Właśnie po raz kolejny oglądam na Viasat
History film dokumentalny o Czyngis-chanie. Nie mogę się nadziwić komentarzom
napisanym prawdopodobnie przez historyków, którzy czym bardziej od nas odległe
czasy opisują, tym bardziej wyrozumiali się staja wobec ludobójców i wszelkich
drani. Otóż, w komentarzu na temat okrutnej rzezi mieszkańców Pekinu od razu
przechodzi się do peanu na cześć pozytywnej działalności Czyngis-chana w
Karakorum, gdzie był mecenasem wszystkiego co dobre, od sztuki po służbę
zdrowia.
Już jako student historii
zetknąłem się z próbami wybielania Kaliguli czy Nerona, którzy z całą pewnością
wznosili piękne budowle, czy dbali o sprawną administrację państwa. A to, że
mordowali swoich wrogów politycznych w często niezwykle wyszukany w swym
okrucieństwie sposób, to… no cóż… Nikt nie jest doskonały.
Neron zresztą musiał być niezłym
populistą, skoro po jego śmierci pojawiło się kilku samozwańców podających się
za niego, zaś lud rzymski z wielką nadzieją przyjmował wieści o powrocie swojego
ulubieńca.
Takie myślenie historyków
nieustannie mi przypomina, że całkiem niewykluczone, że za jakieś trzysta lat,
a niewykluczone, że dużo wcześniej, może nastąpić wybielenie Hitlera, który
przecież w samych Niemczech zapewnił wszystkim pracę, budował autostrady i
przyczynił się do wzrostu dobrobytu sfrustrowanych traktatem wersalskim i
wielkim kryzysem gospodarczym Niemców. Stalina wielu chciałoby wybielić już
dziś.
Z upływem czasu, wraz z
zapomnieniem niewyobrażalnych cierpień mordowanych i torturowanych ludzi
historycy zaczynają „doceniać” to, co masowi mordercy zbudowali lub
sponsorowali. Świadczy to tylko o tym, że tzw. obiektywizm potrafi być
potworny.
Nikt mi nie powie, że inwestycje
w Karakorum i dbałość o własnych mongolskich wojowników w jakikolwiek sposób
równoważy cierpienie mordowanych ludzi w Chinach, Persji czy na Rusi. Chyba, że
zrelatywizujemy wartość ludzkiego życia. Wtedy faktycznie dobrobyt Mongołów być
może wart był milionów istnień ludzkich innych narodowości, tak samo jak
dobrobyt Niemców wart był śmierci milionów przedstawicieli innych narodów.
Cynicznie muszę przyznać, że
jestem pesymistą co do możliwości utrzymania trwałego pokoju na całym świecie i
ochrony życia wszystkich mieszkańców naszej planety. Ten mój brak wiary w
możliwość rozwiązań dobrych dla wszystkich nie może się jednak przerodzić w
świadome przyzwolenie na praktyki powszechnie uznane za podłe, okrutne i
antyludzkie. Relatywizowanie masowych mordów choćby przez wymienianie jednym
tchem zaraz po nich działalności pozytywnej owych mordów sprawcy napawa mnie
niesmakiem, a wręcz przerażeniem. Uważajcie, co piszecie i co wygadujecie,
bracia historycy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz