Huddie Leadbetter znany w środowisku miłośników bluesa
lepiej jako Leadbelly, nie mógł się skarżyć na nadmiar szczęścia w życiu. W
latach 40. ubiegłego stulecia wystarczyło być czarnym na Południu Stanów
Zjednoczonych, żeby żyć na pozycji pariasa, który w dodatku musiał ciężko
walczyć o przetrwanie. Był to czas, kiedy być może apogeum zwyczaju linczowania
czarnych za należało do historii (początek XX wieku), ale to nie znaczy, że on minął.
Brutalne traktowanie przez policję, stronnicze sądy, w których ławy
przysięgłych składające się z białych nie dawały czarnym wielkich szans na
sprawiedliwy proces, to były elementy życia na Południu. Tym bardziej więc
zadziwiająca jest postawa życiowa Leadbettera, który śpiewa w tym czasie
niezliczoną liczbę piosenek, zarówno tradycyjnych „standardów” ludowych, jak i
własnych kompozycji. Jeszcze bardziej dziwi jego amerykański patriotyzm
wyrażony w jego własnej muzycznej „odezwie” do „pana Hitlera”, który zwraca się
do przywódcy nazistowskich Niemiec „but we American people say "Mr. Hitler
you is got to stop!"”, czyli „my, naród amerykański mówimy, ‘Panie Hitler,
musisz pan przestać!’” W świetle postawy niektórych czarnych aktywistów, którzy
podkreślali swoją rasową odrębność i poczucie wykluczenia z „narodu
amerykańskiego”, słowa tego muzyka dają do myślenia na temat poczucia
tożsamości i patriotyzmu.
Huddie Leadbetter, kiedy trafił do więzienia za śmiertelne
pobicie człowieka w pijackiej burdzie, został wcześniej zeń zwolniony, ponieważ
gubernatorowi Luizjany spodobała się piosenka, jaką Leadbelly dla niego
napisał. Sytuacja znowu dziwna, ale z drugiej strony tylko z pozoru. Trzeba
sobie zdawać sprawę z tego, że politycznie świadomi sytuacji biali rasiści na
Południu (ale nie jakieś oszołomy) nie chcieli eliminacji czarnych ze swojej
społeczności. W tym sensie nie byli jakimiś nazistami. Chodziło im jednak o
utrzymanie status quo, a więc o to, żeby czarni na zawsze zajmowali rolę „wykluczonych”,
czyli tych, którzy wykonują proste roboty, nie mają żadnych ambicji w kierunku
zdobywania wykształcenia i zajmowania ważniejszych stanowisk w społeczeństwie,
oraz nie mieszają się do polityki. Jeżeli murzyn ciężko pracował, czapkował
każdemu białemu, a przy tym od czasu do czasu robił z siebie pajaca w celu
rozśmieszenia tego ostatniego, mógł liczyć na przetrwanie i protekcję ze strony
białych „patriarchów”. W jakimś stopniu można doszukać się tutaj pewnych
podobieństw do sytuacji w starożytnym Rzymie, gdzie „pater familias” był nie
tylko szefem całej swojej czeladki, ale również jej opiekunem i protektorem. Być
może więc gubernator Luizjany chciał się pokazać jako taki dobry ojciec ludu? A
może po prostu lubił muzykę folk, ponieważ wiadomo, że odwiedzał Huddiego
Leadbettera w więzieniu o nazwie Angola kilkakrotnie, żeby słuchać jego
piosenek?
Jedno jest pewne, Leadbelly zaśpiewał i nagrał niezliczoną
liczbę pieśni ludowych, ale nigdy na nich nie zrobił majątku. Przy tym wszystko
wskazuje na to, że był człowiekiem o wielkim apetycie na życie, który z jednej
strony chłonął wszystko, co mu przynosiło, a z drugiej dawał temu wyraz.
Człowiek, który z pewnością niejedno przecierpiał, dzięki muzyce wydobywał się
ponad nędzę i podłość zwykłej egzystencji czarnego na Południu.
