wtorek, 9 lutego 2010

A propos "Avatara"

Władimir Propp, radziecki teoretyk literatury opracował uniwersalny model bajki, gdzie zawsze występuje 7 postaci (np. bohater, przeciwnik, królewna itd.) i ma miejsce kombinacja 31 funkcji (np. zakaz, naruszenie zakazu, pośredniczenie, wyprawa, wesele itd.). Za pomocą tej ograniczonej liczby zmiennych można tworzyć nieskończoną ilość historii, nadając im tylko inne imiona i konteksty.

Odkrycie Proppa było poważnym wkładem w kierunek teorii literatury zwany strukturalizmem, którego zwolennicy doszukiwali się głębokich struktur każdego utworu literackiego, dzięki czemu teoria literatury mogła stać się wreszcie „twardą nauką”, czyli taką, której wyniki są w każdym przypadku prawdziwe i weryfikowalne.

W latach 60. strukturalizm, będący wówczas potęgą w świecie akademickim, został poddany krytyce i „zdekonstruowany”. Jednym z koronnych argumentów przeciw był fakt, że powstaje szereg nowych powieści, które wymykają się prostej analizie strukturalnej, że umysł ludzki jest w stanie wydobyć się ponad utarte schematy i stworzyć zupełnie nowe narracje.

W jakimś stopniu miłośnicy sztuki, w tym wypadku literatury, mogli odetchnąć z ulgą, bo oto ich ulubiona dziedzina, którą uważali za wynik nieograniczonych możliwości twórczego umysłu, została wyzwolona spod uzurpacji akademickich okularników – mistrzów wiwisekcji, po których analizie każdy, nawet najdoskonalszy, utwór literacki wydawał się niczym więcej niż lepszym lub gorszym mechanizmem.

Z pewnością powstają dzieła literackie, które wychodzą poza ramy znanych i opracowanych już struktur (choć nie do końca jest to takie pewne – człowiek mimo wszystko nie potrafi wyjść poza to, co już zna), ale nadal pozostają twórcy, którzy stanowią wdzięczne pole do popisu strukturalistów.

Dość łatwe do wykrycia są struktury powieści kryminalnych, sensacyjnych, czy popularnych romansów. Nic jednak nie przebije w przewidywalności hollywoodzkich produkcji filmowych.

Swego czasu miałem przyjemność wysłuchać wykładu amerykańskiego kulturoznawcy (niestety nie zapamiętałem jego nazwiska), który odwiedził Uniwersytet w Białymstoku, kiedy jeszcze studiowałem, na temat westernu. Otóż ów doktor stwierdził (co zresztą nie było wcale odkrywcze, ale bardzo na temat), że ludzie po prostu lubią oglądać (czytać), to co już znają. Miłośnicy danego gatunku (genre) każdą próbę przekroczenia schematu od razu wyczuwają i daje im to poczucie dotkliwego dyskomfortu. Działa to na takiej samej zasadzie, jak u dzieci, które domagają się co wieczór tych samych bajek, zaś kiedy rodzic chce coś w wieczornych opowieściach urozmaicić, dziecko od razu go sprowadza na „właściwe tory”. (Oczywiście mówimy o statystycznej większości, bo przecież istnieją dzieci, które uwielbiają zmiany, zwłaszcza podane w humorystycznej formie).

Hollywood nie chce i chyba nie może odejść od przyjętych kilkadziesiąt lat temu struktur. Nie może, bo najprawdopodobniej kalifornijscy producenci straciliby swój rynek, czyli tzw. przeciętnego widza, który chce miłości, happy endu, bohaterstwa, odrobiny draństwa, ale takiego, które bohater na końcu pokona itd. itp. To się powtarza praktycznie w każdym amerykańskim filmie (nie mówię oczywiście o żadnym „offie”) do tego stopnia, że coraz rzadziej filmy „made in Hollywood” w ogóle oglądam.

Równocześnie potrafię docenić umiejętności warsztatowe dobrego rzemieślnika, mającego do dyspozycji ograniczoną liczbę struktur. Jako miłośnik bluesa doskonale wiem, ile inwencji potrzeba, żeby wykrzesać coś świeżego z trzech akordów. Podobnie jest z twórcami schematycznych filmów hollywoodzkich. Jeżeli mimo ich przewidywalności, nadal je oglądamy, to jest w tym zasługa doskonałego warsztatu reżysera, aktorów i całego sztabu specjalistów, w tym komputerowców od efektów specjalnych (fach stosunkowo młody).

Bijący rekordy kasowego sukcesu „Avatar” Jamesa Camerona, chwalony jest przede wszystkim za nowatorstwo. Technika 3D, i 3D IMAX to niewątpliwie czynnik, który sprawia, że jest to film inny od wszystkich nakręconych przed nim. Same techniki dające złudzenie trójwymiarowości nie są już nowe, ale „Awatar” to pełnometrażowy (ba, ponadpełnometrażowy!) film z fabułą, a nie tylko dziesięciominutowy jarmarczny popis dla wycieczek szkolnych.

Kolorowy i „świetlany” świat księżyca Pandory (gwiazdy w układzie Alfa Centauri) jest obiektem eksploracji przez grupę ludzi (ziemian), którzy dysponują techniką wcielania się w osobników miejscowych przy pomocy skomplikowanej manipulacji DNA. Bohaterem jest Jake, który jako awatar staje się jednym z członków ludu Na’vi. Ujeżdża smoka Toruka, modli się do bogini Eywy i dzięki temu ratuje swoich nowych rodaków przed agresją swoich starych rodaków, czyli ludzi. Ci ostatni ulegają rozkazom złego generała, który przy pomocy buldożerów chce zniszczyć „drzewo głosów”, czyli świat Na’vi. Jake okazuje się zwycięzcą, natomiast, jak się łatwo domyślić, jego przejście na stronę szlachetnych Na’vi, spowodowane jest najpotężniejszą i najpiękniejszą siłą rządzącą niepodzielnie wszechświatem – miłością. Na’viańska Pocahontas sprawia, że ziemski John Smith sprzeciwia się złemu generałowi (gubernatorowi).

Struktura widoczna jak na dłoni. Mamy postaci znane z innych hollywoodzkich produkcji. Skojarzenie z Pocahontas nasuwa się niemal automatycznie. Są miejscowe „dzikusy”, które oczywiście okazują się o wiele szlachetniejsi od „cywilizowanych” i upojonych swoją wysoką techniką ziemian. Przedstawianie swoich jako barbarzyńskich okrutników ma dość długą tradycję. Voltaire, kiedy chciał wytknąć błędy społeczeństwa francuskiego, krytykę wkładał w usta Persa lub innego „barbarzyńcy”. Jean Jacques Rousseau wymyślił przecież sam termin „szlachetnego dzikusa”. Od tej pory przepojeni „szlachetnymi” uczuciami twórcy, czy to literatury, czy później kina, bez litości smagają „swoich”, a bezkrytycznie chwalą tych, których ci „swoi” chcą zniewolić, zniszczyć i wszelkie inne draństwo popełnić.

Trzeba przyznać, że w olbrzymiej liczbie przypadków przedstawiciele cywilizacji europejskiej skrzywdzili ludy Ameryki, Afryki i Azji w skali niewyobrażalnej. Z drugiej strony bezkrytyczne wynoszenie pod niebiosa kultury wszystkich tych miejscowych ludów, jest też dużym nieporozumieniem. W przypadku „Avatara” mamy spokojne sumienie, co do prawdy historycznej – lud Na’vi jest całkowicie zmyślony.

Struktura „Pocahontas” miesza się ze strukturą bajki Władimira Proppa, bo oto mamy pogromcę smoka, ale takiego, który go nie zabija, tylko wykorzystuje w szlachetnym celu. „Ciemna strona” ludzkiej natury w postaci głupiego w swym okrucieństwie generała zostaje pokonana dzięki miłości i na koniec jest słodko, jako to w hollywoodzkiej bajce być powinno.

Czy fakt, że „Avatar” oparty jest na do bólu tradycyjnej strukturze amerykańskiej baśni sprawia, że jest to film, który na pochwałę nie zasługuje? Nic podobnego. Sztuka opowiadania bajek przy pomocy coraz to nowszych środków stylistycznych zawsze zasługuje na wysoką ocenę. Stare narracje powtarzane od czasów Gilgamesza, a może i dawniejszych, to nasze dziedzictwo, które sprawia, że istnieją między nami, jako ludźmi jakieś więzy, że istnieje kod porozumienia ponad podziałami narodowymi, rasowymi i kulturowymi. Wszyscy nie cierpimy draństwa, chciwości i okrucieństwa. Wszyscy dążymy do szczęścia, które daje miłość. Język tych prostych emocji jest uniwersalnym systemem, który od niepamiętnych czasów daje nadzieję naszemu gatunkowi na lepszą przyszłość. Jeżeli więc stara struktura okazuje się tak żywotna, a środki do jej przekazania kolejnemu pokoleniu tak atrakcyjne, że przyciągają do kina tłumy, jakie ostatnio zanotowano w latach 70. minionego stulecia, to trzeba przyznać, że to dobrze. Mit ludzkości oparty na dążeniu do dobra jest nadal podtrzymywany, a przez to nadal jesteśmy ludźmi.

P.S.: Fajnie, chyba sam siebie przekonałem ;) :D Może faktycznie wybiorę się w końcu na tego „Avatara” ;)

A propos, słowo „awatar” stało się niezwykle modne dzięki gierkom komputerowym. Mogę się tylko pochwalić tym, że znałem je już w latach 70. XX wieku, ponieważ interesowała mnie mitologia, w tym indyjska. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się, że bóg (np. Wisznu), który schodził na ziemię, żeby pomieszkać wśród ludzi wcielał się w swojego awatara.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz