Ucząc się języka obcego, jak zresztą każdej umiejętności,
dość łatwo o zniechęcenie spowodowane spadkiem entuzjazmu dla jego
przyswajania. Zakładam bowiem, że kiedy dobrowolnie podejmujemy się takiej
nauki kieruje nami entuzjazm. Pierwsza lekcja najczęściej prowadzi do jego
wzmocnienia, o ile uczący się wyjdzie z niej z poczuciem, że już się czegoś
nauczył i umie już coś zrozumieć i powiedzieć w docelowym języku.
Nie wierzę w jedną „czystą” metodę nauczania języka, która
zapewniałaby uczącemu się dostęp do wszystkich umiejętności tudzież leksyki i
gramatyki danego języka. Na pewnych etapach jedna metoda może się okazać o
wiele lepsza od innej, stosowanej uprzednio.
Osobiście uważam, że metoda komunikacyjna jest doskonała na
etapie początkowym, ponieważ daje uczącemu się natychmiastową możliwość
wykorzystania świeżo przyswojonego materiału. Później oczywiście muszą dojść
jakieś dłuższe teksty, czy to do słuchania czy do czytania. Z pewnością dojdą
też jakieś listy słów, np. czasowników nieregularnych. Nowe słownictwo i reguły
gramatyczne powinny jednak również być podane w formie możliwej do
zastosowania. Dlatego podręczniki stosujące na początku każdej nowej lekcji
krótki dialog, a następnie jego analizę leksykalno-gramatyczną uważam za
najbardziej przydatne do nauki języka obcego. Przykład wysłuchany i
przeczytany, następnie objaśniony, a więc przez ucznia zrozumiany, powinien
stać się pretekstem do tworzenia własnych zdań i dialogów, które przy podaniu
odpowiedniej ilości słownictwa mogą iść w nieskończoność. W ten sposób buduje
się pewien szkielet, który można następnie „oblepiać” nowym słownictwem.
Do niedawna myślałem, że jest to tak naturalne i zrozumiałe,
że w dzisiejszych czasach każdy autor podręcznika do języka obcego i każdy
nauczyciel języka obcego stosuje taką metodę. Tymczasem co jakiś czas natykam
się na książki, których autorów ambicją jest nauczenie języka przy pomocy dość
teoretycznych, a dla początkującego kompletnie abstrakcyjnych wykładów. Na
początek więc dostajemy wykład na temat całego systemu fonetycznego danego
języka, zaraz potem wszystkie reguły pisowni, w tym ortografii. Jeżeli ktoś
jest samoukiem, to te rozdziały spokojnie pomija. Gorzej, jeżeli trafi się na
nauczyciela/lektora, który każe się tych wszystkich reguł nauczyć na pamięć.
Nie ma lepszej metody zniechęcenia uczącego się do dalszej nauki, niż taki
zabieg. Nasz mózg po prostu tak nie działa. Owszem, pamiętam, że moja
nauczycielka rosyjskiego w liceum na pierwszej lekcji podała nam wszystkie
reguły ortografii, w tym zastosowanie nieszczęsnego znaku miękkiego, i nawet
opanowałem ich jakieś 60% po tej pierwszej lekcji (kułem je oczywiście ze
strachu), ale kiedy przyszło do dyktanda, przełożenie formułek wypisanych reguł
na konkretne postawienie odpowiednich liter w konkretnych wyrazach sprawiało mi
spory kłopot. A przecież tych wszystkich zasad pisowni można było uczyć
stopniowo na przykładach konkretnych tekstów, które przy okazji poprawiałyby
inne nasze umiejętności.
Niektórzy nauczyciele (sam tu nie jestem bez winy!) stosują
wykład na temat słownictwa. Wypisują więc na tablicy setki nowych wyrazów,
objaśniają niuanse ich zastosowania, a potem się dziwią, że na następnej lekcji
nikt niczego nie pamięta. Jeżeli najpierw nie pomógł swoim słuchaczom zbudować
„szkieletu”, nie powinien się dziwić, że całe to bogate słownictwo z listy nie
zostało przyswojone. Ono nie miało się do czego „przykleić”.
Teoria Noama Chomsky’ego dotycząca wrodzonego wzorca
gramatycznego właściwego każdemu człowiekowi jest obecnie dość powszechnie krytykowana.
Osobiście uważam, że nie powinniśmy jej tak łatwo odrzucać, ponieważ stanowi
bardzo dobrą podstawę teoretyczną metodyki nauczania języków. Praktycznie w
każdym języku występuje wzór PODMIOT + ORZECZENIE. Ich kolejność może się
różnić, a w takich językach jak polski, włoski czy hiszpański może nas zmylić
użycie podmiotu domyślnego (użycie rzeczownika czy zaimka bywa w tych językach
niepotrzebne, ponieważ wskazuje go sama forma czasownika użytego w orzeczeniu).
Tak czy inaczej model KTOŚ ROBI COŚ w takiej czy innej wariacji występuje w
każdym języku i każdemu z nas wydaje się naturalna.
Czy tak trudno wykorzystać tę prostą wiedzę przy nauczaniu
języka obcego? Nie jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto zabija entuzjazm
chętnych do nauki obcego języka przez zamęczanie na pierwszej lekcji nudnym i
całkowicie teoretycznym wykładem na temat wszystkich reguł fonetycznych czy
ortograficznych tegoż języka. One są oczywiście niezbędne, ale muszą być
podawane stopniowo w pewnej kolejności i w pewnym kontekście. Podobnie jest ze
słownictwem. Zupełnie inaczej przyswaja się nawet długą listę słów, którą
przedstawimy w tabeli jako jeden z elementów zdania, niż jeżeli zobaczymy je
wypisane bez żadnego kontekstu.
Np.
Ja
|
czytam
|
książkę
|
gazetę
|
||
czasopismo
|
||
list
|
||
email
|
||
artykuł
|
||
ulotkę
|
Zamiast tabeli możemy zastosować inną formę graficzną, np.
mapę myśli, ale tak czy inaczej chodzi o umieszczenie tego nowego słownictwa w
zdaniu, a więc w pewnej rzeczywistości gramatycznej, która jest dla uczącego
się uchwytna, a stanie się właśnie „osnową”, czy też „szkieletem”, do którego
te nowe słowa będzie można dołączyć i na stałe „przymocować”.
Jeżeli uczącemu się wypiszemy po prostu listę:
książka
gazeta
czasopismo
list
email
artykuł
ulotka
to owszem, jest on w stanie się jej nauczyć na pamięć, nawet
na wyrywki, ale nie potrafiąc użyć ich w zdaniu będzie przeżywał frustrację. Dlatego
nauka gramatyki musi postępować równolegle do nauki słownictwa, z tym, że
chodzi tu raczej o podanie struktury, a niekoniecznie wdawanie się w
teoretyzowanie na temat gramatyki, składni itd. Każdy prosty przykład powinien
być w stanie zastąpić najmądrzejszą definicję czy opis reguły gramatycznej.
Z powyższych względów należałoby więc zalecić autorom
podręczników do nauki języków obcych oraz owych języków nauczycielom rezygnację
z przestarzałych metod i zastosowanie kilku dość prostych zasad metodycznych,
które sprawią, że entuzjazm uczącego się pozostanie na tym samym poziomie lub
nawet wzrośnie, kiedy zobaczy, że postęp w nauce jest nie tylko możliwy, ale
jest wręcz namacalny, a przy tym nie wywołuje zbędnego stresu i frustracji.