piątek, 7 grudnia 2012

Szekspir, czyli do czego zainspirowała mnie debata na temat "Burzy", czyli o Kalibanie słów kilka



Doktor Piotr Nowak podczas debaty na temat „Burzy” Szekspira zdecydowanie przyjął założenie, że Kaliban, (postać, która w dyskusji pojawiła się dość późno – aż się nie mogłem doczekać) dzikie monstrum zmuszane przez Prospera do ciężkiej pracy i boleśnie karane przezeń za każde najmniejsze przewinienie, to po prostu personifikacja cielesności samego Prospera. Głęboko to freudowska interpretacja, zwłaszcza w świetle próby gwałtu na Mirandzie, córce Prospera, po której Kaliban stracił łaskę tegoż.

Piotr Kamiński, autor najnowszego tłumaczenia „Burzy” przy okazji rozmowy o Kalibanie bardzo krótko potraktował post-kolonialną interpretację tej postaci jako prymitywną i najwyraźniej niewartą dyskusji. Kiedy później zabrałem głos i mu to wypomniałem, całkiem słusznie stwierdził, ze chodziło mu o to, żeby nie przenosić naszego myślenia wynikającego z czterech stuleci kolonializmu i okresu post-kolonialnego na czasy Szekspira i nie przypisywać mu takiego myślenia. Niewątpliwie jest to racja, ale generalnie ta odpowiedź mnie nie zadowoliła i nadal nie zadawala, bowiem wcale nie trzeba mieć wiedzy na temat kolonializmu oraz wcale nie trzeba myśleć jak liberalny demokrata XXI wieku, żeby docenić geniusz obserwacyjny Szekspira.

„Burza” została napisana w 1612 roku, a więc pięć lat po założeniu osady Jamestown w Wirginii, przed którym zresztą żeglarze angielscy zdobyli już niemałe doświadczenie w kontaktach z ludnością tubylczą Ameryki i nie tylko. W 1584 kapitanowie Philip Amadas i Arthur Barlow zabiorą do Londynu dwóch Indian z wysp Hatteras i Roanoke o imionach zapisanych jako Manteo i Wanchese. W „Burzy” zresztą wspomina się Indian jako atrakcji dla ludu. Pojawia się arcyciekawe zagadnienie do przemyślenia – problem człowieka nieskażonego cywilizacją. Konfrontacja społeczeństwa żyjącego na innym poziomie rozwoju kultury materialnej z ludźmi, którzy żyli tak, jak być może przodkowie tych pierwszych, musiało zmuszać inteligentne i wrażliwe jednostki do refleksji. Nie oszukujmy się jednak, ludność Anglii, tak samo zresztą jak i innych europejskich krajów, nie była w stanie myśleć o ludności tubylczej Afryki czy Ameryki inaczej niż jako o dzikusach. Naturalnie anachronicznym przeniesieniem naszego sposobu myślenia na początek XVII wieku byłoby wystąpienie z pretensjami do ówczesnych Europejczyków, że nie byli bardziej szlachetni, empatyczni czy z powodu tego, że nie traktowali mieszkańców kolonizowanych kontynentów jak równych sobie. Niemniej pogardliwe odrzucenie koncepcji, ze Szekspir wypowiedział się na temat kontaktu ludzi cywilizacji europejskiej z pierwotnymi mieszkańcami podbijanych ziem, wydaje się nieuzasadnione.

Doktor Nowak, który z uporem godnym lepszej sprawy forsował ideę Kalibana jako cielesności (może powinniśmy od razu użyć jungowskiego konceptu „cienia”), również z pogardą skwitował interpretację stosunków Prospero-Kaliban jako kolonisty, który bije biednego mieszkańca kolonii. Oczywiście debaty mają to do siebie, że przy pomocy chwytów erystycznych można wznieść na wyżyny najbardziej wydumaną i naciąganą koncepcję, a logiczną przedstawić jako niewartą dyskusji i właśnie coś takiego udało się doktorowi Piotrowi Nowakowi (przedtem panu Piotrowi Kamińskiemu) – krótkie zdanie wypowiedziane odpowiednim tonem przez postaci, które już zdobyły pozycję autorytetu (mam tu na myśli trójkę dyskutantów) i publiczność już wie, że taką a taką koncepcją nie ma sobie nawet co głowy zawracać.

Tymczasem pomysł, że Kaliban jest jednak pierwotnym mieszkańcem wyspy rządzonej przy pomocy magii przez Prospera, jest najbardziej naturalny ze wszystkim możliwych interpretacji tej postaci, co nie znaczy, że jest prymitywny. Problem ludzi „dzikich”, a zwłaszcza koncepcja „szlachetnego dzikusa” jest o wiele starsza od Jana Jakuba Rousseau, ponieważ już sto lat przed Szekspirem Montaigne wymyślił „szlachetnego kanibala”. Szekspirowski Kaliban to nie tylko anagram słowa „kanibal”, ale możliwe, że satyra na tę rzekomą szlachetność pierwotnych mieszkańców terenów zamorskich, jaką przypisyał im Montaigne. Być może mamy tu do czynienia z trzeźwym pragmatyzmem przeciwstawionym europejskiemu idealizmowi zblazowanemu własną cywilizacją.

Kiedy Kaliban wypomina Prosperowi, że przecież kiedyś ten traktował go bardzo dobrze, a potem sprowadził go do roli okrutnie wykorzystywanego niewolnika, to przecież mamy sytuację, którą Szekspir bardzo łatwo mógł sobie wyobrazić. Pierwsze kontakty z ludnością miejscową prawie zawsze były przyjazne, zaś kiedy tylko biali czuli się pewniej na nowym gruncie stosunki się pogarszały – nawet niekoniecznie z powodu agresywnych zachowań ze strony Europejczyków, ale po prostu z poczucia zagrożenia rodzimych mieszkańców kolonii przez rozrastające się osady kolonistów. Tak przecież było z plemieniem Powhatan, z którego pochodziła Pocahontas, o czym wieści mogły już do Szekspira dojść.

Nawet jeśli założymy, że Szekspir nie interesował się bezpośrednio doniesieniami z kolonii, jako człowiek o niezwykłej przenikliwości mógł wręcz antycypować pewne schematy zachowań na styku odmiennych kultur, z których jedna uważana jest za wyraźnie gorszą od drugiej. Osiem lat po wystawieniu „Burzy” do Ameryki wyruszy „Mayflower”, zaś w kolejnych latach purytańscy „pielgrzymi” przejdą te same etapy w kontaktach z tubylcami (zwłaszcza plemieniem Wampanoag) – od przyjaźni i wzajemnej pomocy (stąd przecież tradycja Dnia Dziękczynienia) do jawnej wrogości, kiedy to Indianie przeklinają swoich ojców, że nie wyrżnęli białych, kiedy tych było jeszcze mało.

Żeby było wszystko jasne, to sympatia Szekspira pozostaje jednak po stronie Prospera, pomimo pewnych cech, które pozwalają nam na jego krytykę. Kaliban jest dzikusem i to w tym jak najbardziej negatywnym znaczeniu tego słowa (żadnym tam „szlachetnym”). Owszem, autor rozumie jego punkt widzenia – pięknie go wykłada w formie monologu Kalibana, który skarży się na swój niesprawiedliwy los, bo oto przecież miał być jedynym władcą wyspy po śmierci swojej matki, a tu zjawił się jakiś Prospero, najpierw go obłaskawił, a potem zniewolił. Podczas tego monologu widz/czytelnik może nawet zacząć współczuć nieszczęśnikowi, ale przecież nie pozostajemy w tym stanie zbyt długo, ponieważ wiemy, że Kaliban jest synem czarownicy, a więc jest niejako z góry skazany na potępienie. Naturę ma nieokiełznaną, bo przecież chciał zgwałcić niewinne dziewczę (jedyną kobietę na wyspie, jeśli nie liczyć istot bezcielesnych), za co jej ojciec miał prawo brzydala ukarać. Właśnie, bo na dodatek Kaliban jest brzydki.

Przypisanie Szekspirowi prostego rasizmu byłoby niewątpliwie projektowaniem pojęć współczesnych na czasy nam odległe, co nie miałoby większego sensu. Nie ma się co oszukiwać – do całkiem niedawna (a zresztą i dzisiaj) ludzie jak najbardziej życzliwi przedstawicielom innych typów antropologicznych i grup językowych nie mieli wątpliwości, że sami stoją na wyższym poziomie cywilizacji. Dla Anglika początku XVII wieku ludność pierwotna terytoriów zamorskich to były okrutne dzikusy, wśród których może trafiały się jednostki szlachetne, ale generalnie niczego pozytywnego nie można się było w nich doszukać, ponieważ zła była ich natura. Taki właśnie jest Kaliban.

Przychodzi mi przy okazji na myśl Shylock, żydowski kupiec z Wenecji, bohater innego dramatu stradfordczyka. On również wygłasza monolog, w którym bardzo logicznie wykłada przyczyny swojego systemu wartości – odrzucanie i pogarda ze strony ludności chrześcijańskiej kształtuje taką a nie inną postawę Żydów. Szekspir rozumie, ale nie pochwala, bo Shylock jest i tak postacią negatywną. Nazwanie Szekspira antysemitą jest znowu rzutowaniem naszej siatki pojęciowej na czasy sprzed czterystu lat.  Niewątpliwie jego stosunek do Żydów nie jest życzliwy. Jednakowoż fakt, że w usta Kalibana i Shylocka wkłada monologi, w których ci wykładają swój punkt widzenia, to ogromny wkład Szekspira do rozwoju literatury opartej na pogłębionej analizie sytuacji. Szekspir nie przełamuje jeszcze pewnych stereotypów, ale przygląda im się bardzo uważnie i kładzie podwaliny pod refleksję na ich temat, co jest krokiem niezbędnym do rozwoju naszego podejścia do nich w kierunku humanitarnej empatii. Zasiewa w widzu pewne wątpliwości, choć moralnie ocenia jednoznacznie. To, na tle tradycji literackiej, która rozwinie się jeszcze po nim, stanowi wielką wartość i świadczy o geniuszu twórcy komercyjnych hitów teatralnych znanego jako William Szekspir.

1 komentarz: