niedziela, 15 sierpnia 2010

Wakacyjna lektura

Mój syn uwielbia jeździć nad morze przede wszystkim z jednego powodu – w nadmorskich miejscowościach znajdują się namioty, w których sprzedaje się przecenione książki. Podczas naszego pobytu w Kątach Rybackich w zeszłym tygodniu zakupił ich kilka kilo (na sztuki 12) i sukcesywnie je czyta. Korzystając z takiej okazji również nabyłem trzy pozycje, z których jedną właśnie skończyłem.

Książkę napisało dwóch izraelskich profesorów, Izrael Finkelstein i Neil Asher Silberman. Tropiciele antypolskich spisków we wszelkich próbach rewizji naszej pełnej bohaterskiej chwały historii dopatrują się ręki nieżyczliwego nam światowego żydostwa. Zdziwiliby się jednak, jak Żydzi potrafią burzyć mity, na których oparta jest sama tożsamość ich własnego narodu. Naukowcy powinni być wierni prawdzie i tylko prawdzie, choćby ta przeczyła pięknym opowieściom o wielkich królach i herosach oraz mitom założycielskim.

„Dawid i Salomon”, książka, która w księgarniach wysyłkowych jest dostępna za ponad 30 złotych, w nadmorskim namiocie kosztowała równą dychę, więc zrobiłem dobry interes. Przeczytałem ją natomiast jako wakacyjną rozrywkę, ponieważ zawodowo zajmuję się obecnie czymś zupełnie innym.

Izraelscy archeolodzy na podstawie wykopalisk na terenie Jerozolimy, Samarii, Megiddo i innych miejscowości Palestyny (obecnie państwo Izrael) wykazują, że owszem Dawid i Salomon prawdopodobnie istnieli, ale byli raczej wodzami górskiej społeczności Judy, niż wielkimi królami zjednoczonego wielkiego Izraela. W X wieku p.n.e., czyli w czasach, kiedy przypadałoby panowanie Dawida i Salomona, sama Jerozolima była niewielką wioską, tak samo jak inne osady Judy. Na północy natomiast tworzyło się potężniejsze państwo Izrael, prawdopodobnie z królem Saulem na czele. Wszyscy trzej znani są tylko i wyłącznie z Ksiąg Królewskich i z Ksiąg Kronik, natomiast ich imiona nie są potwierdzone przez żadne źródła zewnętrzne.

Potęga Izraela przypada dopiero na panowanie króla Omri i Manassesa, i to dopiero z tych czasów pochodzą piękne pałace i stajnie (znane z legend o Salomonie). Potem jednak nadchodzą Asyryjczycy i niszczą państwo Izrael uprowadzając 30 tys. ludzi, a na ich miejsce osiedlając ludność z głębi imperium. Na ponad 200 tys. mieszkańców Izraela, było to dalekie od całkowitego uprowadzenia i rozproszenia 10 plemion północnych znanych z Biblii (w doktrynie mormonów wydarzenie to odgrywa np. rolę kluczową). Archeologia faktycznie pokazuje w okresie najazdu asyryjskiego wyludnienie miejscowości Izraela, a gwałtowny przyrost ludności w sąsiedniej Judzie. Nasuwa to myśl, że wielu Izraelitów zbiegło do górskiej Judy, która do tej pory pozostawała poza sferą zainteresowań Egiptu czy Asyrii, ponieważ jej znaczenie było żadne.

Królowie judzcy, tacy jak Ezechiasz czy potem Jozjasz, pragnąc zbudować jedność ludności swojego kraju, popierani przez kapłanów Jahwe, oparli się na kompilacji legend judzkich i izraelskich tworząc zrąb wspólnej „historii”. Jozjasza kapłani-propagandyści obwołali „drugim Dawidem”, bo wyeliminował kult innych bogów, zaś kult Jahwe zmonopolizował w świątyni jerozolimskiej (wcześniej były też inne sanktuaria tego bóstwa). Był to już wiek VII i to wtedy „cudownie odkryto” Księgę Powtórzonego Prawa. Do tego zaczęto spisywać (przed VIII wiekiem p.n.e. nie odnotowuje się aktywności piśmienniczej na tych ziemiach) legendy i mity, często dość nieudolnie je kompilując, ale wszystkie podporządkowując jednej myśli politycznej – z łaski Jahwe rządzi dynastia Dawida w postaci króla Jozjasza, który przywróci dawną potęgę Izraela, który był jednym królestwem pod berłem dwóch pierwszych władców. Kolejną doktryną lansowaną przez tradycję twórców Ks. Powt. Prawa było proste wytłumaczenie wszelkich niepowodzeń Izraela – kiedy tylko jego ludność okazywała się niewierna Jahwe, spotykały ją boskie kary najczęściej z rąk wrogów zewnętrznych.

Tymczasem w okresie panowania pobożnego i w pełni współpracującego z kapłanami Jozjasza sprawy zaczęły przybierać dla małego kananejskiego kraiku pomyślny obrót. Oto Asyria zaczęła coraz bardziej cierpieć ze strony Medów i państwo to znalazło się na skraju katastrofy. Jak to czasem w polityce bywa, na pomoc niedawnemu śmiertelnemu wrogowi wyruszył egipski faraon Necho. Oczywiście droga jak zwykle biegła przez Kanaan (Palestynę).

W takich to okolicznościach nieszczęsny Jozjasz uwierzył swoim kapłanom, że oto nadeszła pora odbudować potęgę Dawida i, że jest szansa pokonać armię faraona. Jak można się domyślić, „drugi Dawid” został zabity zaraz pierwszego dnia bitwy z Egipcjanami. Stało się to w pobliżu Wzgórza Megiddo, czy Har Megiddo, które potem w języku greckim stało się Armagedonem. Trauma dla narodu była straszliwa. Niedługo później na wschodzie Asyrię zastąpiło państwo nowobabilońskie, które całkowicie zlikwidowało Judę, uprowadzając jej króla Sedecjasza (wcześniej osadzonego na tronie przez samych Babilończyków) i arystokrację Judy między Eufrat a Tygrys. Kolejna trauma narodowa doprowadziła do ponownego przemyślenia historii i do utrwalenia religijnej interpretacji dziejów. Po powrocie do Kanaanu na mocy edyktu Cyrusa perskiego, Żydzi izolują się od potomków dawnego państwa Izrael, którzy co prawda przemieszali się z ludnością napływową, ale nadal czcili Jahwe, tyle że nie w Jerozolimie. Stąd się wzięli pogardzani przez Żydów Samarytanie.

Zorobabel, perski namiestnik prowincji Jehud, to ostatni znany potomek królewskiego rodu Dawida. Żadna z ksiąg nie mówi o jego potomkach. Krajem i wspólnotą żydowską rządzą kolejni gubernatorzy do spółki z kapłanami. Żydzi stali się narodem opierającym swoją tożsamość na religii. Czasy hellenistyczne i ustanowienie dynastii machabejskiej (hasmonejskiej) tym bardziej wzmacnia rolę kapłanów, bo Machabeusze niestety nie legitymowali się pochodzeniem od Dawida.

Kolejna trauma pobożnych Żydów to oczywiście zburzenie Świątyni w 70 r. n.e. jako skutek tłumienia przez syna cesarza Wespazjana, Tytusa, powstania, czy raczej szeregu równoległych powstań pod przywództwem samozwańczych „synów Dawida”. Szymon bar Goria (imię jego ojca, Goria, wskazuje, że był prozelitą, a więc Żydem z nawrócenia, a nie pochodzenia) próbował nawet zrobić na Rzymianach wrażenie cudotwórcy, pojawiając się na ruinach Świątyni niczym duch spod ziemi, ale niestety z mizernym skutkiem. Rzymscy legioniści zapewne niejedno w życiu widzieli i „cud” nie zrobił na nich żadnego wrażenia. Pojmali nieszczęśnika, zakuli i przetransportowali do Rzymu, gdzie po przemarszu w triumfalnym pochodzie Tytusa, samozwańczy „potomek Dawida” został stracony.

Tradycja Dawida i Salomona przeszła kolejne transformacje, stając się symbolem „złotego wieku” i dając nadzieję na nadejście „mesjasza” (namaszczonego) z rodu wielkiego króla, który odrodzi potęgę Izraela. Pobożni Żydzi wierzyli (i wierzą), że Mesjasza ześle Bóg, zaś człowiek nie ma prawa działać w tym kierunku. Gdyby bezbożni syjoniści nie wzięli spraw w swoje ludzkie ręce, współczesne państwo Izrael prawdopodobnie do dziś by nie powstało.

Dawid i Salomon to wzory dla królów chrześcijańskich od czasów barbarzyńskich przez całe średniowiecze. Daud i Sulejman to również uosobienie cnót pobożnych władców w tradycji muzułmańskiej.

Potęga legendy, memu, jest przemożna. To memy kształtują wirtualną rzeczywistość tekstową, która w życiu poszczególnych ludzi i całych wielkich zbiorowisk ludzkich, jest ważniejsza niż suche fakty, które są takie, że prawdziwy Dawid najprawdopodobniej był górskim watażką z wiejskiej Judy, który bruździł potężniejszemu sąsiadowi z północy (Izraelowi i jego królowi Saulowi), nie wahał się wchodzić w sojusze z Filistynami, ale z pewnością nie był w stanie podbijać i rządzić ziemiami poza Judą. Ani Egipcjanie, ani Asyryjczycy nawet o nim nie słyszeli. Tym bardziej potęga narracji krystalizującej się za Jozjasza i przybierającej kształt kanonu uznanych ksiąg w czasach hasmonejskich, jest godna podziwu.

Nie mogę się oprzeć refleksji dotyczącej współczesności. Wiara (nie tylko ta religijna) to czynnik bardzo ważny w budowaniu trwałych wartości. Bez wiary w słuszność sprawy i w zwycięstwo, żadne działanie nie miałoby sensu. Niestety jest też druga strona medalu – ślepa wiara i triumfalizm z niej wypływający prowadzi często do kompletnej i żałosnej klęski. Porywanie się z motyką na słońce w poczuciu wiary we własną szlachetność i opiekę sił nadprzyrodzonych, często na planie fizycznym kończy się katastrofą. Nieszczęsny król Judy Jozjasz zabity na polach Armageddonu (Har Megiddo) najlepiej ilustruje tę prawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz