Upadek poziomu wiedzy ogólnej wśród naszego społeczeństwa ma
szereg przyczyn. Reforma systemu oświatowego, który nie wiadomo dlaczego
postanowiliśmy wzorować raczej na amerykańskim niż na fińskim czy niemieckim,
osiągnęła jedynie to, że obcięto godziny wielu przedmiotów, w tym historii czy
geografii (w niektórych klasach szkoły podstawowej do jednej tygodniowo przy
nienaruszalnych dwóch godzinach religii), natomiast nie wprowadzono w zamian niczego,
co faktycznie realizowałoby postulat przygotowania młodych ludzi do
praktycznych zadań czekających ich w codziennym życiu. Jednym słowem,
zlikwidowano „nadmiar” wiedzy i nie zaproponowano niczego w zamian. Jeżeli przy
tym od czasu słyszę głosy ludzi nie tylko młodych, ale również i tych po
trzydziestce, że tej wiedzy „akademickiej” jest w szkole nadal zbyt dużo, mam
ochotę udać się nad rzeki Babilonu i zapłakać, bo to ci ludzie będą wprowadzać
kolejne reformy oświatowe i doprowadzać do kompletnego zidiocenia kolejnych
pokoleń.
Kilka tygodni temu pisałem o gierkowskim „Dzienniku
telewizyjnym”, który pod koniec lat 70. ubiegłego stulecia osiągnął długość
półtorej godziny (od 19.30 do 21.00). Poświęcano w nim trochę czasu tematom
krajowym (najczęściej „gospodarskie wizyty” Gierka w nowoczesnych fabrykach,
gdzie wszystko szło wspaniale), ale również ogromna część antenowego czasu
obejmowała wiadomości z zagranicy. Kiedy w szkole przerabialiśmy geografię
polityczną świata (nie wiem, czy teraz jest coś takiego, ale się dowiem), na
której nasza nauczycielka wymagała znajdywania na mapie wszystkich krajów
świata z podaniem ich stolic, praktycznie niewiele musiałem zaglądać do podręcznika,
ponieważ większość rejonów świata znałem z telewizji. W radiu i telewizji były
programy nie tylko podróżnicze (np. Klub sześciu kontynentów z redaktorem
Badowskim, czy filmy Tony’ego Halika), ale również publicystyczne dotyczące
problemów międzynarodowych, w których wypowiadali się co prawda zdeklarowani
komuniści, ale za to o ogromnej wiedzy na tematy, na które się wypowiadali.
Media zeszły na psy z tych samych powodów, dla których
prywatne szkoły wyższe w Polsce nigdy nie osiągnęły poziomu państwowych.
Głównym powodem jest oczywiście schlebianie klientowi (odbiorcy/studentowi).
Student jest zbyt słaby, żeby pojąć pewne trudne zagadnienia – wyeliminujmy te
zagadnienia. Widz woli oglądać idiotów robiących z siebie jeszcze większych
idiotów – dajmy im idiotów. Taki jest rynek.
„Specjaliści” od wolnego rynku, ludzie, którzy odnieśli
sukces w biznesie, uczą dziś młodych ambitnych – „zanim się za coś weźmiesz,
sprawdź, czy będzie na to zapotrzebowanie, bo inaczej stracisz tylko pieniądze”.
Poniekąd jest to bezsprzeczna prawda. Niemniej, gdyby producenci pierwszych
samochodów, którzy byli nie tylko biznesmenami, ale przede wszystkim
pasjonatami tego, co robili, pytali ludzi o ich potrzeby związane z wehikułem
napędzanym benzyną, zapewne otrzymaliby odpowiedź, że wystarczą im koleje i
powozy konne, zaś masy biedaków czy nawet przedstawicieli klasy średniej w
ogóle nie podróżowały, więc zapotrzebowanie byłoby żadne. Henry Ford dał
Amerykanom, nawet tym mniej zamożnym, możliwość zakupu samochodu i wkrótce bez
niego trudno było wyobrazić sobie życie.
Ten przykład ze świata gospodarki ma zilustrować pewien
mechanizm, który każe nam wychodzić poza doraźne potrzeby i odkrywać nowe
przestrzenie, a właściwie wcale nie odkrywać, tylko je tworzyć. Wychodzenie
naprzeciw potrzebom większości kończy się tym, że przestaje się dostrzegać
jakikolwiek sens w tworzeniu tych nowych przestrzeni, bo ludzie ich nie
potrzebują – bo po prostu nie znają.
Czasopisma, czy portale internetowe, które na początku
stawiają sobie pewne ambitne cele, a potem dosłownie na oczach czytelników w
przeciągu kilku tygodni staczają się do poziomu brukowca epatującego tanią
sensacją albo wątpliwej jakości rozrywką to niestety nasza codzienność. Fakt,
że sprawy międzynarodowe zniknęły z programów informacyjnych, lub przynajmniej
uległy drastycznej redukcji, wynika rzekomo z tego, że widzowie nie byli nimi
zainteresowani. Przypomina mi się mąż jednej z moich ciotek, typ Ferdynanda
Kiepskiego (niemal dosłownie), który przy każdym filmie, w którym nie było
strzelaniny i mordobicia, przełączał kanał telewizyjny mrucząc pod nosem z
dezaprobatą „ale gówna nadają w tej telewizji”. Były to czasy, kiedy były tylko
2 kanały. Teraz są takie stacje telewizyjne, które nadają tylko sport lub
seriale kryminalne, więc tego typu widzowie mogą się czuć usatysfakcjonowani.
Dlaczego jednak telewizja publiczna próbuje z nimi konkurować i jednocześnie na
przemian żebrząc i strasząc karami za niepłacenie abonamentu wydaje grube
miliony na wątpliwą rozrywkę i tanią sensację, rezygnując z wiadomości ze
świata?
Kiedy oglądamy filmy amerykańskie, zwłaszcza te familijne,
lub o młodzieży licealnej, uderza ignorancja na temat znajomości Starego
Kontynentu. Jeżeli ktoś mówi, że jedzie na wycieczkę do Europy, natychmiast
ktoś odpowiada „O, zobaczysz Paryż!” Chwała Woody’emu Allenowi, że w swoich
filmach postanowił przy okazji troszkę poduczyć swoich rodaków, pokazując im
Barcelonę i Rzym. Jeżeli Europa to Francja i Paryż. Jeżeli Paryż, to tam jedzą móżdżek
(czasami ślimaki), co dla każdego prostolinijnego amerykańskiego równiachy jest
po prostu ohydą. Lubimy się więc pośmiać z amerykańskiej ignorancji, nie
dostrzegając, że kolejne pokolenia Polaków niczym od Amerykanów różnić się nie
będą jeśli chodzi o wiedzę o świecie.
Po 1989 r. z publicznej przestrzeni medialnej zniknęła
Rosja. Przesadzam? Oczywiście władcy Kremla, Putin, czy w latach 90. Jelcyn,
pojawiali się i pojawiają od czasu do czasu, ponieważ są to ludzie, którzy
jednak współdecydują o losach świata. Rosja jednak w telewizyjnych programach
informacyjnych ogranicza się do pokazania operetkowego ceremoniału otwierania
drzwi przez wyprostowanych jak struny „ołowianych żołnierzyków” z „Dziadka do
orzechów”, przez które przechodzi Władimir Putin, a potem wygłasza jakieś
zdanie. Jako społeczeństwo nie wiemy nic o rosyjskiej kulturze, ani sytuacji
wewnętrznej. Oczywiście kto się interesuje, ten sobie te wiadomości znajdzie,
ale rzecz w tym, że mało kto się interesuje, bo wystarczają mu stereotypy z dowcipów,
które liczą sobie już ponad pół wieku.
Niewiele tak naprawdę wiemy o innych naszych bliskich
sąsiadach, w tym o Niemczech, które nadal są jedną z czołowych potęg
gospodarczych świata. O Francji słyszymy tylko przy okazji jakichś śmiesznych
posunięć socjalistycznego rządu. Tymczasem tylko dramatyczne wydarzenia w
Egipcie sprawiają, że od czasu do czasu telewizja zabiera nas do Afryki. Cała
reszta tego niezwykle interesującego kontynentu zniknęła ze świadomości
polskiego odbiorcy. Bliski Wschód nie daje nam o sobie zapomnieć ze względu na
krwawe jatki, jakie sobie gotują nawzajem mieszkańcy tego rejonu, ale np. media
niewiele robią, żeby przybliżyć przeciętnemu widzowi fenomen gospodarczy Chin,
specyfikę gospodarki Japonii, czy też współpracę mocarstw z ambicjami
zagrożenia gospodarczej hegemonii Stanów Zjednoczonych w postaci tzw. BRIC
(Brazylia, Rosja, Indie i Chiny). Idę o zakład, że mało kto w ogóle wie o takim
zjawisku.
Propaganda mediów komunistycznych była celowa i dobrze
zaplanowana. Informacje ze świata zawsze opatrzone były odpowiednimi
komentarzami nt. okropności kapitalizmu i zbawiennej roli socjalizmu. Niemniej oglądając
pierwszą lepszą migawkę filmową z Nowego Jorku czy Paryża, każdy Polak mógł na
własne oczy zobaczyć, że te tysiące samochodów dobrych marek mknących przez
szerokie ulice tych miast trochę kontrastują z przekazem o biednych robotnikach
uciskanych przez chciwych bogaczy. Paradoksalnie komuna ukręciła sobie bat na
własną skórę, ponieważ w pewnym sensie zbytnio wyedukowała społeczeństwo
pokazując mu „zbyt wiele” świata.
Nie lubię, kiedy ludzie próbują błyszczeć przy pomocy
pewnych klisz, czy sloganów, ponieważ wiem, że chcą wtedy się popisać jakąś „okrągłą
myślą”, jakimś podsumowującym stwierdzeniem, po którym nic już nie będzie można
dodać, ponieważ wygłaszając taką wyświechtaną myśl, sami już nie myślą. Jedną z
takich klisz jest „Głupimi łatwiej rządzić” (najśmieszniejsze jest to, że to
stwierdzenie często jest wygłaszane przez osoby, które same nigdy jakoś do
nauki się nie garnęły). Z grubsza można się z tym stwierdzeniem nawet zgodzić,
choć wcale nie do końca, bo najgorzej, kiedy głupi się zbuntują przeciwko
mądrym i wysuną jakieś głupie postulaty, co wcale nie jest takie rzadkie, ale
pomińmy już to. Nie wierzę w jakiś zorganizowany spisek, który celowo wpychałby
współczesne społeczeństwa w ciemnotę w celu łatwiejszego nim manipulowania.
Uważam, że upadek oświaty i to nie tylko w Polsce, bierze się z karygodnego
zaniedbania i braku odpowiedzialności. Jeżeli nie znajduje się nikt, kto by
masom zaproponował coś ambitnego, czy to w postaci dającego do myślenia filmu,
czy książki, czy wiadomości ze świata, one się o to wcale nie upomną. Nigdy nie
zapominajmy, że do życia potrzebne jest tylko jedzenie i picie. Potem idzie
schronienie przed zimnem i gorącem oraz opadami, potrzeby fizjologiczne i
seksualne. Gdyby człowieka na pewnym etapie nie popchnęła jakaś nieznana
wcześniej potrzeba (może konieczność, a może tylko ciekawość), być może jako
gatunek żylibyśmy obok naszych kuzynów szympansów i goryli na drzewach. Dlatego
odwoływanie się tylko do bieżących potrzeb ludzi, nigdy nie wyniesie ich na
żaden wyższy poziom. W jednym ze swoich programów Robert Makłowicz powiedział,
że narzeka się, że nasze społeczeństwo je zbyt mało ryb, ale od razu wyjaśnił,
że przecież wybór ryb w naszych sklepach jest znikomy. „Dajcie nam ryby, a
będziemy je jeść!” zakończył emfatycznie. Na tej samej zasadzie może jednak
należy, zwłaszcza w telewizji publicznej, zaproponować widzom coś ambitnego, w
tym jakąś szerszą wiedzę o współczesnym świecie, a być może więcej ludzi się
nią zainteresuje i zacznie o tymże świecie myśleć i rozmawiać.
Trafiłem dziś na ciekawą rozmowę radia TOK FM, w którym
bardzo trafnie zauważono, że dzisiaj Ryszard Kapuściński chyba nie miałby w
Polsce pracy. Całe szczęście, że jednak ktoś ten problem w ogóle dostrzega.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,14463051,W_Egipcie_krwawe_starcia__a_Polacy_jada_na_wczasy_.html#BoxWiadTxt