Nie wiem, kiedy rodzice mojego dziadka, Stefana Kubiaka,
przeprowadzili się do Łodzi. On sam urodził się jeszcze w Brudnowie, gdzie
pradziadek, jak pamiętam z opowieści ciotki, pracował jako ogrodnik. Ponieważ
dziadek Stefan był rówieśnikiem stulecia, przeprowadzka do Łodzi tamtego
pokolenia mojej rodziny musiała nastąpić po roku 1900. Myślę, że było to przed
1914, ponieważ przypominam sobie mgliście opowieści starszych, że dziadek
Stefan chodził na prywatne lekcje kaligrafii do kogoś na ulicy Złotej, co
zresztą zaowocowało tym, że wszyscy podziwiali jego piękny charakter pisma
jeszcze po jego śmierci.
Nie wiem, czym zajmował się pradziadek Antoni po
przeprowadzce do Łodzi na ulicę Wysoką, gdzie zamieszkał wraz z żoną i dziećmi
w kamienicy pod numerem 8. Wszystko wskazuje na to, że stać go było na
wynajęcie mieszkania i utrzymanie rodziny. Najstarszy brat dziadka, Władysław,
pracował w fabryce banknotów (oczywiście rosyjskich) na Targowej (taki jest
przekaz rodzinny, sam tego dokładnie nie sprawdzałem) i zarabiał dużo
pieniędzy. Był podobno mężczyzną żyjącym pełnią życia, co objawiało się późnymi
powrotami w stanie lekko wskazującym na spożycie alkoholu od jakiejś kobiety.
Podobno wołał wtedy swojego najmłodszego brata, czyli Stefana, żeby ten mu
ściągnął buty z cholewami. Za taką usługę hojny najstarszy brat dawał mu rubla,
co było kwotą niemałą, zwłaszcza dla małego chłopca.
Tenże Władysław został powołany do carskiego wojska podczas
I wojny światowej i już na Wysoką nie wrócił. Jego koledzy, którym się to
udało, w rozmowie z pradziadkami zaczęli przebąkiwać po pewnym czasie, że skoro
do tej pory nie wrócił, to już pewnie nie wróci. Ponieważ wszyscy oni
pobudowali własne domy, powzięto straszliwe podejrzenie, że Władka zamordowali
podczas powrotu do domu w celach rabunkowych, ponieważ skądinąd wiedziano, że
był człowiekiem niezwykle zaradnym. Jak widzimy, skłonność do snucia teorii
spiskowych to rzecz ponadpokoleniowa, a dzisiaj nie ma żadnych dowodów na to,
że okropne oskarżenie kolegów Władysława Kubiaka miało cokolwiek wspólnego z
prawdą. Oczywiście nie ma też żadnych dowodów na to, że poległ podczas działań
wojennych. W każdym razie, najstarszy z braci dziadka z I wojny światowej nie
powrócił.
Tymczasem na mapę Europy powróciła Polska, której początki
naznaczone były koniecznością odzyskiwania poszczególnych ziem oraz obrony
przed inwazją bolszewicką. W 1919 roku dziadek Stefan zaciągnął się na
ochotnika do Wojska Polskiego. Wbrew łatwym schematom, jakie mogłyby się
nasuwać z powodu retoryki rosyjskich zwolenników Lenina, polscy robotnicy, w
odróżnieniu od np. niemieckich czy brytyjskich, nie witali postępów rewolucji
bolszewickiej z entuzjazmem. Tysiące młodzieży ze środowisk robotniczych,
podobnie jak mój dziadek, z własnej nieprzymuszonej woli wstąpiło do wojska w
celu odparcia wschodniego barbarzyństwa.
Na wojnie dziadek dosłużył się stopnia kaprala saperów.
Wiem, że uciekając przed Budionnym przepłynął wraz ze swoim oddziałem rzekę
(prawdopodobnie Bug, ale tego na pewno nie wiem), choć nigdy przedtem ani nigdy
potem już nie pływał, ponieważ nie potrafił. Poza tym niewiele wiem o jego
wojennych przygodach. W tym momencie dochodzę jednak do celu dzisiejszego
wpisu. Otóż po podpisaniu traktatu ryskiego 18 marca 1921 roku, kiedy to
ustalono na mapie granicę między Polską a Rosją Sowiecką i Ukrainą Sowiecką
(którą Polska musiała uznać), trzeba było tę linię wytyczyć w terenie. Do tego
powołano mieszane komisje odpowiadające za poszczególne odcinki. Dziadek Stefan
pracował w jednej z takich właśnie komisji. O ile dobrze odtwarzam informację
ze starych opowieści rodzinnych, stacjonował w Lidzie. Posiadał legitymację
podpisaną ze strony rosyjskiej przez Feliksa Dzierżyńskiego, która zapewniała
mu bezpieczeństwo ze strony lokalnych władz sowieckich. Pamiętam też opowieść,
że komuniści już wtedy stosowali metodę propagandową polegającą na szybkim
transporcie towarów do sklepów w celu pokazania Polakom i zachodnim
obserwatorom, że pod rządami bolszewików panuje powszechny dobrobyt.
Żołd sapera z pewnością nie był zbyt imponujący, ale pensja
wypłacana z tytułu pracy w komisji granicznej prawdopodobnie była naprawdę
duża, a na dodatek wypłacana we francuskich frankach w złocie. Tutaj, przyznam
szczerze, mam pewien dylemat, ponieważ skądinąd wiadomo, że francuska waluta
poważnie podupadła podczas I wojny światowej i na jakiś czas zrezygnowano nawet
z parytetu złota. Nie jestem więc pewny, czy mogę się ściśle trzymać wersji
rodzinnej co do francuskości złotych monet, które dziadkowi wypłacano, ale tak
czy inaczej te monety zapewniały stabilność wartości majątku, który dziadek ze
sobą przywiózł.
Wysoka 8, kamienica, gdzie przed I wojną światową zamieszkał mój pradziadek Antoni z rodziną
Kiedy pokazał swoim rodzicom i rodzeństwu tak wielką ilość
pieniędzy, uradzono, że należałoby je jakoś korzystnie zainwestować. Po
przedyskutowaniu różnych pomysłów stanęło na tym, że Kubiakowie kupią kamienicę,
w której mieszkali, czyli tę przy Wysokiej pod ósmym. Jak głosi rodzinna
opowieść, ułożono się z właścicielem i nawet podpisano umowę.
Nikt już dzisiaj nie jest w stanie powiedzieć, za czyją radą
złote monety dziadka Stefana tuż przed sfinalizowaniem transakcji wymieniono na
walutę miejscową, czyli na polskie marki. Trudno określić, czy był to pomysł
kogoś z rodziny, czy życzenie właściciela kamienicy (obie te możliwości wydają
mi się niedorzeczne), czy też może był to wymóg natury państwowej, fiskalnej. Niestety
tak zrobiono. W przeciągu czasu (dzień, dwa, co do tego nie ma pewności), jaki
dzielił podpisanie umowy, a datę wpłaty należnej kwoty, wartość majątku dziadka
skurczyła się do niższej od wartości mieszkania, które zajmowała rodzina
Kubiaków. O kupnie kamienicy nie mogło być więc mowy.
Niedawno kamienicę "pod ósmym" ktoś ładnie odnowił
Podobno Antoni, drugi po Władysławie, brat dziadka, miał
jakąś smykałkę do interesów. Jego trzeci brat Michał jak i on sam, nigdy się
niczego nie dorobili, choć cieszyli się szacunkiem rodziny i sąsiadów. Dziadek
był typową „złotą rączką”. Jeszcze ja pamiętam (dziadek zmarł, kiedy miałem 6
lat), jak naprawiał buty. Opowiadał mi o historii Polski i pięknie rysował
wojów i rycerzy. To pamiętam doskonale. Od ojca i ciotki wiem, że w czasie
okupacji potrafił nie tylko buty zreperować, ale wręcz od początku uszyć. Znał
się na stolarstwie i ślusarstwie. Swego czasu samodzielnie zmontował radio
lampowe. Pod względem finansowym ani on, ani wujek Michał, nie odnieśli sukcesów
i nawet nie wiem, czy próbowali.
Wysoka 13, oficyna. Tutaj po II wojnie światowej zamieszkali moi dziadkowie. Tutaj sam mieszkałem od 1. do 12. roku życia. Do dziś potrafię wymienić wszystkich sąsiadów i pokazać okna ich mieszkań. Natomiast nigdy nie byłem nawet na podwórku kamienicy "pod ósmym".
Po zakończeniu II wojny światowej, kiedy dziadek wrócił z
Pomorza Zachodniego, gdzie został był wywieziony na roboty przez Niemców, a
babcia z tatą i ciotką z Chełmów (niedaleko Łagiewnik), gdzie z kolei
wysiedlono ich z ulicy Krzyżowej na Bałutach, bo tam akurat Niemcy organizowali
getto, rodzina zajęła przydzielone jej maleńkie mieszkanko na Wysokiej 13, zaś
wujek Michał ze swoją rodziną zamieszkał w niskim i jeszcze mniejszym pokoiku
na poddaszu pod piętnastym. Nie wiem, na ile wiarygodne są pewne opowieści, ale
mgliście przypominam sobie jak ktoś wspominał, że zarówno dziadkowi, jak i jego
bratu proponowano przestronne i wygodne mieszkania w kamienicy przy Złotej,
którą podczas okupacji zajmowały rodziny niemieckie, ale bracia albo się
przestraszyli, że ktoś im takie mieszkania później zechce odebrać, albo „nie
śmieli” zajmować mieszkań o takim standardzie. Jeżeli w tej opowieści jest coś
z prawdy, potwierdza się to, co utrzymują współcześni specjaliści od osiągania
sukcesu. W wielu przypadkach sami okazujemy się swoimi własnymi wrogami z
powodu swoich kompleksów. Niestety wiele wskazuje też na to, że pewne wzorce zachowań i podejść do tematów związanych z osobistymi finansami mogą w pewien sposób przedostawać się do wewnętrznych narracji kolejnych pokoleń.
Wysoka 15. "Pod piętnastym" na poddaszu (o ile dobrze pamiętam trzecie okienko od prawej) mieszkał starszy brat dziadka Stefana, wujek Michał. Jako dziecko często do niego biegałem, ponieważ był wspaniałym, pełnym poczucia humoru staruszkiem. Dziś brama jest zamurowana, zaś tabliczka informuje, że kamienica grozi zawaleniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz