Ostatni pełny dzień naszego pobytu w Berlinie poświęciliśmy
na spokojne odwiedzenie niektórych miejsc, w których już byliśmy. Na początek
zaplanowaliśmy podjechać na Savignyplatz, co okazało się nie takie proste,
ponieważ S-Bahny ze stacji Zoologischer Garten nie jeździły z powodu remontu
torów. W związku z tym przeszliśmy się piechotą ulicami, których wcześniej nie
znaliśmy, mijając m.in. muzeum erotyki Beaty Uhse, a następnie Theater des
Westens, na którym afisz zachęcał do obejrzenia musicalu Tanz der Vampire. Na
uwagę wg mnie zasługiwał fakt, że teatr był czynny w lipcu, a więc w czasie,
kiedy polscy teatromani są pozbawieni możliwości zobaczenia jakiegokolwiek
spektaklu, mimo, że sami akurat mają więcej wolnego czasu.
Na Savignyplatz ciągnęła mnie przede wszystkim księgarnia
przy Knesebeckstraße, gdzie można również nabyć kolekcjonerskie miniaturowe
figurki pruskich żołnierzy (wyglądające zupełnie jak „żołnierzyki”, jakie można
było w latach mojego dzieciństwa nabyć w kiosku „Ruchu”) w cenie od 200 do 400
euro za sztukę. Niemniej ta sama „pruska” księgarnia oferowała również
antykwaryczne książki w cenie od jednego do czterech euro. Za 2,5 euro nabyłem
więc Erinnerungen des Kronprinzen Wilhelm, wydanie z 1922 roku.
Do pełnej satysfakcji brakowało mi tylko obiadu –
wyjechaliśmy z Gosen dość późno, ponieważ nigdzie nam się nie spieszyło.
Usiedliśmy więc w ogródku „knajpy”-restauracji reklamującej się wizerunkiem
grubej kobiety z papierosem w ustach, która prawdopodobnie symbolizowała Dicke Wirtin („grubą gospodynię”) z
nazwy lokalu. Skusiło mnie „danie dnia”, jakim był typowy niemiecki chłodnik z
ogórków. „Zimna zupa ogórkowa” to danie, które sobie przypomniałem z jakiegoś
niemieckiego filmu (niestety nie pamiętam tytułu), którego bohaterką jest
kobieta zatrudniona przez hitlerowską szychę partyjną. Niezbyt zna się na
kuchni, czego dowodem jest, że podaje zupę ogórkową na ciepło, czym wśród gości
swojego pracodawcy wywołuje zdziwienie, śmiech lub oburzenie. Mnie w związku z
tym filmem zdziwiło z kolei to, że dla Niemców „normalna” zupa ogórkowa musi
być na zimno. Teraz miałem okazję skosztować tej potrawy, w której oprócz jogurtu
i śmietany oraz oczywiście ogórków można było wyczuć czosnek i koper. Na drugie
danie zamówiłem „obiad ze szkolnej stołówki”, a mianowicie pulpety z
ziemniakami w białym sosie i buraczki. Od „stołówkowego” moje danie różniło się
tym, że na moim talerzu znajdowały się trzy spore kulki mięsne, zaś sos
zawierał kapary. Generalnie jednak ten posiłek przypomniał mi, że jednak żyjemy
na tej samej szerokości geograficznej i gusta kulinarne naszych narodów nie są
znowu tak bardzo rozbieżne.
Z Savignyplatz podjechaliśmy pod Bramę Brandenburską,
ponieważ koniecznie chciałem się przespacerować aleją Unter der Linden, po
której dość często przechodził Maksymilian Aue, bohater powieści Jonathana
Littela, Łaskawe. Jest to
przedłużenie Pariser Platz i prawdopodobnie przed wojną była to ulica pełna
uroku. Obecnie stanowi przedłużenie Pariser Platz również w sensie
architektonicznym. Jedyną atrakcją tej ulicy są ambasady, w tym szczególną
uwagę zwraca ambasada rosyjska, będąca po prostu kontynuacją ambasady sowieckiej,
więc i budynek jest pełen bolszewickich ornamentów.
Po zakupie pamiątek z czystym sumieniem podjechaliśmy
S-Bahnem do Dworca Głównego, gdzie po raz ostatni spojrzeliśmy na Reichstag i
skąd wyruszyliśmy RE1 do Erkner. Z okien pociągu udało mi się zrobić zdjęcie muzeum
Barbie oraz, już nieco dalej, „szalonego domu” zaprojektowanego przez
architektów z fantazją.
W Erkner okazało się, że autobus do Gosen będzie za ponad
pół godziny, więc postanowiliśmy przejść kilka przystanków w obrębie miasteczka
piechotą. Minęliśmy więc erknerski ratusz, zegar kwietny zainstalowany pod
porośniętym kwieciem klombem, oraz kościół ewangelicki i zegar słoneczny
umieszczony przed nim. Kościół Genezareth zasługuje na szczególną uwagę z tego
względu, że tablica informacyjna na temat historii Erkner oraz samej świątyni
zawiera tekst w trzech językach: niemieckim, angielskim i … polskim, a
właściwie niemieckim, polskim i angielskim, bo taka jest kolejność. Sam nie
wiem, czym to tłumaczyć, bo chyba nie wielką liczbą Polaków na terenie dawnej
NRD?
Po powrocie do Gosen udaliśmy się do miejscowej galerii
handlowej, gdzie w miejscowym „Realu” zrobiliśmy zakupy prowiantu i wody
mineralnej na następny dzień.
We wtorek 16 lipca wstaliśmy wcześnie rano, ponieważ nie
mieliśmy pewności, jak zgrają nam się wszystkie przesiadki i czy zdążymy na
naszego Polskiego Busa na lotnisku Schönefeld. Możliwe, że gdybyśmy wyjechali
później, spokojnie byśmy zdążyli, ale woleliśmy nie ryzykować. Wszystkie przesiadki
przeszły gładko. W Erkner wsiedliśmy do kolejki S3, która kończy swój bieg na
stacji Ostkreuz. Stamtąd po kilku minutach zabrał nas S9 i dowiózł prosto na
lotnisko. Tam mieliśmy jeszcze ponad godzinę do odjazdu naszego autokaru, więc
poplątaliśmy się po lotnisku i wypiliśmy kawę.
Większość miejsc w Polskim Busie, który wyjeżdżał z centrum
Berlina, była już wypełniona naszymi rodakami, podobnie jak my wracającymi do
kraju. Wi-fi działało dość długo, choć na trasie zdarzały się przerwy. Podróż
przebiegła szybko i sprawnie. Wysiadłszy na dworcu Łódź Kaliska mieliśmy
wrażenie, jakbyśmy dopiero co z niej odjeżdżali.
Berlin, mimo, że nie jest to miasto, które by wzbudzało we
mnie tyle pozytywnych emocji, co Londyn, Paryż, Rzym, czy nawet Praga, zrobił
na mnie duże wrażenie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie zobaczyliśmy
jeszcze wielu rzeczy, które w Berlinie zobaczyć warto. Niemniej to, co sobie
zaplanowaliśmy, wykonaliśmy w stu procentach. Na dodatek dzięki Ronniemu
zobaczyliśmy też wiele miejsc, których odwiedzenia wcale nie planowaliśmy, za
co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Refleksjami nad tym wszystkim, czego się
nie zawsze da pokazać na zdjęciach, podzielę się w najbliższym czasie.
Budynek z charakterystycznym "żaglem" na dachu - niestety nie odkryłem jego przeznaczenia
Muzeum erotyki Beaty Uhse przy Kanstraße
Theater des Westens zapraszający na Taniec wampirów
"Pruski" antykwariat z książkami i cynowymi figurkami
Knajpa "Dicke Wirtin"
Jestem bardzo rad ze swojego obiadu :)
Pożegnanie z Savignyplatz
Ambasada rosjska przy Unter den Linden
Ostatni rzut oka na Reichstag z peronu Dworca Głównego
Muzeum Barbie - z okien pociągu
"Krzywy dom" z okien pociągu
Erkner - Dämeritzsee
Erknerski ratusz
Erkner - kwietny zegar
Ewangelicki kościół Genezareth...
... i informacja o nim, jak i w ogóle o Erkner
Zegar słoneczny przed kościołem w Erkner
Pożegnanie z Berlinem, za godzinę zabierze nas stąd Polski Bus
Po przeczytaniu notki mam chęć pojechać do Berlina! Bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie! http://dziennik-filologa.blogspot.com/