Piszę o tym w kontekście muzyka, który na jednej z ludowych
ballad śpiewanych przez Leadbettera, zrobił pieniądze i w ogóle osiągnął sukces
i sławę, a mimo to nie umiał sobie dać rady ze swoim życiem, nienawidził go i w
końcu je sobie odebrał. Mam na myśli Kurta Cobaina z grupy Nirvana, który do
dziś pozostaje dla wielu przedstawicieli pokolenia tylko trochę młodszego ode
mnie idolem i niestety dla niektórych też wzorem do naśladowania. „Ciemna
strona mocy” ma w sobie niestety jakąś siłę przyciągania, a jeżeli jednostki o
skłonnościach depresyjnych dostają dodatkowy bodziec w postaci muzyki doskonale
wpasowującej się w stan ich umysłu, może się wytworzyć cała subkultura,
której przedstawiciele cierpią i ze swojego cierpienia robią powód do poczucia
wyższości oraz pogardy wobec miłośników prostych rytmów w tonacji durowej. Oni
czują się lepsi i mądrzejsi, ponieważ wydaje im się, że dotknęli mrocznej
tajemnicy świata. Niestety za taką postawą kryje się też potworne cierpienie z
powodu egoizmu i braku umiejętności otwarcia się na innych ludzi, braku
empatii, bo przecież zajmowanie się własnym cierpieniem zajmuje całą
emocjonalną przestrzeń takiego człowieka, czy też braku zwykłych umiejętności
komunikacyjnych.
Ballada, którą „po drodze” śpiewali zarówno Huddie
Leadbetter, jak i Kurt Cobain, pochodzi z ok. 1870 roku. Jest więc młodsza od
House of the Rising Sun, ale doczekała się również niezliczonych wersji i
nagrań. Tym razem proponuję zacząć „od końca” i najpierw posłuchać wersji,
którą wielu zna i a nawet uważa za oryginalny utwór Nirvany. Wybrałem akustyczną wersję koncertową, w zapowiedzi której Kurt Cobain wyraźnie nawiązuje do Leadbelly'ego.
Teraz wersja Leadbettera, nagrana pół wieku wcześniej, która
zainspirowała Cobaina.
Ballada In the Pines (W sosnach), znana również jako Where
did you sleep last night? (Gdzie spałaś zeszłej nocy?) w samej swojej
podstawowej odmianie posiada kilka wariantów – sam Leadbelly nagrał chyba ich
pięć – w których podmiot liryczny zwraca się raz do „my girl”, czasem do „black
girl”, a jeszcze innym razem jest to „little girl”. Najczęściej mąż (w wielu
wersjach to człowiek pracujący na kolei, u Cobaina to po prostu człowiek ciężko
pracujący) dziewczyny, która chodzi spać do sosnowego zagajnika (pine grove)
zginął w niewyjaśnionych okolicznościach pod kołami lokomotywy, gdzie
znaleziono jego głowę, ale ciało nie zostało nigdy odnalezione.
W wersjach, w których adresatką pytania o miejsce spędzenia
nocy jest mała dziewczynka, ofiarą wypadku kolejowego jest jej ojciec.
Bardzo ważna jest tutaj obserwacja, że tego typu ballady
krążyły o całym Południu, a właściwie po całych Stanach i nie ma tutaj żadnego
wyraźnego podziału na muzykę białych i czarnych. Pieśni te były wykonywane
przez muzyków folkowych o różnych kolorach i odcieniach skóry, co jest m.in.
ważnym sygnałem tego, jak wielką rolę odgrywa muzyka w łączeniu ludzi.
Powiadamy, że muzyka łagodzi obyczaje. W tym wypadku bardzo smutna ballada o
kobiecie, która straciła swojego mężczyznę w wyniku wydarzenia, którego ona nie
rozumie (nie rozumie też narrator i nie wyjaśnia, czy to był zwykły wypadek,
samobójstwo czy też morderstwo, skoro ciała nigdy nie znaleziono), powstała
prawdopodobnie wśród białej społeczności Appalachów ok. roku 1870, stała się
tak popularna wśród zarówno białych jak i czarnych, że doczekała się twórczych
przeróbek i wzbogaceń tekstu, łącznie z takimi, które opowiadają dłuższe
historie o pracy na kolei.
Wersja zaczynająca się od „black girl” (czarna dziewczyno)
zainspirowała Nathana Abshire’a, przedstawiciela frankofońskiej społeczności Cajunów,
zamieszkującej południową Luizjanę, do napisania prostego bluesa właśnie w
stylu Cajun, pt. „Pine Grove Blues”, ale lepiej znanego jako „Ma negresse” (Moja
murzyneczko), w której jednak niewiele ma wspólnego ze smutną historią wypadku
kolejowego, a jest raczej rubasznym nawiązaniem do zdrady czarnej kobiety,
która spędziła noc nie wiadomo gdzie. Ale ta interpretacja pochodzi z wersji,
którą znalazłem w pewnym śpiewniku Cajun, natomiast piosenka Nathana Abshire’a
z 1967 roku wykonywana przez samego autora, to jedynie przekomarzanie się z dziewczyną, zaś interpretacja miejsca jej nocnego pobytu pozostaje kwestią domysłów
słuchacza.
Ha! Czy ktoś kiedykolwiek skojarzyłby Where did you sleep last night Nirvany z Ma
negresse?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz