czwartek, 25 października 2012

O patriotyzmie raz jeszcze



Wszyscy wiemy, że zmianie ulegają języki i pewnie dzisiaj z trudem byśmy się porozumiewali z naszymi przodkami z czasów Kazimierza Wielkiego, a z tymi z czasów Mieszka I byłoby pewnie jeszcze trudniej. Zmiany w języku można zaobserwować dosłownie w przeciągu jednego życia ludzkiego. Wszyscy obserwujemy zmianę słownictwa, jakim się posługują dziennikarze, a zaraz po nich również my, choćby profesorowie Bralczyk i Miodek wyrywali sobie włosy z głów. To, że technika stała się technologią nie przynosi większej szkody społecznej (w czasach mojej młodości „technologia” była pojęciem węższym i dotyczyła jedynie procesu z jednej dziedziny produkcji). Użycie słowa „spolegliwy” w znaczeniu „uległy, potulny” drażni mnie jak diabli, ale przeżyję (prawdziwe znaczenie tego słowa to „ten, na którym można polegać”).

Czasami nadużywanie pewnych słów przez grupy mało akceptowane przez większość społeczeństwa może prowadzić do „zbezczeszczenia”  słowa i odebrania mu jego pierwotnego zupełnie neutralnego znaczenia. M.in. tak się stało ze słowem „rubber” (guma/gumka) w amerykańskim angielskim, który tak silnie zaczął się kojarzyć z prezerwatywą, że przestano go używać w znaczeniu „gumka do ścierania”, bo pruderyjnym Amerykanom zaczęło się to jednoznacznie kojarzyć.

Pewne słowa są zawłaszczane przez pewne grupy do tego stopnia, że roszczą sobie one monopol na używanie tych słów. Teraz rzecz w tym, czy o te słowa należy walczyć i nie pozwolić ich sobie odebrać, czy też odpuścić, i wręcz zacząć się z nich wyśmiewać. Wyobraźmy sobie oto, że np. stalker (chyba jeszcze nie wymyślono polskiego słowa na tę przypadłość), czyli człowiek wystający dniami i nocami przed domem osoby, którą rzekomo kocha, nęka ją w ten sposób i prześladuje, bo nie umie nawiązać normalnego kontaktu, twierdziłby, że to, co on czuje to jest prawdziwa miłość. Wszyscy widzimy, że zachowanie stalkera jest chore, ale zamiast starać mu się wytłumaczyć, że to co on robi to nie jest żadna miłość, bo akurat my definicję miłości pojmujemy lepiej, nagle zaczynamy utożsamiać słowo miłość ze stalkingiem. Po pewnym czasie zaczynamy wyśmiewać się już nie ze stalkingu, ale z miłości, a jak chcemy komuś dokuczyć, mówimy, że na pewno jest zakochany (a na myśli mamy nieszczęsnego zboczeńca prześladującego kobiety). Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić taką sytuację? Może z trudem, ale ona jest całkiem możliwa.

Dokładnie to samo dzieje się obecnie ze słowem patriotyzm. Niedawno pisałem o tym, że ja patriotyzm w obecnych czasach pojmuję jako najlepiej pojętą obywatelskość. Chodzi mi o obywatelskość polską czyli lojalność i gotowość pracy na rzecz wspólnego dobra innych obywateli Polski. Nie jestem żadnym ksenofobem, inne nacje szanuję, a nawet bardzo lubię, ale wiem, że mój interes związany jest z tą a nie inną wspólnotą i dlatego włączam się do działań na rzecz tejże wspólnoty. Oczywiście wiąże się to z przywiązaniem do języka i kultury, ale nie jest agresywne ani wykluczające. Oczywiście nie jestem wolny od obaw wobec polityki innych państw, które mogą mieć akurat zupełnie inny interes od naszego, ale nie karmię się na co dzień jakimś chorobliwym strachem czy nienawiścią wobec innych. Tak pojmuję patriotyzm i tak bym chciał, żeby to pojęcie rozumieli inni. To, że są i tacy, którzy nie potrafią inaczej, jak tylko doszukiwać się na siłę wrogów, a więc potrzebują czynnika negatywnego, żeby na jego tle błyszczeć własnym patriotyzmem, nie powinno odzierać słowa patriotyzm ze znaczenia, które to my mu nadaliśmy.

Tymczasem „dziarscy chłopcy” z „Szewców” Witkacego, którzy z pewnością patriotyzm pojmują jako metodę do podniesienia samooceny, a także wywyższania się kosztem innych, widząc i słysząc słowo „patriotyzm/patriota” pisane czy wypowiadane jedynie w znaczeniu ironicznym (jako satyrę na siebie właśnie), wcale nie odbiorą ich jako satyry na siebie, ale jako akt wrogi wobec samego patriotyzmu. No dobrze, ktoś może powiedzieć, pal licho „dziarskich chłopców”, w końcu trudno jest dotrzeć do wnętrza ich umysłu i przekonać ich, jak bardzo się mylą. Problem w całej masie ludzi zdezorientowanych, którzy obserwując faszyzujących „patriotów” (celowo użyłem cudzysłowu, a niestety satyrycy o tym zapominają) z jednej strony, a z drugiej prześmiewców, czy choćby takich, którzy uważają udowadnianie komuś, że są patriotami, za poniżej swojej godności, więc wolą milczeć, mając w pamięci lekcje literatury polskiej i polskiej historii, mogą zacząć myśleć, że tu naprawdę chodzi o walkę patriotyzmu z nihilizmem. Jeżeli na dodatek patriota, który chce się odżegnać od „patriotów” faktycznie przestaje z nihilistami jawnie okazującymi pogardę dla wszelkich norm społecznych, wtedy faktycznie klaruje się czarno-biały obraz, który niczemu dobremu nie służy, a już najmniej patriotyzmowi.

Bezmyślne wyśmiewając się z samej idei patriotyzmu przy okazji krytyki agresywnych nacjonalistów wylewamy dziecko z kąpielą i tracimy bezpowrotnie szansę na zbudowanie wspólnoty na pozytywnych wartościach. W ten sposób np. rząd, który jest kompletnie nieudolny, może się utrzymać przez długi czas u władzy, ponieważ patrioci, choć widzą, że coś jest nie tak, nigdy w życiu nie pójdą ramię w ramię z „patriotami”, zaś „patrioci” nie chcą mieć nic wspólnego z „lewakami”. Jesteśmy do tego stopnia ogłupieni grą słów, że na planie rzeczywistym każdy cwaniak może z nami zrobić co chce, bo i tak wie, że kłócić się będziemy najwyżej o nazwy.

Istnieją rzeczy, które należy załatwiać po kolei i łączyć się w sojusze w celu ich załatwienia niezależnie od poglądów w sprawach innych. Przy dążeniu do kolejnych celów możemy się znaleźć w zupełnie innych konfiguracjach. Natomiast to, że faktyczni faszyści czy osoby faszyzujące (tutaj kryterium oceny może być bardzo różne) zawłaszczają słowo patriotyzm, nie powinno powodować, że przestajemy wierzyć w sens działania na rzecz własnego kraju i zamieszkujących go ludzi. W ten sposób faktycznie oddalibyśmy pojęcie patriotyzmu walkowerem, a agresywni frustraci cieszyliby się podwójnie z uzyskanego monopolu na to słowo.

1 komentarz: