Wczoraj zamiast poniedziałkowego
teatru telewizji mieliśmy okazję obejrzeć test wiedzy na temat funduszy
unijnych. Atmosfera, podobnie jak poprzednich telewizyjnych testach, raczej
nieformalna i wręcz radosna. W telewizyjnym studiu politycy od prawa do lewa,
siedzący obok siebie i nieustannie się miło uśmiechający. Są też dziennikarze,
sportowcy i muzycy rozrywkowi. Obok Moniki Richardson, znanej z popularnego
przed kilku laty programu „Europa da się lubić”, który zresztą bardzo lubiłem,
jej dawni goście z tegoż programu, Kevin i Paolo. Pytania generalnie dość
łatwe, choć osobiście gdyby mi je ktoś zadał znienacka pewnie nie umiałbym na
wszystkie odpowiedzieć, ale ponieważ był to test wyboru, w wielu przypadkach
absurdalność odpowiedzi błędnych była tak wielka, że nie było żadnym problemem
wyłuskanie tej prawidłowej.
Jak co jakiś czas podkreślał
Maciej Orłoś, pytania o autentyczne absurdy zapisane w aktach prawnych UE
prawdopodobnie układał Piotr Kraśko, ten sam, którego chcą ostatnio zlinczować
dziennikarze wykluczeni z głównego nurtu, czyli z telewizji publicznej.
Marchewka jako owoc (bo Portugalczycy robią z niej dżem) czy ślimak winniczek
jako ryba lądowa (bo Francuzi chcą jego hodowlę dotować tak jak swoje
rybołówstwo – tak na marginesie, ciekawe, czy mogą na tym skorzystać polscy
eksporterzy winniczka). Żyjemy wszak w czasach niszczenia struktur logiki na
podstawowym poziomie, zaś politycy i urzędnicy, niczym buddyjscy mistrzowie
zen, zadają nam koany, czyli zagadki-paradoksy mające na celu zburzyć nasz
błogi letarg oparty na w klarownych (i ta klarowność to największa przeszkoda w
osiągnięciu oświecenia!) definicjach. Zresztą Unia Europejska nie jest tutaj
wyjątkiem. Wszak pamiętamy, że w USA pizza została oficjalnie i na mocy
ustanowionego prawa okrzyknięta warzywem.
Atmosfera rodzinnego pikniku to
coś, co chyba większość z nas lubi – ja na pewno – ale mam nieodparte wrażenie,
że wczorajszy test był swego rodzaju działaniem celowym, mającym na celu
uspokojenie nastrojów społecznych co do przyszłości samej Unii i naszej w niej
roli. Przy okazji, niejako mimochodem, rozprawiono się z rozpowszechnionym w
pewnych środowiskach mitem, że Unia Polskę doi i wyciąga z niej więcej, niż jej
daje. Jest to argument dość prymitywny, natomiast instrumentalna rola Polski w
polityce wielkich graczy polega na czymś innym.
W tym momencie nie mogę sobie
odmówić uwagi na temat błędu w sztuce, jaki często popełniają propagandyści, a
mianowicie przesady. Ja nie twierdzę, że pani Róża Thun miała jakiś
makiaweliczny plan mówiąc to, co powiedziała, ponieważ wierzę, że
autentycznie wierzy w to, co głosi, ale zawsze włącza mi się ostrzegawcze
światełko, kiedy ktoś przesadzi. Otóż to, że dzięki pieniądzom unijnym sporo
zbudowaliśmy to fakt i to fakt bardzo pozytywny. To, że ludzie dzięki projektom
unijnym dostali pieniądze na rozkręcenie własnego biznesu, to też pozytywny
fakt, choć osobiście znam cały szereg przykładów kompletnego marnotrawstwa tych
pieniędzy na projekty bzdurne i o krótkotrwałych konsekwencjach. Swobodne podróżowanie
po całej Europie to jest coś, co osobiście uwielbiam i uważam za największą
korzyść z naszego członkowstwa w UE. Wspomniana w programie możliwość pracy w
rozwiniętych krajach UE znowu przedstawiona jako wielki sukces i dobrodziejstwo
obudziło moją czujność, bo uważam, że rządy Polski dzięki temu stworzyły sobie
swoisty wentyl bezpieczeństwa pomagający im zdjąć z siebie odpowiedzialność za
lepszą organizację życia gospodarczego w kraju, ale powiedzmy, że był to zgrzyt
nieznaczny.
Wszystko poszłoby dość gładko i
iście po gierkowsku sielankowo, a ja nawet chętnie w tym momencie poddałbym się
tej atmosferze i został typowym lemingiem, gdyby nie pani Róża Thun, która z
wielkim i radosnym entuzjazmem powiedziała ni mniej ni więcej, tylko, że „my
nie tylko w Unii jesteśmy, ale my nią również rządzimy”. Oczywiście miała na
myśli to, że współrządzimy czyli wspólnie z największymi potęgami podejmujemy
decyzje o jej losach.
I, jak dla mnie, pani Róża
zepsuła cały efekt. Na fali zbiorowej hipnozy można ludziom wmówić niejedno,
ale powiadają, że nie wszyscy się tak łatwo poddają indukcji hipnotycznej. No
nie rządzimy w tej Unii, nie rządzimy. Mamy w niej naprawdę niewiele do
powiedzenia, a wystąpienia typu Radosław Sikorski w Berlinie, to popisy
harcerzyka przed starymi wyjadaczami. W Unii rządzi pani Angela Merkel i do niedawna pan Nicholas Sarkozy. Pan Hollande jest już wyraźnie graczem słabszym,
więc pozostaje pani Angela.
To, że pan profesor Jerzy Buzek przez
jakiś czas prowadził obrady Parlamentu Europejskiego nie znaczy nic. Jeżeli
natomiast udział pani Danuty Hübner w
Komisji Europejskiej uznać za objaw tego współrządzenia, to nie bardzo wiem,
czy jest się z czego cieszyć, zważywszy na szereg decyzji owej Komisji, które
zadziałały na niekorzyść obywateli Polski (zamknięcie stoczni, czy limity na
połów dorsza). Tak czy inaczej teza, że Polacy w Unii rządzą jest tak
naciągana, że od razu (przynajmniej w moim przypadku) zniweczyła cały efekt,
jaki robił na mnie ten skądinąd profesjonalnie przygotowany program.
Tymczasem warto zwrócić uwagę na realia. O Grecji wszyscy wiemy.
Słyszeliśmy też o Hiszpanii, Portugalii. Niełatwa jest sytuacja we Włoszech i
Irlandii. W samych Niemczech pojawia się coraz więcej głosów krytycznych wobec
finansowania krajów, które okazały się niegospodarne. Natomiast premier
Wielkiej Brytanii, David Cameron zapowiada na 2015 rok referendum na temat
wystąpienia z Unii Europejskiej (http://www.rp.pl/artykul/13,938073-Brytyjczycy-mysla-o-wystapieniu-z-UE.html
).
Całość Unii stoi pod wielkim znakiem zapytania, ale w tym samym czasie
europoseł Mikael Gustafsson pisze sprawozdanie pt. „W sprawie roli kobiet w
gospodarce ekologicznej” (http://www.rp.pl/artykul/937670-MaciWoda.html
). Osobiście znam co najmniej kilka jeszcze bardziej bzdurnych tytułów rozpraw
naukowych, ale to jest oficjalnie zaakceptowany przez Parlament Europejski
dokument, a dokumenty takie teoretycznie nie mają być jakimiś abstrakcyjnymi
rozważaniami szalonego intelektualisty, ale podstawą do lepszego funkcjonowania
konkretnych dziedzin życia i ludzkiej działalności. Nie wiadomo, czy śmiać się
czy płakać. Nie piszę tego jako eurosceptyk, czy ktoś kto życzy Unii źle. Wręcz przeciwnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz