Stoimy sobie z kolegą w jego warsztacie samochodowym i
rozmawiamy. Właśnie wrócił z Holandii. Najszybsza droga przez Niemcy, to
oczywiście autostrada i nią też jechał. Przy okazji stwierdził, że wbrew temu,
co do tej pory wszyscy dookoła mówią, że w Niemczech „jedziesz jak po stole”,
niemiecka autostrada aż taka równa nie jest, ponieważ nawierzchnia nie jest
wieczna i się psuje. Stąd zresztą liczne remonty po drodze. „Jak po stole” to
się akurat jechało po polskiej stronie, gdzie autostrada jest nowa. Oczywiście
takie było osobiste odczucie mojego znajomego. Ja mu akurat wierzę, ale kto
może i chce, niech sam sprawdzi.
Tuż po przekroczeniu granicy, już po polskiej stronie,
znajomy mój nawiązał sympatyczną rozmowę z dwiema parami niemieckimi. Jeden z
mężczyzn był Polakiem od lat mieszkającym w Niemczech (swoją drogą ciekawa
historia – najpierw bauer, u którego pracował jego ojciec, uchronił go, tzn.
ojca, od wywiezienia do Niemiec, a później ten uchronił go od losu wielu
Niemców po wkroczeniu Armii Czerwonej), zaś drugi Niemcem. Jedna z kobiet chyba
miała polskie korzenie, bo rozumiała rozmowę, ale chyba w mowie była słabsza.
Wiem, że wtrącanie tych szczegółów niczego do meritum nie
wnosi, ale to taka moja słabość.
Do rzeczy więc! Otóż mężczyzna mówiący po polsku miał starą
mapę, na której nie zaznaczono jeszcze polskich autostrad. Dlatego kontynuując
jazdę autostradą już po polskiej stronie, był bardzo zdziwiony. Ponieważ polski
Niemiec czy też niemiecki Polak wraz z żoną i zaprzyjaźnionym małżeństwem
jechali do Warszawy na Euro 2012, znajomy mój poinformował ich, że należy
jechać prosto autostradą i tylko koło Łodzi trzeba się liczyć z objazdem trasą
gorszej jakości.
- Ależ my wcale nie chcemy jechać autostradą – odpowiada gość
zza zachodniej granicy. – A jaka to przyjemność jechać autostradą? Oglądać ekrany po bokach? Przecież w
ten sposób niczego nie zobaczymy, a my chcemy trochę pozwiedzać!
Niemiec, który po polsku nie mówił też coś wtrącił, co ten
mówiący po polsku przetłumaczył. Okazało się, że oba małżeństwa marzyły o tym,
żeby zwiedzić po drodze Polskę. Dlatego jechali odpowiednio wcześniej, zamówili
sobie po drodze dwa noclegi i chcieli jechać zwykłymi szosami. Wszyscy chcieli
bardzo zobaczyć, jakie zmiany nastąpiły w Polsce po czterdziestu latach, bo jak
się okazuje, niektórzy z nich byli u nas jeszcze w latach 70.
Kiedy mój znajomy napomknął, że bliżej Warszawy będą musieli
się liczyć z korkami, jego rozmówca stwierdził, że to przecież normalne, bo tam
gdzie zbiera się większa liczba samochodów, tam tworzą się korki. W Niemczech w
końcu znają korki bardzo dobrze.
Piszę o tym po to, żeby ukazać pewien sposób myślenia
normalnego człowieka z Zachodu. Panika rozsiewana przez rozhisteryzowanych
dziennikarzy jest mało uzasadniona. Oczywiście rozumiem, że chcemy i powinniśmy
wypaść jak najlepiej. Kiedy zapraszam do siebie gości, też się staram, żeby ich
podjąć jak najlepiej i cierpię, kiedy nie wyjdzie mi jakaś potrawa, którą
chciałem się popisać. Na szczęście zawsze się okazuje, że jeżeli ludzie chcą
się dobrze bawić, to się bawią, a jedno nieudane danie nie wpływa na ogólny
poziom dobrego samopoczucia. Oczywiście wszyscy chyba znamy z rodzinnych imprez
różnego rodzaju ciotki-krytykantki, które zawsze znajdą dziurę w całym, ale nie
musimy się nimi aż tak bardzo przejmować.
Nie znaczy to, że nie powinniśmy zrobić wszystkiego, co w
naszej mocy, żeby wypaść jak najlepiej. Na mistrzostwa piłkarskie mamy to, co
najważniejsze – stadiony. Mamy też bazę noclegową i gastronomiczną. O polskich
autostradach być może napisze jakiś zagraniczny złośliwiec, ale jak na razie
jak zwykle sami okazujemy się największymi masochistami z upodobaniem
krytykując wszystko, co się da skrytykować.
Mówiąc szczerze mam sporo obaw co do organizacyjnego
powodzenia samej imprezy. Jeszcze więcej co do jej długofalowych następstw.
Jeżeli całe przedsięwzięcie się zwróci, będę szczęśliwy. Jeżeli stadiony będą
na siebie później zarabiały, będę wniebowzięty. Gorzej będzie, jeżeli spełnią
się czarne wizje tych, którzy twierdzą, że te stadiony to będzie teraz
skarbonka bez dna, do której będziemy musieli nieustannie wrzucać nasze
pieniądze. Takie czarnowidztwo jednak na nic się nie teraz nie zda, bo niczego
już nie da się cofnąć. Jedyne, co nam pozostaje, to myśleć „do przodu”. Na czas
igrzysk natomiast proponuję się wyluzować i dobrze się bawić. Potem
prawdopodobnie czeka nas sporo sprzątania, niewykluczone, że również tego
metaforycznego, ale właśnie – to potem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz