebrzystych mundurach, ale zaraz
zawróciliśmy obiecując sobie powrót w te okolice. Po drodze Ronnie zrobił mi
zdjęcie na linii w miejscu muru berlińskiego, a po chwili znowu znaleźliśmy się
przed monumentalnym gmachem z napisem „Dem Deutschen Volke" (Ludowi
niemieckiemu).
Po przejściu przez bramkę wykrywającą metal zostaliśmy
doprowadzeni do hallu, w którym wraz z innymi uczestnikami naszej grupy, usiedliśmy
na kanapach i czekaliśmy na naszego przewodnika. Te kilka tygodni wcześniej,
kiedy Ronnie załatwiał nam wejście do Reichstagu, okazało się, że na nasz dzień
nie ma już miejsc w grupach angielskojęzycznych, więc zapisał nas do wycieczki
niemieckiej. Kiedy jednak pojawiła się pani przewodnik, nasz niemiecki
przyjaciel od razu zadał jej pytanie, czy moglibyśmy jednak dołączyć do jakiejś
grupy z przewodnikiem mówiącym po angielsku. Niemiecka przewodniczka okazała
się bardzo pomocna i pobiegła zapytać, co można w tej sprawie zrobić. Niemcy z
naszej pierwotnej grupy okazali się bardzo wyrozumiali dla naszych potrzeb i
miło się uśmiechali. Po dwóch minutach pani przewodnik poinformowała nas, że
możemy dołączyć do grupy, która właśnie wchodzi na schody znajdujące się jakieś
sto metrów od nas. Podziękowawszy za pomoc pobiegliśmy w kierunku grupy
składającej się, jak wywnioskowałem po akcencie, w większości z Amerykanów.
Nasze panie wyraziły natomiast zachwyt powierzchownością
naszego przewodnika, doktora (tak miał na plakietce) Sebastiana B.(nie
zapamiętałem jego pełnego nazwiska), którego uznały za przystojniaka. Dr
Sebastian B. okazał się przy tym osobą nie tylko kompetentną o szerokiej wiedzy
na temat parlamentaryzmu niemieckiego i samego budynku, ale również potrafiącą
tę wiedzę w bardzo miły sposób przekazać – bez zbędnego popisywania się
„luzem”, jak to lubi wielu przewodników, ale również wcale nie monotonnie.
Zaczęliśmy od sali obrad, gdzie nasz przewodnik opowiedział
nam o historii budynku, o rozmieszczeniu poszczególnych partii politycznych na
krzesłach, tudzież o znaczeniu poszczególnych miejsc po stronie prezydium
Bundestagu. Mówił też o orle, którego kształt odbiega nieco od standardowego
wzoru godła Niemieckiej Republiki Federalnej i przez niektórych jest złośliwie
nazywany „tłustą kurą”.
Pokazał nam rosyjskie graffiti, jakie na murach Reichstagu
zostawiali sowieccy zdobywcy miasta (cały Berlin został zdobyty przez Armię
Czerwoną, zaś podział stolicy Niemiec na strefy okupacyjne dokonał się nieco
później). Wróciliśmy też do hallu, w którym czekaliśmy na rozpoczęcie
wycieczki, ponieważ w nim znajdowała się makieta Reichstagu, na której łatwo
było wyjaśnić poszczególne elementy budynku oraz makieta tej części Berlina, w
której Reichstag stoi. Udaliśmy się również do sali, w której wystawiono trzy
księgi poświęcone niemieckim parlamentarzystom, którzy padli ofiarami nazistów.
Obejrzeliśmy też instalację artystyczną francuskiego artysty
Christiana Boltanskiego przedstawiającą w formie katalogu bibliotecznego
nazwiska niemieckich parlamentarzystów od początku istnienia Reichstagu po
dzień dzisiejszy. Jedynie okres dyktatury hitlerowskiej, jako okres bez
demokratycznych wyborów, przedstawiony jest jako czarny prostokąt. Nie powinno
nas jednak zdziwić nazwisko Adolfa Hitlera i innych członków NSDAP, ponieważ
przed przejęciem władzy zostali oni wybrani do Reichstagu w demokratycznych
wyborach.
Dotarliśmy na górę, gdzie nad salą plenarną mają swoje
siedziby poszczególne kluby parlamentarne i w końcu wjechaliśmy windą na dach
budynku, gdzie ku żalowi naszych pań, nasz przewodnik nas pożegnał. Tam
pobraliśmy audioprzewodniki w języku polskim i zaczęliśmy się powoli wspinać na
szczyt kopuły. Co kilka metrów głos w słuchawkach informował nas co akurat
możemy zaobserwować przez szyby szklanej kopuły, a zobaczyć można faktycznie
wiele, co warto zrobić.
Po opuszczeniu Reichstagu wróciliśmy pod Bramę Brandenburską
i na Pariser Platz, który, podobnie jak Alexanderplatz, wcale mi się nie
spodobał, ponieważ jest otoczony komunistycznymi wielopiętrowymi budynkami bez
stylu. Podeszliśmy również do placu pokrytego betonowymi sześcianami, który
jest memoriałem ofiar Holokaustu. W drodze powrotnej na parking przed
Reichstagiem zatrzymaliśmy się raz jeszcze przed Bramą Brandenburską, skąd
podziwialiśmy perspektywę Tiergarten z Kolumną Zwycięstwa w centrum (Siegessäule
to pomnik zwycięstwa Prus nad Danią (1864), Austrią (1866) i Francją (1871),
które doprowadziły do zjednoczenia Niemiec pod hegemonią Prus.
Spod Reichstagu Ronnie zawiózł nas do swojej ulubionej
indyjskiej restauracji na Oranienstraße, a więc w miejscu, przez które już
przechodziliśmy, bo to tam znajduje się Centrum Judaizmu i stara poczta, ale
podczas naszej uprzedniej tam bytności nie zdawaliśmy sobie np. sprawy z tego,
że mijana przez nas wielka rudera pokryta graffiti to jeden z najsłynniejszych
berlińskich squatów znanych nie tylko z tego, że zamieszkiwali go bezdomni, ale
również z alternatywnych wydarzeń artystycznych. Niestety kilka tygodni
wcześniej squat zamknięto z udziałem policji i władz miasta.
Amrit & Mirchi to sieć berlińskich restauracji, z których te
o nazwie Amrit oferują kuchnię indyjską, zaś Mirchi singapurską. My usiedliśmy
w Amrit, lokalu z daleka przyciągającego wzrok słonecznymi odcieniami żółci i
złota. Zamówiliśmy ryż, surówkę (akurat ta nie była niczym nadzwyczajnym – po
prostu talerz pokrojonych warzyw) oraz dania główne – każdy zamówił inny rodzaj
mięsa w sosie (trzy rodzaje curry z kurczakiem i jeden z jagnięciną). Ryż
podano w dwóch misach, natomiast przed każdym z nas postawiono pusty talerz,
tak że mogliśmy sobie nakładać dowolną ilość ryżu oraz częstować się nawzajem
swoimi indyjskimi „potrawkami”. Dla tych, którzy jedli ostre wersje sosu (tylko
moja żona zamówiła wersję łagodną), zbawieniem okazał się napój o nazwie
mango-lassi sporządzony ze zmiksowanego mango, jogurtu i czegoś jeszcze, ale
nie wiem czego. W każdym razie, kiedy spróbowałem przygotować ten napój, który
w berlińskiej restauracji wydał mi się „niebem w gębie”, w domu, ani razu nie
udało mi się zbliżyć do tego smaku. Jedną z przyczyn porażek był rodzaj mango,
które w naszych sklepach są sprzedawane w stanie raczej niedojrzałym.
Po orientalnej uczcie pojechaliśmy nad Sprewę, gdzie
weszliśmy (UWAGA!) za darmo do muzeum będącym rekonstrukcją przejścia
granicznego między Berlinami – tzw. Tränenpalast, czyli „pałac łez”. Tuż za
nim znajduje się dworzec Friedrichstraße, z którego pociągi zabierały
szczęśliwców na wolną stronę. Na uwagę zasługuje gablota poświęcona Rolandowi
Jahnowi, który został zaaresztowany w 1982 roku za publiczne pokazanie flagi z
napisem „Solidarność”. Rola polskiego związku zawodowego w obaleniu bloku
komunistycznego jest również przedstawiona.
Pod wieczór pojechaliśmy do cytadeli Spandau, po której
dziedzińcu się przespacerowaliśmy. Drogę powrotną Ronnie obrał przez
Siemensstadt, osiedle z XIX wieku (do Berlina włączone w 1920 r.), które oprócz
domów mieszkalnych, mieści w swoim obrębie ogromne gmachy fabryk i biurowców
firmy założonej w 1847 r. przez Wernera von Siemensa i Johanna Georga Halske.
Miałem mieszane uczucia jadąc między wielopiętrowymi budynkami z logo firmy na
szczycie lub froncie fasady, ponieważ z jednej strony ogarnął mnie wielki
podziw dla ludzi, którzy nie tylko tę firmę założyli, ale również tych, którzy
kierują nią dzisiaj, bo przecież fabryki Siemensa nadal pracują pełną parą i
dają utrzymanie tysiącom pracowników, w przeciwieństwie do firm polskich,
których już po prostu nie ma, a ludzie muszą szukać pracy na obczyźnie. Z
drugiej strony przypomniała mi się historia wrogiego przejęcia wrocławskich
zakładów elektronicznych ELWRO z 1993 roku, kiedy to Siemens po „udanej
prywatyzacji” polskiej firmy, po prostu ją zamknął, wywiózł maszyny, a budynki
(postawione w latach 80.) zrównał z ziemią i lekko mną zatrzęsło. Tak czy
inaczej, Siemens nadal należy do światowej czołówki i podziw należy się tym,
którzy potrafią przypilnować, żeby to się nie zmieniło.
Do Gosen wróciliśmy stosunkowo późno, ale nikt nie miał
ochoty na kolację po obfitym obiedzie w Amrit, którego połowę i tak kazaliśmy
hinduskiemu kelnerowi zapakować na wynos. Ta niedziela była niezwykle
kształcąca i dała mi wiele do myślenia.
Reichstag, czyli siedziba Bundestagu - zabytkowa fasada
Na granicy między Berlinem Wschodnim a Zachodnim - tutaj stał mur
Krzyże upamiętniające zastrzelonych uciekinierów z Berlina Wschodniego
Indyjska wycieczka fotografująca się z "przebierańcami"
To tam wspiął się swego czasu Janek Kos ;)
Brama Brandenburska
Kolejni "przebierańcy" w mundurach aliantów
Uliczny sprzedawca precli
Sala obrad Bundestagu
Kopuła daje wielkie oszczędności energetyczne oraz oświetla salę Bundestagu
Rosyjskie graffiti żołnierzy sowieckich z 1945 r.
Dr Sebastian B., nasz przewodnik pokazuje nam przedwojenne zdjęcia
Makiety: Reichstagu i okolicy
Sala z księgami parlamentarzystów aresztowanych i zamordowanych przez nazistów
Christian Boltanski, Archiwum niemieckich posłów
Oryginalny tunel, przez który hitlerowcy dostali się do Reichstagu, żeby go podpalić
Na tym poziomie znajdują się siedziby klubów parlamentarnych poszczególnych partii politycznych
W kopule i przy kopule
Brama Brandenburska od zachodniej strony
Perspektywa z widokiem na Kolumnę Zwycięstwa
Nie wiem, jak nazywa się ten pojazd, ale jest bardzo zabawny
Pomnik pomordowanych Żydów Europy
Squat na Oranienstraße
Indyjska restauracja Amrit na Oranienstraße
Tuż obok można kupić takie ubrania...
"Pałac łez", czyli przejście graniczne przy dworcu Friedrichstraße
Gablota poświęcona m.in. fascynacji enerdowskich opozycjonistów polską "Solidarnością"
Takim napisem komunistyczne Niemcy wschodnie straszyli swoich rodaków z Zachodu
Kto przeszedł przez tę "budkę", ten był już w enklawie wolnego świata
Albrecht Niedźwiedź, margrabia brandenburski
Posągi średniowiecznych rycerzy na terenie Cytadeli Spandawskiej - nie wiem, czy mają służyć jako eksponaty, czy też jest to jakiś swoisty "magazyn" posągów
Ozdoba mostu na fosie Cytadeli w kształcie pikielhauby i znane nam już z drugiego dnia zwiedzania kłódki, od których kluczyki wrzucono do wody...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz