poniedziałek, 28 października 2013

O sadystycznych ojcach, czyli o tym, że taki sam bodziec nie zawsze wywołuje taką samą reakcję



Przeczytałem wczoraj dwa teksty mówiące m.in. o sadystycznych ojcach. Jeden to był wywiad z Władysławem Kozakiewiczem, złotym medalistą z Igrzysk Olimpijskich w Moskwie, który z pokazania „wała” sowieckiej publiczności, zaś drugi traktował o Richardzie Kuklinskim (nie mylić z Ryszardem Kuklińskim), zawodowym mordercy i socjopacie.

Co łączy fenomenalnego tyczkarza z przełomu lat 70. i 80. ubiegłego stulecia z profesjonalnym zabójcą? Właśnie to, że obaj mieli sadystycznych ojców i obaj z tego powodu w dzieciństwie przeszli piekło. Kontrast między dwoma bohaterami artykułu jest jednak tak wielki, że po raz kolejny możemy się przekonać, że podobne warunki w okresie dojrzewania wcale nie muszą prowadzić do takich samych rezultatów wychowawczych.

Ojciec Kozakiewicza był, jak mówi sam zainteresowany, „czerstwym chamem”, do którego nie docierały żadne argumenty i którego nie można było niczym wzruszyć, natomiast kiedy zaczynał bić, to tak, że krew tryskała po ścianach – synów i żony. Ojciec Kiklinskiego również katował swoją rodzinę. O ile jednak Władysław Kozakiewicz dostrzega jeden punkt pozytywny obcowania ze starym sadystą (broń Boże go nie usprawiedliwia, ani w żadnym momencie nie pochwala bicia), to amerykański  płatny zabójca w „metodach wychowawczych” swoich rodziców nie widzi niczego, co by pozytywnie wpłynęło na rozwój jego osobowości, czy osobowości jego brata, który również był sadystycznym psychopatą.

Otóż Władysław Kozakiewicz twierdzi, że dzięki ojcu – „czerstwemu chamowi” sam również jest po części „czerstwym chamem”, a więc człowiekiem nie do złamania. Z pewnością zbawienny wpływ na obranie dalszej drogi życiowej i postawy wobec życia słynnego tyczkarza miał sport. Cechy „twardziela” w tej dziedzinie bardzo mu się przydały, ponieważ wkrótce dostrzegł, że tam, gdzie inni się załamują niepowodzeniami i poddają się, on potrafił zacisnąć zęby i po prostu ciężej trenować, ale nie przychodziło mu do głowy poczucie własnej niższej wartości.

Richard Kukliński, kiedy sam założył rodzinę, starał się być jak najlepszym mężem i ojcem, choć jak sam przyznaje, nie zawsze mu się to udawało. Natomiast wobec ludzi, których mordował, był bezlitosny. Czasami lubił się nad nimi pastwić, dając im przed śmiercią jakiś cień nadziei, np. pozwalając ofierze na modlitwę. Jak z perwersyjną satysfakcją twierdził, Bóg nigdy nie przychodził z pomocą.

Człowiek nie rodzi się jako „tabula rasa”. Doskonale wiemy, że dzieci tych samych rodziców i wychowywane w identyczny sposób potrafią w sobie rozwinąć zupełnie odmienne cechy charakteru, zainteresowania i maniery. Wychowanie z całą pewnością ma wpływ na późniejszy stosunek do świata, ale obawiam się, że nawet najgenialniejszy pedagog nie jest w stanie opracować uniwersalnej metody wychowawczej, która by oddziaływała tak samo na każdego. Niewątpliwie po wychowaniu w rodzinie patologicznej trudno się spodziewać, że ktoś wyrośnie na wynalazcę lub lekarza, ale równocześnie bardzo łatwo o fatalny w skutkach błąd oceniając dziecko po tym, z jakiego wywodzi się środowiska. Sam znałem jeszcze chodząc do szkoły podstawowej rodzinę, w której kilku z licznych braci już w dzieciństwie popadło w konflikt z prawem, podczas gdy inni wyrośli na porządnych ludzi. Jako nauczyciel również obserwuję dzieci z tzw. rodzin patologicznych, które są wrażliwe, miłe i uprzejme.

Bodźce wychowawcze bowiem, jak każde zresztą bodźce, przychodzą z zewnątrz. To, jak na nie reagujemy świadczy o tym, jak nas potem postrzegają. Jest dla mnie wielką zagadką dlaczego ludzie poddawani tym samym czynnikom stymulującym, potrafią wyciągnąć z nich tak odmienne wnioski i dokonać tak odmiennych wyborów własnych reakcji. Być może wpływ mają tutaj również czynniki pozornie przypadkowe, ale pozwalające na znalezienie azylu w innym niepatologicznym środowisku? Być może Władysław Kozakiewicz nie wyrósłby na porządnego człowieka, gdyby pewnego dnia brat nie wyciągnął go na trening? Tego oczywiście nigdy się nie dowiemy. Równie dobrze jednak osobowość młodego Kozakiewicza od dziecka kształtowała się w opozycji do złego postępowania ojca. Odczuwając zło na własnej skórze, być może od małego wyrobił sobie krytyczne podejście do takich zachowań, zaś „czerstwe chamstwo” ojca utrwalało i utwardzało w nim potrzebę skierowania się ku zachowaniom pozytywnym?

Richard Kuklinski, można powiedzieć, wyrobił sobie pewien idealny obraz rodziny zupełnie odmienny od tego, który wyniósł z domu, ale równocześnie nauczył się, jak bardzo skuteczna potrafi być przemoc. W stosowaniu jej wobec ludzi, których uważał za wrogów (w czasach, kiedy był nastolatkiem), a później wobec celów wskazanych mu przez mafijnych zleceniodawców, nie miał żadnych skrupułów. Być może więc psychopatyczne zachowanie miało jakąś głębszą (genetyczną?) przyczynę, skoro samym wystawieniem na bolesne bodźce nie wszystko da się wytłumaczyć?

Istnieją zjawiska, których nauka z pewnością tak szybko i prosto nie wytłumaczy. Owszem, możemy prześledzić kilka, a nawet kilka tysięcy przypadków, i spróbować wyciągnąć z nich jakieś wnioski ogólne. Niemniej nie zapominajmy, że w nauce (odwrotnie niż w polskim powiedzonku) wyjątek zaprzecza regule. A gdzie brakuje reguły (ogólnego prawa), tam trudno mówić o naukowości.

Wywiad z Władysławem Kozakiewiczem:  http://eurosport.onet.pl/lekkoatletyka/wladyslaw-kozakiewicz-jak-ojciec-mnie-bil-krew-byla-na-scianach/dnrrm
Artykuł o Richardzie Kuklinskim:  http://film.onet.pl/artykuly-i-wywiady/polak-na-uslugach-mafii/qf3ek

2 komentarze:

  1. Podczas czytania Pana wpisu nasunęło mi się pytanie - czy patologia odnosi się tylko do biedy, czy obejmuje również domy lepiej sytuowane?

    Pozwoli Pan, że podzielę się moim zdaniem na ten temat. W pierwszym przypadku często dochodzi nie tylko do sadyzmu fizycznego, ale również do werbalnego. Natomiast w drugim patologia jest często bardziej wyrafinowana i sięga sfer psychologicznych, moim zdaniem.

    Na pytanie, która z tych dwóch rodzajów patologii jest gorsza trudno odpowiedzieć, chociaż wielu twierdzi, że jest nim ten drugi rodzaj z czym osobiście się zgadzam. Zranionej psychiki nie można tak łatwo wyleczyć, jak ran i siniaków na ciele. Ktoś może mi w tym momencie zarzucić, że bicie fizyczne jest równoznaczne z biciem psychicznym, pozostawia bowiem siniaki nie tylko na ciele, ale i na psychice ofiary również.

    Zgoda! Tak właśnie jest z jednym tylko ale, moim zdaniem. Bity zarówno fizycznie jak i psychicznie częściej spotyka się w życiu ze zrozumieniem jego sytuacji i z czyjąś wyciągniętą do niego pomocną ręką. W tym samym czasie, gdy leczą się jego rany fizyczne, rany na psychice również zaczynają mniej boleć. Wsparcie drugiego człowieka działa pozytywnie i podpowiada ofierze przemocy, że świat składa się nie tylko z sadystów.

    Inaczej to wygląda w przypadku drugim, uważam, gdzie ktoś komuś wypija krew nie robiąc przy tym dziurki. Ofiara tej drugiej patologii od samego początku jest zupełnie sama ze swoim problemem i w swoim cierpieniu. Znikąd nie może oczekiwać pomocy, ponieważ najczęściej nikt jej nie wierzy. Na zewnątrz przecież nie widać jej ciągle nie gojących się ran. Właśnie dlatego uważam, że w tym drugim przypadku dochodzi w końcu do znienawidzenia wpierw samego siebie za swoją niemoc wyrwania się z błędnego koła, następnie wszystkich ludzi.

    Ofiara przestaje myśleć racjonalnie. Wydaje jej się, że wszyscy ją opuścili i że jedynym sposobem na przetrwanie jest przemoc, która w jej przypadku przybiera postać samoobrony. Ponieważ kształtował ją psychiczny sadyzm jest osobą całkowicie pozbawioną zaufania do kogokolwiek. Wszystkich traktuje jak swoich potencjalnych wrogów i oprawców, a stąd już jest niedaleko do tego by była ofiara przemocy psychicznej sama stała się oprawcą i to całkowicie bezwzględnym, i w obu kierunkach. Taka osoba jest jak tykająca bomba. Ból w niej narastający przez cały okres życia w patologii o podłożu psychicznym kiedyś musi znaleźć swoje ujście. Wtedy wystarczy mały incydent i wybuch gotowy. Nic już nie jest w stanie go powstrzymać. Drugim zapalnikiem może być popłatna propozycja świata przestępczego przynosząca ze sobą nie tylko kasę, ale i jego uznanie. Nie tak to pierwsze jak to drugie, nie zapominajmy, to jest to czego najbardziej ofiarą przemocy i poniżania w życiu brakuje.

    Dobrze się stanie, gdy będzie nim jakaś pasja związana z fizycznym wysiłkiem, np. sport, który pomoże byłej ofierze przemocy wyładować się, wykrzyczeć w inny sposób swój żal i wyrzucić ból w niej narosły. Dobre wyniki w tym co robi przynoszą ukojenie, a podziw innych i ich szacunek pomaga w odzyskaniu równowagi. Świat na powrót nie jest taki zły, a ludzie, okazuje się, nie są tylko potworami. Może się mylę, ale tak właśnie myślę w tym temacie. Pozdrawiam.

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Karolino, z pewnością słowo "patologia" jest niedoprecyzowane. Faktycznie zwykle kojarzy się z biedą i biciem, podczas gdy toksyczni rodzice zdarzają się w każdym środowisku, niezależnie od stopnia zamożności. Tortury psychiczne wielu rodziców zadaje w zupełnie dobrej wierze i niestety, jeżeli dziecko nie ma skąd czerpać siły (nie mam zupełnie pojęcia skąd), może mieć zwichnięte życie już na starcie.

    OdpowiedzUsuń