czwartek, 21 czerwca 2012

Konferencja Żydzi Wschodniej Polski - impresja (2)


Dr Maciej Tramer tłumaczył się prawdopodobnie (nie mogę stwierdzić tego z całą pewnością, ponieważ na jego głównym wystąpienie nie dotarłem) z nazwania Lwowa polskim miastem, lub być może jedynie z niewystarczającego zaznaczenia, że Lwów jest miastem ukraińskim. Jak przyznał na początku swojego wyjaśnienia, po swoim wystąpieniu spodziewał się raczej ataku ze strony kogoś o poglądach nacjonalistycznych (na co prowadzący sesję dowcipnie zauważył, że w Białymstoku nacjonalistów nie ma, co prawdopodobnie było sarkazmem), niż od strony ukraińskiej. Niedawno UEFA tłumaczyła się z czegoś dokładnie odwrotnego – i słusznie! Jak się bowiem zorientowałem, cała wypowiedź adresowana była do potężnego mężczyzny ze szpakowatą brodą odzianego w zieloną (o ile dobrze pamiętam) rubaszkę, czyli koszulę popularną wśród narodów „ruskich” (Rosjan, Białorusinów, Ukraińców). Mężczyzna prawdopodobnie był Ukraińcem lubiącym wtrącić swoje trzy grosze.

Dr Tramer rozpoczął wyjaśnienia, niczym Biały Dom po wpadce Baracka Obamy, tłumacząc, że trudno być geografem i historykiem równocześnie. Czując lekkie zażenowanie całą sytuacją, wyszedłem. Następnie wychodzili inni uczestnicy konferencji wyrażając zniecierpliwienie zachowaniem „mąciwody”.

Po przerwie nastąpiła wreszcie sesja, na którą czekałem, a którą rozpoczął profesor Bogdan Burdziej wspaniałym referetem na temat opowiadania Chałat Wiktora Gomulickiego. Oprócz Wspomnień niebieskiego mundurka współczesny czytelnik (tzn. taki w moim wieku) raczej żadnych innych utworów tego autora nie zna, tym bardziej więc z zainteresowaniem wysłuchałem wystąpienia profesora Burdzieja. Była to perełka, jaką potrafią przygotować prawdziwi erudyci z talentem literackim. Koncepcja literatury „krawieckiej” wywiedziona z Thomasa Carlyle’a, nawiązanie do Płaszcza Gogola, a zwieńczenie całości opowieścią o młodym Admie Mickiewiczu, który, podobnie jak młodzieniec z Chałata Gomulickiego, był wieziony przez żydowskiego woźnicę, to była dla słuchacza nie tylko przygoda intelektualna, ale równocześnie czysta literacka rozkosz, ponieważ tego typu wykłady wg mnie mają o wiele więcej wspólnego ze sztuką niż nauką, co w tym wypadku jest ogromnym plusem! Gdyby podręczniki do języka polskiego były pisane w taki sposób, w jaki zaprezentował swój temat profesor Bogdan Burdziej, jestem przekonany, że mielibyśmy o wiele więcej miłośników literatury wśród młodzieży.

Mężczyzna w rubaszce nie zawiódł i tym razem, wtrącając swoje trzy grosze. Pan profesor wspominając Mikołaja Gogola, nazwał go pisarzem rosyjskim. Akurat wiedziałem, że twórca Rewizora był Ukraińcem, ponieważ jakieś 2 lata temu fakt ten uświadomił mi kolega rusycysta, który dyplom swego czasu robił z literatury ukraińskiej. Ponieważ mam lekkie ADHD (prawdopodobnie), odwróciłem się do koleżanek i kolegów, żeby po cichu zauważyć, że Gogol to pisarz ukraiński. Zdążyłem wyszeptać te słowa, kiedy nagle je usłyszałem wypowiedziane głośno! Jeżeli znacie reklamę z Edytą Górniak śpiewającą w pociągu, to pewnie domyślacie się jak się mogłem w pierwszej chwili poczuć. Przecież nikt z moich znajomych nie miał ukrytego mikrofonu.

- Mikołaj Gogol był pisarzem ukraińskim! – to stwierdzenie oczywiście należało do mężczyzny w rubaszce.

Dr Jacek Partyka opowiadał o poecie, o którego istnieniu dowiedziałem się dnia poprzedniego, przez co było mi bardzo wstyd, ale jak się okazało, nie byłem w swojej ignorancji odosobniony, gdyż nawet prowadzący sesję przeczytał błędnie nazwisko Reznikoff, zaś późniejsze pytania z sali pokazały, że prawie nikt wcześniej o tym amerykańskim poecie nie słyszał.

Sesję zamknęła mgr Grażyna Dawidowicz z Białegostoku  swoim wystąpieniem na temat doświadczenia Holokaustu w życiu i twórczości Sary Nomberg-Przytyk. W tejże sesji było to jedyne wystąpienie dotyczące Polski wschodniej, jako że Sara Nomberg-Przytyk była białostoczanką, przedwojenną komunistką, więźniarką Auschwitz, a po wojnie białostocką dziennikarką.

Żałuję, że nie wybrałem się na odczyty dnia poprzedniego, oraz że nie spędziłem całego dnia w czytelni Książnicy Podlaskiej, ponieważ sądząc po prelegentach i tytułach ich wystąpień, musiało to być spotkanie ciekawe, inspirujące, ze sporą dozą kontrowersji.

Ja chyba najbardziej zapamiętam wystąpienie profesora Burdzieja, ponieważ, kiedy zacytował Carlyle’a Sartor Resartus, stwierdziłem, że szkocki myśliciel w 1831 roku stał się jednym z prekursorów lingwistyki kognitywnej, formułując tezę o metaforyczności języka ponad sto lat wcześniej nim zrobił to Goerge Lakoff.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz