środa, 10 czerwca 2009

"Wtedy byliśmy bezinteresowni..." czyli o pewnym wywiadzie prasowym

Pewien znajomy z małego miasteczka w roku 1989 był bardzo zaangażowanym w działalność opozycyjną studentem. Oprócz dystrybucji bibuły zajmował się również pisaniem do opozycyjnej – wówczas już nie podziemnej, prasy. Po zmianach ustrojowych mój znajomy poszedł zrobić wywiad z pierwszym niekomunistycznym burmistrzem swojego miasteczka. Ten go nie znał, ale skoro zorientował się, że ma do czynienia z chłopakiem zaangażowanym politycznie, zaproponował mu udział we władzy! Chciał go zrobić szefem miejskiej instytucji odpowiedzialnej za rekreację i kulturę fizyczną. Mój znajomy nie bardzo się widział w tej roli, ale burmistrz stwierdził, że na pewno sobie poradzi, a przecież skoro nastały zmiany to i oni, opozycjoniści, muszą „załatwić coś dla siebie”. Te słowa tak zbulwersowały młodego ideowca, że w ogóle zarzucił wszelką działalność polityczną. Chyba nawet wyszło mu to na dobre, ponieważ założył własny biznes, w którym nie potrzebował żadnych znajomości, a dzisiaj ten biznes przynosi mu naprawdę niezły dochód.

Historia banalna, rzec można, bo przecież wiadomo, że ludzkość tak już jest skonstruowana, że zwyciężają cwaniaczki bez skrupułów. Można powiedzieć, że nie ma co się przyłączać do głosów frustratów, którzy mają pretensje o to, że komuś się udało, a im nie. Chodzi jednak o koszmarną hipokryzję, o której niby wszyscy wiemy, ale też po cichu na nią przyzwalamy. Otóż ówczesny burmistrz jest teraz działaczem partii pozostającej u władzy. To też nic wielkiego. To, co wstrząsnęło moim znajomym to wywiad byłego burmistrza udzielony lokalnej dziennikarce. Polityk z rozrzewnieniem wspomina czasy sprzed 20 lat, po czym wyraża rozczarowanie dzisiejszą rzeczywistością polityczną, kiedy byli ideowcy, którzy wówczas działali BEZINTERESOWNIE, teraz patrzą tylko własnych korzyści.

Znajomy zaczął się zastanawiać, czy nie pójść do tej dziennikarki i nie opowiedzieć swojej historii z początku demokracji w Polsce związanej z obecnym działaczem partii rządzącej. Doszedł jednak do wniosku, że to nie miałoby sensu, no bo właśnie wyszedłby na jakiegoś frustrata, który krytykuje tych, którym się w polityce powiodło i odreagowuje fakt, że on takich sukcesów na tym polu nie odniósł. W dodatku nie ma żadnych nagrań ani innych materiałów obciążających byłego prezydenta, a tylko własne wspomnienie.

Były burmistrz, a obecny lokalny polityk rządzącej partii reprezentuje to, czego właśnie w politykach nie mogę znieść – obłudę posuniętą do granic przyzwoitości. Mój znajomy nie czuje się „oszukany”, jak wielu ówczesnych działaczy opozycji, którym nie udało się zająć intratnych stanowisk, ponieważ ich bardziej „obrotni” koledzy już je pozajmowali. Nie czuje się oszukany, ponieważ jemu intratne stanowisko proponowano, a on sam odmówił. Co pozostaje z całej historii? Niesmak, rozczarowanie do polityki jako takiej, oburzenie? Myślę, że wszystko naraz. To, że polityka jest brudna, jest wyświechtanym komunałem, niemniej, czytanie „okrągłych” wypowiedzi na temat bezinteresowności z ust człowieka, którego prawdziwym hasłem powinno być WŁASNY INTERES PRZEDE WSZYSTKIM, bardzo boleśnie o tym fakcie przypomina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz