piątek, 30 października 2009

Typy motywacji a polityka

Specjaliści od NLP dzielą motywację na ‘toward’ i ‘away from’, co oznacza, że ludzi motywują albo cele pozytywne – osiągnięcia, ekspansja, rozwój, albo cele negatywne – unikanie biedy, cierpienia, poczucia zagrożenia itd. Uczą, że jeśli ktoś chce skutecznie coś tym ludziom sprzedać, zaoferować lub przekonać do czegoś, powinien najpierw rozpoznać jaki typ motywacji reprezentują. Bardzo dobrze to widać w świecie polityki, kiedy skądinąd inteligentni i wykształceni ludzie nie trafiają do potencjalnego elektoratu, ponieważ kompletnie rozmijają się z owego elektoratu systemem motywacyjnym. 

Kiedy skończyła się komuna często na ulicy można było usłyszeć głosy „Ja tam nie chcę rządzić, tylko żeby mną dobrze rządzili”. Wielu ludzi nie było kompletnie przygotowanych do demokracji, która wymaga samodzielnego myślenia, działania i współdziałania z takimi, którzy myślą podobnie. Powiedzmy sobie otwarcie – większość z nas nadal nie jest do tego przygotowana. Tymczasem politycy, jako to politycy na całym świecie, próbują zgromadzić jak największą liczbę nas, wyborców, wokół siebie, a robią to metodami również starymi jak świat, chwytami retorycznymi opracowanymi już w starożytnej Grecji, z tą tylko różnicą, że najczęściej jest to czysta amatorszczyzna. To dlatego na „rynku” politycznym pozostało dwóch najsilniejszych graczy. To te dwie partie wykształciły najlepsze metody kształtowania myślenia swoich wyborców. Manipulacja słowem to wielka sztuka i wcale niełatwa. Stosuje ją każdy, kiedy tylko otwiera usta, więc nie można od razu samej czynności zakwalifikować jako moralnie nagannej, a że najczęściej media karmią się przykładami negatywnymi, samo słowo „manipulacja” kojarzy nam się z czystym złem. Mądry rodzic, nauczyciel czy ksiądz również często stosuje manipulację słowną w celach jak najbardziej szlachetnych. 

Jeśli chodzi o polityków i ich uczciwość lub jej brak, to najtrudniej jest oczywiście dociec ich celów. Gdybyśmy je znali, cała gra słowna, jaką stosują, wszystkie sztuczki erystyczne i perswazyjne byłyby dla nas przejrzyste. Wiemy jednak, że przecież właśnie o to chodzi, że stosuje się różnego rodzaju tricki, żeby pewnych celów nie ujawniać. Oficjalnie niech ktoś wierzy, że chodzi o wolny rynek, a w rzeczywistości chodzi o to, żebyśmy się z kolegami wzbogacili dzięki powszechnie niedostępnym informacjom. Inni każą oficjalnie wierzyć, że chodzi o wartości, takie jak ojczyzna, rodzina itd., a tak naprawdę chodzi, żeby to nasi ludzie utrzymali się przy władzy i zarabiali na państwowych posadach. Czy aby nie przesadzam? Pewnie trochę tak. Wierzę, że istnieją ludzie kryształowo uczciwi, a nawet jeśli nie kryształowo, to ich uczciwość daleko wyrasta ponad krajową normę (w swojej masie nie jesteśmy niestety święci), ale to nie zmienia faktu, że żeby rządzić, muszą stosować wszystkie brudne chwyty, których niemoralna natura rzuca poważny cień na ową kryształowość. 

Wracając do meritum, nasi rodzimi manipulatorzy polityczni dzielą się na tych, którzy adresują swoje przemówienia do tych, którzy są nastawieni „toward” oraz tych, którzy są nastawieni „away from”. Komunę obaliły solidarnie obie grupy. Ci pierwsi chcieli zakładać biznesy, bogacić się, zakosztować życia znanego z zachodnich filmów lub (nieliczni) z wyjazdów zagranicznych. Ci pozostali chcieli oddalić od siebie groźbę represji, drożyzny i narzucania ideologii i światopoglądu, który był im obcy. Nic dziwnego, że w okresie transformacji te różnice musiały się ujawnić i w poważny sposób zaważyć na sposobie prowadzenia polityki w naszym kraju. Politycy najpierw UW, a potem PO próbowali i próbują kreować się na tych nastawionych „toward”, czyli chcą pokazać, że są otwarci na zmiany, a z kolei same zmiany są dobre, bo prowadzą do realizacji marzeń i aspiracji ludzi ambitnych i przedsiębiorczych. Przedstawiciele szeregu partii „narodowych” czy „niepodległościowych”, a także takich nieokreślonych ideologicznie populistów jak „Samoobrona” zdecydowali się prezentować swoje cele jako „obronę przed” – komunistami/liberałami/Żydami/Niemcami/Rosjanami/zachodnim kapitałem/ateistami itd. itp. 

Wystarczy wejść na jakiekolwiek forum internetowe, z osławionym forum Onetu na czele, żeby się przekonać, jak wielu ludzi reprezentuje ten ostatni typ myślenia. Ba, wśród zwolenników PO stanowią oni również niemały odsetek, ponieważ ich głównym celem jest uniknięcie rządów PiSu.
Na forum naszej-klasy, gdzie od trzech lat dyskutuję ze swoimi Koleżankami i Kolegami – Absolwentami IV LO w Łodzi, da się zauważyć bardzo prosta prawidłowość. Kiedy tylko zaproponuje się temat typu: „Co zrobić żeby…?”, albo „Jakie rozwiązanie proponujesz w sprawie…?”, nagle drastycznie spada aktywność uczestników forum. Na tydzień albo i na dłużej zapada martwa cisza. Ponieważ odczuwam pewną osobistą ambicję, żeby aktywizować ludzi na tym forum (jak mi się wydaje dla naszego wspólnego dobra, bo kontakty międzyludzkie uważam za wartość samą w sobie), bez skrupułów wykorzystuję drugą stronę tej prawidłowości i co jakiś czas podrzucam takie tematy polityczno-gospodarcze, które na sto procent zapewnią gorącą dyskusję. Kiedy tylko można kogoś skrytykować, ludzie nie potrafią się powstrzymać od wpisu, wtedy pojawiają się obrońcy krytykowanej osoby lub tezy i polemika nabiera rozpędu. Najczęściej nie prowadzi donikąd, bo też i donikąd ludzie nie chcą dojść. Myślenie nakierowane na budowanie – zarówno czegoś materialnego jak i np. stosunków międzyludzkich, eksplorację nowych obszarów, czy próbę wyjścia naprzeciw nowym wyzwaniom, jest dla wielu z nas po prostu nienaturalne. Jeśli ktoś nas zagaduje z takiej strony, to najczęściej w ogóle nie wiemy nawet jak zareagować. Z góry ustawiamy się na pozycji tych, którzy nie są od decydowania. A potem się dziwimy, że wszyscy dookoła nami kręcą, jak chcą. Jeśli będziemy się nastawiać tylko na to jak unikać zła, to nadal temu złu pozostawiamy inicjatywę (że posłużę się pewną metaforą, bo wiadomo, że „zło” w tym wypadku jest wynikiem hipostazowania). Kiedy podejmujemy działania „ku czemuś” to oczywiście nie ma gwarancji, że nam się uda i że unikniemy przeszkód i działań nam wrogich. Zmieni nam się jednak perspektywa w podejściu do wszystkich problemów. Istnieje bowiem o wiele większa szansa, że to my będziemy przynajmniej w części narzucać reguły gry. Bierność i ograniczenie swojej aktywności do unikania czegoś dla nas negatywnego prowadzi z jednej strony do zgorzknienia – bo oto my „robimy co możemy”, a zło jakoś nie chce zniknąć, a z drugiej do zaparcia się własnej podmiotowości, co jest jeszcze gorsze. Od razu przyznajemy sobie rolę liści na wietrze, a przecież wiadomo, co ten ostatni z nimi robi. 

Dużą rolę w kształtowaniu postawy biernej odgrywa myślenie narzucane przez pewnych duchownych (różnych wyznań). Inicjatywność przedstawiana jako pycha prowadząca do złych skutków staje się jakimś absolutem utożsamianym z szatanem, podczas gdy sama inicjatywność nie ma żadnego zabarwienia moralnego, natomiast ma jej kierunek. Bierne poddanie się woli Boga/Jehowy/Allacha, to najczęściej poddanie się inicjatywie bardzo konkretnych i całkowicie materialnych ziemskich przywódców podających się za wysłanników Najwyższego Dobra. Dobrze znamy skutki takich działań (np. talibowie, czy terroryści islamscy). W Polsce ks. Tadeusz Rydzyk, genialny specjalista od technik programowania (nie wiem, czy studiował NLP) ludzkich umysłów, zgromadził wokół siebie tych, którzy zdecydowanie reprezentują motywację typu „away from”. Doskonale wie, jak do nich przemawiać, jak podsycać ich negatywną motywację i utrzymywać ją na odpowiednim poziomie. 

Obserwuję moich studentów z różnych uczelni i widzę różne postawy. Często są one wynikiem wychowania w domu rodzinnym. Równie często kształtowały się w grupie rówieśniczej – w szkole, w rodzinnej wsi, przed blokiem itd. To już tam ludzie uczą się tego sposobu myślenia, który każe im doskonalić strategie unikania pewnych rzeczy/zjawisk/ludzi, zamiast inicjowania własnych działań. Nie twierdzę, że to jest cecha wyłącznie polska. Podejrzewam, że tak się dzieje na całym świecie. Człowiek jest istotą ekonomiczną, a w dodatku, wbrew obiegowemu powiedzonku, wielu ludzi myślenie boli. To dlatego od zarania dziejów nasz gatunek składa się z inicjatywnych przywódców (niekoniecznie najmądrzejszych i najlepszych) i z olbrzymiej masy biernych narzekaczy, którzy z racji swojej bierności są (cytat z „U Pana Boga za piecem”) „w dupę biorący”. Nie ma co tutaj rozdzierać szat – tak to po prostu działa i nic nie wskazuje na to, żeby się kiedykolwiek zmieniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz