Nie od dzisiaj daje się zauważyć, że jeżeli naukowiec chce brzmieć naukowo, to epatuje słuchacza tudzież czytelnika słownictwem pochodzenia obcego. Wypracowanie odrębnego aparatu pojęciowego jest w ogóle uważane za równoznaczne z wyodrębnieniem się nowej dziedziny wiedzy, co samo w sobie doprowadza mnie do opętańczego śmiechu bezsilnej rozpaczy, ale nie wchodźmy w to dzisiaj.
Otóż na stronie
http://www.stosunki-miedzynarodowe.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=506:etnotyp-etnocyd-genocyd&catid=51:e&Itemid=92 trafiłem na następujące definicje:
Etnocyd - to polityka zaprzeczająca etnicznej i kulturowej tożsamości i samookreślaniu grupy, zazwyczaj bez fizycznego niszczenia jej przedstawicieli, mająca na celu destrukcję tożsamości kulturowej danej grupy etnicznej, najczęściej będącej w konflikcie z inną grupą dominującą na określonym terytorium.
Genocyd - to polityka polegająca na unicestwianiu fizycznym grupy etnicznej manifestującej swoją odrębność kulturową.
Źródło: M. Baczwarow, A. Suliborski, Kompendium wiedzy o geografii politycznej i geopolityce, Warszawa 2003.
Ten etnocyd z braku jednego słowa na określenie niszczenia poczucia tożsamości etnicznej, może nie jest taki zły. Natomiast na genocyd mamy przecież polskie słowo "ludobójstwo". Ale co tam? "Ludobójstwo" zostawiamy politycznym oszołomom, bo my, poważni specjaliści od stosunków międzynarodowych, mówimy o genocydzie.
Proponuję pójść dalej w rozszerzaniu słownictwa naukowego: Edyp przez pomyłkę popełnił patrycyd, a Orestes matrycyd. Zresztą niejeden władca popełniał parycyd. Kryminolodzy, jeśli chcą brzmieć naukowo, niech zaczną mówić o homicydach. Powinno się również pisać o okropnym wielokrotnym infantycydzie w Łodzi przed kilkoma laty. Historycy powinni się też pochylić nad regicydem Nałęczów z instygatu Brandenburczyków na Przemysławie II.
Jędrzej Śniadecki tworzył polskie nazwy pierwiastków chemicznych, ponieważ zależało mu na ojczystym języku naukowym - dlatego mamy "wodór" a nie "hydrogen". Można się oczywiście spierać, czy to dobrze czy źle, bo oczywiście w kontaktach międzynarodowych uczonych, wygodniej byłoby porozumiewać się ujednoliconym słownictwem. Od tego jest jednak, jak mi się wydaje, nauka języków obcych. Jeżeli polski chemik jechałby na konferencję do Stanów Zjednoczonych, a nie znał angielskiego to i tak na niewiele by mu się zdała sama znajomość nazw pierwiastków, które brzmiałyby nieco bardziej podobnie (z drugiej strony znam takich ludzi, którzy za nic nie skojarzyliby "hajdrodżinu" z "hydrogenem").
Człowiek wrażliwy, któremu droga jest tradycja własnego języka, widząc co się z nim dzieje za sprawą "naukowców", ma ochotę popełnić sucyd.
Glosariusz, czyli objaśnienie proponowanych słów:
homicyd - zabójstwo (ang. homicide)
infantycyd - dzieciobójstwo (ang. infanticide)
instygat - poduszczenie (ang. instigate - poduszczać, podjudzać, namawiać)
matrycyd - matkobójstwo (ang. matricide)
parycyd - zabójstwo rodzica (ang. parricide)
sucyd - samobójstwo (ang. suicide)
Jeżeli te słowa faktycznie znajdą się najpierw w języku "naukowym", to już będzie sygnał ostrzegawczy. Jeśli przedostaną się do mediów, a potem do powszechnego obiegu, będzie to oznaczało, że do przeczytania tekstów dwudziestowiecznych trzeba się będzie uczyć ich języka (czyli naszej polszczyzny) jak języka martwego.
Ludzie pozują na mądrzejszych od wieków, tylko w tym wypadku bycie mądrzejszym to użycie angielskich słów (dawniej francuskich).
OdpowiedzUsuńNakłada się na to polski kompleks kulturowy polegający na tym, że wszystko co z angielską nazwą jest lepsze.
I tak zamiast gastronomii mamy catering, zamiast kierownictwa management etc.
Trochę smutne