środa, 20 lutego 2013

Niebezpieczne alianse (2)



UWAGA: Wszystkich Czytelników bardzo proszę o przeczytanie tekstu w całości i nie odrywania żadnego z jego fragmentów z kontekstu!

Nigdy nie ukrywałem, że nie jestem zwolennikiem rządów ochlosu, choć uważam za arogancję i podłość ze strony obecnie rządzących, że za ochlos uważają wszystkich, którzy znajdują się poza ich ugrupowaniem politycznym. Brak szacunku dla obywateli to jedna z najgorszych cech, jakie może przejawić rządzący. Oczywiście są gorsze, bo przecież może jeszcze obywateli bezprawnie aresztować i do nich strzelać, ale w warunkach demokracji ostentacyjne lekceważenie głosu społeczeństwa jest ze strony władz tragicznym błędem.

Druga strona medalu to jednak uleganie opiniom popularnym, lecz z gruntu głupim i szkodliwym. Problem polega właśnie na tym, że do słusznej krytyki władz, których polityka jest zła, dołączają się grupy, które przy okazji chcą wyeksponować swoje poglądy. Te z kolei mogą być wynikiem braku zrozumienia całości sytuacji, przesądów, czy wręcz jakiejś knajacko-więziennej mentalności. Raperzy, którzy skarżą się na brak dostępu do mediów, a równocześnie są z tego braku dostępu dumni, bo to przecież świadczy o tym, że są niebezpieczni dla establishmentu, w swoich tekstach często wyrażają całkiem słuszny gniew na system, który spycha tysiące ludzi na margines. Niestety w teksty te zawierają również agresję wobec ludzi, czy poglądów, które dla przeciętnego blokersa nie stanowią żadnego zagrożenia. Agresja ta wynika jednak z pewnego niepisanego „kodeksu” wynikającego z subkultury więziennej. Jeżeli raper w całkiem zgrabnie skonstruowanej rymowance skanduje hasła krytykujące rząd lekceważący obywateli i wciskający im ciemnotę, a równocześnie z pogardą i nienawiścią wyraża się o gejach jako „cwelach”, to jest to pewien sygnał, że kierunek robi się niebezpieczny.

Zorganizowani kibice jako grupa poparcia politycznego to beczka prochu, który może wysadzić nie tylko obecny porządek, ale również tych, którzy się tym prochem zechcą posłużyć. Nie jest oczywiście tak, że wszyscy kibice, nawet szalikowcy, to same żądne przemocy łobuzy, ale kiedy tłum rusza do akcji, może się okazać, że to właśnie oni stwarzają obraz całości. Dziennikarze nigdy nie pokażą grzecznie maszerujących tatusiów z dziećmi w klubowych szalikach, ale grupę najbardziej agresywnych „bojówkarzy”. Pal licho dziennikarzy. Rzecz w tym, że w tłumie nikt nie myśli, co świetnie opisał Gustav le Bon już pod koniec XIX wieku. Jeżeli ktoś rzuci hasło antysemickie, tłum je chętnie pochwyci. Co gorsza, bogobojni widzowie, którzy nawet w takim tłumie nie maszerują, w duchu się tym hasłom nie sprzeciwiają, bo przecież swoje wiedzą…

Bronisław Wildstein, który jest jednym ze sztandarowych prawicowych dziennikarzy polskich, i którego można wymienić jednym tchem obok Rafała Ziemkiewicza, w sprawie poparcia dla marszu niepodległości „wymiękł” prawdopodobnie właśnie ze względu na antysemickie hasła głoszone przez ugrupowania biorące udział w jego organizacji. Człowiek, który uważa się za polskiego patriotę i prawicowca, poczuł jednak dyskomfort w obliczu takich sojuszników, co np. Rafałowi Ziemkiewiczowi większych dylematów nie stwarza. Rafał Ziemkiewicz niejednokrotnie otwarcie krytykował antysemityzm, ale jak kiedyś stwierdził, nie mógł odrzucić wsparcia ludzi, którzy jako jedyni chcieli go bronić wobec lewicowej nagonki.

Osobiście jestem fanatykiem mówienia o wszystkim głośno i otwartego dialogu. Denerwuje mnie brak symetrii w krytyce postępowania pewnych środowisk żydowskich, podczas systematycznej krytyki Polaków, którym często w czambuł przypina się łatkę antysemitów. Żeby było wszystko jasne – nasz antysemityzm nie jest czymś, co można lekceważyć i nie jest wcale źle, jeżeli się go ludziom wytyka i za niego krytykuje. Oczywiście dopatrywanie się antysemityzmu tam, gdzie ma miejsce krytyka postępowania konkretnych środowisk żydowskich, jest nadużyciem. Niestety doświadczenie pokazuje, że przy nawet niewinnym, czy neutralnym zagadnieniu, przy którym poruszy się tematykę żydowską, zaraz pojawia się tak zmasowany wybuch antysemickich emocji, że obawiam się, że mój postulat mówienia o wszystkim głośno i otwarcie, stałby się tylko okazją do manifestacji nienawiści. Ja bowiem chciałbym rozmawiać o różnych sprawach przy założeniu, że wszyscy mamy dobrą wolę i że z takąż dobrą wolą, niczym Kargul z Pawlakiem z „Samych swoich”, „podchodzimy do płota” i dochodzimy do porozumienia. Obawiam się jednak, że kieruje mną wielka naiwność.

Wiadomość o chamskich wyzwiskach pod adresem sióstr Radwańskich ze strony izraelskiej hołoty (swoją drogą, nie jestem w stanie zrozumieć, jak na mecze tak „hrabiowskiego” sportu jak tenis przychodzi taki element), wywołała w Polsce szereg niezdrowych emocji. Akurat w tym wypadku nie tyle chodziło konkretnie o hasła antypolskie, co generalnie antykatolickie. Podobne ekscesy zdarzają się zresztą, kiedy grają też przedstawiciele innych narodowości.
Podniosły się głosy oburzenia, że polskie media nic na ten temat nie mówią, co oczywiście wytłumaczono sobie ich „zażydzeniem” itd.

Sam umieściłem na FB link do wiadomości na ten temat, żeby zwrócić uwagę na pospolite chamstwo, od którego żaden naród nie jest wolny.  Niestety, wiadomość ta została podchwycona przez ludzi, którzy momentalnie rozpoczęli „tradycyjny koncert antysemityzmu”. Pomyślałem wtedy, że generalnie już chyba rozumiem, dlaczego w mediach nie ma proporcji w krytyce Żydów w stosunku do naszej narodowej samokrytyki.

Jestem fanatykiem mówienia prawdy, ale równocześnie jestem niepoprawnym zwolennikiem porozumienia i współpracy między ludźmi. Wszystko wskazuje na to, że jest to objaw jakiejś potwornej naiwności. „Polityczna poprawność”, która narzuca (często bardzo słusznie) ograniczenia sposobowi mówienia, który niejako z góry zakłada pogardę i nienawiść wobec innych ludzi, w państwie Izrael nie istnieje. Możemy więc w telewizji zobaczyć program, w którym w chamsko-szyderczy sposób traktuje się chrześcijaństwo czy islam, na co nie pozwoliłaby sobie żadna europejska stacja telewizyjna. Antysemityzm TV „Trwam” to przy takich programach grzeczna pogadanka dla przedszkolaków. Chodzi jednak o wnioski, jakie należałoby z tego wyciągnąć. Z całą pewnością chciałbym, żeby „mowa nienawiści”, w tym nienawiści antypolskiej nie pojawiała się w mediach izraelskich czy generalnie żydowskich. Równocześnie sami powinniśmy się wystrzegać zachowań czy wypowiedzi antysemickich, ponieważ jest to po prostu złe! Nie uważam, żeby błąd popełniał ktoś, kto mówi o winie swoich przodków, bo nie uważam tego za objaw słabości, ale pewnego wyższego etapu rozwoju etycznego. Niemniej domaganie się napiętnowania pospolitego chamstwa po drugiej stronie powinno być sprawą zupełnie normalną i nie zawierającą dodatkowych podtekstów.
Myślenie przeciętnego antysemity nie polega bowiem na tym, że „oto konkretny izraelski cham obraził nasze rodaczki i należy go za to ukarać”, ale „(wszyscy) Żydzi nas obrażają, w takim razie pobiję pierwszego lepszego Żyda, który mi się nawinie pod rękę”. Takie myślenie jest właśnie tragiczne w skutkach i sojuszu z ludźmi tak myślącymi się obawiam.


CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz