poniedziałek, 1 października 2012

O marszu, pewnym liście do gazety i o telewizji



Z pewnymi ugrupowaniami politycznymi i ze środowiskiem dziennikarskim związanym z nimi prawdopodobnie nigdy nie będzie mi po drodze ze względów światopoglądowych. Ze sceptycyzmem przyglądałem się manifestacji w Warszawie, choć ludzi, którzy na nią się udali doskonale rozumiem. Z wypowiedzi uczestników nadanych w oficjalnej, państwowej TVP, jasno wynikało, że mają dosyć nędzy, wyrzucania ich poza margines godziwego życia, a przy tym mają dosyć polityki mediów, które pomimo braku cenzury, działa tak, jakby pewne zjawiska można było zlekceważyć, czyli niejako stosuje autocenzurę, a wszystko po to, żeby było lekko, łatwo i przyjemnie. Kiedy w końcu telewizja marsz niezadowolonych pokazała, też nie dogodziła opozycji, bo komentarze były nie po jej myśli. Najbardziej natomiast dostało się Piotrowi Kraśce, którego wizerunek osobiście lubię (wizerunek, bo człowieka po prostu nie znam), bo jest jednym z nielicznych „celebrytów”, który sprawia bardzo sympatyczne wrażenie – potrafi być grzeczny i ujmujący. Ot, taki wzorowy uczeń, prymus – jeden z tych, których lubią nauczyciele. Nie wiem ile jest winy jego samego w tym, że wcześniej o marszu w obronie Telewizji TRWAM w Wiadomościach nic nie powiedziano, ale fakty są takie, że widać jak na dłoni, że kierownictwo programów informacyjnych telewizji publicznej pewne tematy woli zbagatelizować lub wręcz zignorować, wychodząc z całkiem zresztą słusznego założenia, że jeżeli o czymś się w mediach nie mówi to i ludzie o tym nie myślą i nie komentują. Zjawisko, które nie pojawiło się w telewizji, po prostu albo nie istnieje, albo jest godne jedynie wzruszenia ramion.

Podobnie dzieje się z ruchem Pawła Kukiza, do którego się przyłączyłem, na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych. Temat w mediach oficjalnych nie istnieje. Oprócz wywiadu w Superstacji i udziału w talk-show w TVN, w których pojawił się Paweł Kukiz, w mediach panuje na ten temat idealna cisza.

Marsz w obronie miejsca na multipleksie TV TRWAM, bo przecież nie chodzi tu wcale o obronę samej tej stacji, gdyż nikt jej nie likwiduje, jakby mogło wynikać z przekazu manifestantów (manipulacja, manipulacja – bo manipulują wszyscy!) jakoś mnie nie absorbuje, ponieważ akurat to medium, jako głoszące przede wszystkim światopogląd swoich mocodawców i szefów, jest wg mnie takim samym manipulatorem, jak każde inne, choćby z tego względu, że z góry zakłada, że możliwe jest urodzenie dziecka przez dziewicę i szereg innych zjawisk, które kłócą się z podstawami zdrowego rozsądku. Ponieważ demokracja i tolerancja to są wartości, którym hołduję, uważam, że tacy ludzie też powinni mieć prawo głosić swoje poglądy, zwłaszcza za własne pieniądze.

Adam Hofman niekoniecznie ma prawo porównywać obecne Wiadomości z komunistycznym Dziennikiem Telewizyjnym, bo on tego dziennika z racji swojego wieku pamiętać nie może, ale ja, jak myślę, mam, bo doskonale pamiętam. Otóż długo odpędzałem od siebie myśl lansowaną przez środowiska pisowskie, że obecna telewizja uprawia iście gierkowską propagandę sukcesu. Niestety przypatrując się choćby samej selekcji informacji do wyemitowania widać jak na dłoni, że dziennikarza zajmują się rzeczami, które mają na celu budować stan błogiego samozadowolenia wśród społeczeństwa. A to mamy informacje o Lechu Wałęsie, czyli polityku, którego tak naprawdę od dawna nikt nie traktuje poważnie, a to o pani Henryce Krzywonos, która jakiś czas temu została ogłoszona oficjalną legendą „Solidarności”, a to o pochwałach Donalda Tuska ze strony jakiegoś gremium Unii Europejskiej. Same sukcesy! No, nie jest do końca tak różowo, bo jednak trzeba się już zacząć trochę asekurować i przygotować trochę społeczeństwo na trudności bytowe, jakie mają nadejść, ale przecież za komuny też zapowiadano podwyżki cen w telewizji. O katastrofach i klęskach żywiołowych też mówiono. Tylko strajki w Gdańsku przez dobry tydzień nie były strajkami, tylko „przerwami w pracy”. Jeśli chodzi o podaż taniej rozrywki, TVP wróciła do starych dobrych gierkowskich czasów (bo niestety za Jaruzelskiego to była straszna siermięga).

Myślę sobie „Kto daje się nabierać na ten matrix?” Owszem pamiętam z lat komuny takich, którzy wierzyli telewizyjnej propagandzie – miałem takich ludzi wśród najbliższej rodziny. Wydawałoby się jednak, że 23 lata po upadku komunizmu już takich naiwnych ludzi nie ma. Okazuje się jednak, że są i nie jest ich wcale mało.

Koleżanka na facebooku umieściła link do listu, jaki niejaka Anna napisała do „Gazety Wyborczej” http://wyborcza.pl/1,126764,12573931,Dlaczego_chcecie_mi_zabrac_moja_dume_z_Polski___LIST_.html

Zacząłem czytać ten tekst i z każdą linijką utwierdzałem się w przekonaniu, że pisał to ktoś albo pozbawiony zdolności sądzenia, albo wesoło podchmielony, albo upalony marihuaną. Kobieta czuje się odzierana przez protestujących z dumy z państwa polskiego. Jak można być dumnym z państwa, skąd młodzi i starzy masowo uciekają za granicę, ponieważ nie mają w nim żadnych perspektyw, z państwa, gdzie emeryci jedzą raz dziennie, bo ich nie stać na jedzenie, a w każdej chwili grozi im eksmisja z mieszkania? Jak można być dumnym z państwa, gdzie oficerowie i podoficerowie zawodowej armii muszą sobie dorabiać jakimiś cywilnymi fuchami, jednostek wojskowych strzegą prywatne firmy ochroniarskie (kiedy o tym piszę przypomina mi się skecz Monty Pythona, kiedy to dwóch mafiosów proponuje dowódcy jednostki wojskowej ochronę – ale już sam pomysł jest dlatego śmieszny, bo właśnie absurdalny – u nas, jak się okazuje, całkiem realny), gdzie nie ma żadnej ochrony przeciwlotniczej, gdzie doświadczonych oficerów po misjach w Iraku i Afganistanie zwalnia się z pracy bez ich woli w tym kierunku? Jak można być dumnym z kraju, gdzie istnieją całe obszary nędzy, strukturalnego bezrobocia i wszechogarniającego poczucia niemocy?

Jedyne skojarzenie co do autorki listu, jakie przychodzi mi do głowy, to blondynka z dowcipów, która sama akurat ma w życiu dobrze i nie chce dostrzegać otaczającej jej rzeczywistości.

Na warszawski marsz się nie wybierałem, bo mi nie po drodze ani z Jarosławem Kaczyńskim i PiSem, ani z TV TRWAM. Nie wiem jakie jest zdanie księdza Tadeusza Rydzyka na temat jednomandatowych okręgów wyborczych, ale wiadomo, że PiS jest przeciw, ponieważ jest to partia, której nie tyle zależy, żeby wygrała demokracja, tylko ona sama i jej wódz. Tak samo było zresztą przed wojną – piłsudczycy uważali, że racja musi być po ich stronie i nie wahali się egzekwować tej idei przy pomocy metod z demokracją nie mających nic wspólnego. Strasznie skarżyli się na to endecy, bo że niby oni byli takimi demokratami (no, w nazwie demokrację mieli), ale ich idea również nie zakładała branie pod uwagę głosu każdego obywatela RP. Jak już kiedyś pisałem, tak naprawdę demokracja nie jest ideą, z którą się rodzimy. Rodzimy się z poczuciem, że świat ma być urządzony po naszej myśli. Wychowani jednak w propagandzie demokracji sami sobie wmawiamy, że nam na niej zależy. Niech się każdy przed sobą przyzna, czy nie wolałby całkowicie wyeliminować (no oczywiście nie chodzi o fizyczną eksterminację) opozycji i spokojnie realizować swój „jedynie słuszny” plan? Tak jesteśmy skonstruowani, dlatego więc budując demokrację, musimy się liczyć również i z tym, że władzę mogą objąć ludzie, których nie lubimy. Przy tym, do czego obecnie doszło na polskiej scenie politycznej, czyli przy tak ostrej jej polaryzacji, nikt nie chce ryzykować oddania decyzji w ręce obywateli. Dlatego uważam, że cały obecny układ musi zniknąć – nie od razu, bo to niemożliwe, ale on się musi rozpłynąć w nowych strukturach i w nowym rozdaniu przy nowej ordynacji wyborczej.

4 komentarze:

  1. Akurat z racji zainteresowania jednym z poruszonych tematów muszę jedną rzecz podważyć.

    Medialny przekaz o firmach ochroniarskich pilnujących bram jednostek wojskowych też był jednoznaczny - że to głupie, że wojsko nie potrafi ochronić się samo. Ale to nie takie proste. Media przeinaczyły cały kontekst sytuacji.

    Żadna z BOTów czy innych jednostek dawniejszej zasadniczej nie używa i nie będzie używać firm ochroniarskich do strzeżenia terenu. Ani nie byłoby na to pieniędzy, ani nie miałoby to większego sensu.

    Natomiast prawdą jest, że teren specjalnych jednostek wojskowych takich jak 6BDSZ, PSK, dawnej FORMOZY, V Wydziału Realizacji ABW mającego ośrodek szkoleniowy na terenie mazur i osławiony GROM korzystają z firm ochroniarskich do pilnowania terenu. Czas żołnierza jednostki specjalnej jest zbyt cenny, żeby tracić go na budkę strażniczą. W nich pakuje się miliony złotych na szkolenie, trzyma się specjalne diety i grafik treningów fizycznych, kursy obsługi wielu typów uzbrojenia etc. Gdyby jednostka musiała być powiększona o tych kilku żołnierzy, dlatego, że ktoś musiałby pilnować terenu - to dopiero byłoby marnotrawstwo pieniędzy!

    Przypominam też, że robi się tak na całym świecie. Xe ochrania 75th Rangers, Dyncorp ochrania SAS etc.

    Wniosek jest jeden. Pozory mylą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, jeśli jakiś dowódca jednostki chciał się poczuć "delta" i wynajął firmę ochroniarską to "odszczekuje" swoje słowa, wojskowych z przerośniętym ego jest pełno, ale o takim przypadku nie słyszałem.

      Usuń
    2. Wierzę na słowo, ale nawet w tych elitarnych jednostkach to jest chore. Uważam, że tych szkolących się na wysokim poziomie bojowym powinien chronić jakiś oddział wyszkolony w służbie wartowniczej. O tym, że firma ochroniarska nie jest najlepszym rozwiązaniem wskazuje ten incydent: http://wpolityce.pl/wydarzenia/7631-jednostki-wojskowe-sa-zle-chronione-na-teren-grom-bez-problemu-weszli-kontrolerzy-mon-symulujac-atak-terrorystow

      Usuń
  2. Kolejny ruch , który dałby kolosalne oszczędności to umieszczenie całej armii na Stadionie Narodowym bo akurat liczy tylu ludzi ile miejsc ma stadion i wynajęcie tylko jednej firmy ochroniarskiej a nie kilkudziesięciu .

    OdpowiedzUsuń