Żyjemy w czasach, w których cieszyć powinna każda inicjatywa
zmierzająca do propagowania czytelnictwa i rzeczywiście cieszy. Czasami jednak
akcje pewnych osób przybierają formy tak absurdalne, że nie usprawiedliwia ich
nawet szlachetny cel.
Pisałem niedawno o tym, co myślę na temat wszelkiego rodzaju
rankingów układanych przez czytelników. Listy „książek najlepszych” lub „książek
wszechczasów”, albo takich, które „musisz przeczytać przed śmiercią” to
najczęściej arbitralne wybory autorów tychże. Postawienie nawet najlepszego
kryminału Stiega Larssona (sfilmowane lubię, czytać niekoniecznie) obok np. Dostojewskiego,
albo Jamesa Joyce’a obok Tyrmanda, to jakieś co najmniej wielkie
nieporozumienie.
A tymczasem pewna grupa na Facebooku o prowokującej nazwie „Book
z wami”, którą „zalubiłem” jakiś czas temu, bo jak na początku wspomniałem,
wszystko, co się z czytelnictwem wiąże, uważałem za warte popierania, ogłosiła
książkowe „mistrzostwa Europy”, na podobieństwo tych piłkarskich. Zestawiają
więc po dwa tytuły, a ludzie głosują. Dzisiaj się dowiedziałem, że Imię róży Eco „zadziwiająco łatwo”
pokonało Cień wiatru Zafona. Cień
wiatru akurat mi się bardzo podobał jako urocza rozrywka wakacyjna, ale
zwycięstwo książki Umberto Eco nie powinno chyba budzić żadnych wątpliwości.
Ponieważ umknęły mi najwidoczniej wcześniejsze wpisy grupy,
nie bardzo rozumiałem, na czym polega zasada ustalania zwycięzców, więc
wszedłem na owej grupy „oś czasu”. To, co tam przeczytałem, zdjęło mnie zgrozą.
Otóż pisano o meczu Faust
kontra Jesień średniowiecza, a więc
naprzeciwko siebie ustawiono dramat pisany wierszem i naukowe opracowanie
historyczne. Przypomniała mi się pewna prowokacja, jakiej dokonał mój zmarły
przyjaciel wobec dwóch swoich nastoletnich sąsiadów (połowa lat 80. ubiegłego
stulecia): „To kto wg was jest lepszy, Bruce Lee, czy Pink Floyd?” „Jasne, że
Bruce Lee’, bez cienia wahania odpowiedziały bałuckie łobuziaki. Pytanie mojego
druha było jednak żartem nastawionym na konkretny efekt. Czym jest jednak
porównywanie arcydzieła dramatu autorstwa Goethego z rzetelną, acz oczywiście
świetnie napisaną pracą badawczą historyka Johana Huizingi? Na myśl przychodzą
oczywiście uwagi spod mojego ostatniego wpisu na temat dzielenia tekstów na
kategorie. W końcu Mommsen dostał Nobla z literatury, choć napisał monumentalne
dzieło historyczne, a stało się tak z powodu braku takiej kategorii. Co innego
jest jednak unikać kategoryzacji tekstów, tam gdzie nie ma takiej potrzeby, a
co innego jest zestawianie ich w celach porównawczych.
Kiedy przeczytałem, że Wiedźmin
wygrał z Iliadą Homera, to przy całym
szacunku dla Andrzeja Sapkowskiego i jego twórczości, „wymiękłem”. Pomyślałem
sobie, że może ja i jestem „trickster” i autorytetom się nie kłaniam,
przewrotny bywam i obrazoburczy (tak mi się przynajmniej wydaje w
zarozumiałości swojej), ale chyba jednak pewnego Rubikonu nigdy nie przekroczę.
„Odkliknąłem” lubienie grupy „Book z
wami”, bo tam, gdzie z naprawdę wartościowej rzeczy robi się coś na poziomie „Szansy
na sukces” czy innego „You can dance”, nie chcę przynajmniej, żeby mi się
kojarzyło z książkami. Mam do nich zbyt wiele szacunku.
Stefan, przecież to zabawa ;) Nie śledziłam tego dokładnie, ale wcześniej były jakieś "eliminacje" i wybierano te książki do zestawień. Nic dziwnego, że "Wiedźmin" wygrał, bo bardzo niepatriotycznie byłoby stawiać na Greków ;).
OdpowiedzUsuńZestawienia kanonu literatury wysokiej z popkulturą rzeczywiście nie ma zbyt wielkiego sensu, ale co tu dużo kryć większość ludzi czyta fantastykę i kryminał a nie Joyce'a. I ja wcale nie postrzegam tego jako fenomenu negatywnego. Skandynawski kryminał, na przykład, to kawał dobrej prozy, mocno zakorzenionej w europejskiej tradycji realistycznej i przedstawiającej solidne tło społeczno-kulturowe.
Czytam sporo literatury niższego nurtu, bo po prostu sprawia mi to przyjemność. A czytanie niekoniecznie musi być czynnością elitarną. Jak się ludzie chcą bawić, to niech się bawią - co w tym złego?
Wiadomo, że ludzie czytają różne rzeczy, a w większości kryminały i fantasy. I faktycznie nie ma w tym nic złego. Drażnią mnie jednak tego typu "zabawy", które całość spłycają i na dobrą sprawę nie wiadomo czemu służą. "Nie porównuje się szampana do coca-coli", jak powiedziała Maria Callas.
UsuńTrue story, nie porównuje się. Można było lepiej określic kategorie ;)
OdpowiedzUsuń